PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II Apel Jasnogórski
Moi drodzy Bracia i Siostry!
Jasnogórscy Pielgrzymi!
Gromadzimy się u stóp sanktuarium w tej wieczornej godzinie, która
od wielu lat związała się na Jasnej Górze i w Polsce z tradycją
Apelu Jasnogórskiego. Gromadzimy się, ażeby wyśpiewać słowa tego
Apelu, które śpiewaliśmy, przygotowując się do tysiąclecia chrztu i
które nadal śpiewamy jako żywe świadectwo tego tysiąclecia, tego
polskiego milenium. Pragnę, korzystając z mojej obecności na Jasnej
Górze, przewodniczyć wspólnocie Apelu Jasnogórskiego dzisiaj i
jutro.
Pragnę w tej naszej wspólnocie powitać wszystkich pielgrzymów, a
zwłaszcza tych, którzy tutaj przybyli spoza Polski. Witałem już
wielu rano. Teraz widzę tu wśród zgromadzonych: dostojnego gościa,
arcybiskupa Esztergom, Prymasa Węgier, kardynała László Lékai.
Wprawdzie istnieje różnica w naszych językach, ale nasz gość dość
dobrze zrozumiał, że to jego właśnie pozdrawiamy, chociaż
pozdrawiamy po polsku. Stare polskie porzekadło mówi: „Węgier-Polak
dwa bratanki”. Kiedy zostałem wezwany na Stolicę Piotrową ze stolicy
krakowskiej, uważałem sobie za jeden z moich obowiązków, ażeby
pozdrowić tak bardzo bliski nam Kościół i naród. Czyniłem to w imię
wielorakich więzi historycznych. Czyniłem to jako następca św.
Piotra, ale jeszcze z pełną świadomością następca św. Stanisława.
Trudno byłoby w takim momencie nie przypomnieć, że przecież właśnie
z Węgier przybyła do nas królowa Jadwiga, ta wielka Pani, ta święta
Pani, ta opatrznościowa Królowa naszych dziejów, która spoczywa w
swoim wawelskim sarkofagu i jest tam nawiedzana przez rzesze
Polaków, jak też cudzoziemców, a wśród cudzoziemców najczęściej się
przy tym sarkofagu Jadwigi zatrzymują nasi bracia z Węgier.
Cóż więcej? Trudno byłoby tu wszystko przypominać z tych, jakże
równoległych do naszych polskich, dziejów Korony św. Stefana.
Wszyscy pamiętamy, jak wielkie zasługi położył dla Polski Stefan
Batory, który przybył do nas z Siedmiogrodu, był naszym królem,
jednym z największych w dziejach. I dlatego też myślę, że nie tylko
jako papież, ale jako Polak, jestem wyrazicielem uczuć wszystkich
moich rodaków, kiedy składam na ręce pierwszego przedstawiciela
hierarchii Kościoła na Węgrzech te życzenia dla Kościoła i dla
narodu. Złożyłem je już wówczas w odrębnym liście do Episkopatu
węgierskiego, dzisiaj je ponawiam stąd, z Jasnej Góry.
Moi drodzy Bracia i Siostry!
Wiele byłoby tematów do poruszenia, wiele środowisk ludzkich do
przypomnienia. Ogarnijmy je wszystkie naszym sercem, naszą modlitwą,
naszym Apelem. Pozwólcie jednak, że w sposób szczególny to moje
dzisiejsze rozważanie złączone z Apelem Jasnogórskim poświęcę
wielkiej, ludzkiej społeczności chorych — chorych i cierpiących w
całej naszej Ojczyźnie. Nie może w czasie tej mojej pielgrzymki po
Polsce zabraknąć słowa o chorych, którzy zawsze naprawdę są mi
bliscy i drodzy. Zawsze i wszędzie. Wiem, moi umiłowani, piszecie mi
o tym często w waszych listach, że wielu z was, chorych, ciężki
krzyż choroby, cierpienia ofiaruje w intencji papieża, w intencji
mojego posługiwania, w intencjach Kościoła i to tych
najważniejszych. Bóg wam zapłać.
Pragnę zapewnić chorych na całym świecie, ale dzisiaj pragnę
zapewnić przede wszystkim was, chorych w Polsce, że w mojej
modlitwie czuję szczególną z wami bliskość i więź. Jednoczę się
duchowo z wami wszystkimi. W szczególny sposób odnawiam to
zjednoczenie w duchu, które łączy mnie z każdym człowiekiem
cierpiącym, z każdym chorym przykutym do łóżka szpitalnego, czy do
wózka inwalidzkiego, z każdym człowiekiem, który w jakikolwiek
sposób nawiedzony jest krzyżem.
Drodzy moi Bracia i Siostry!
Zawsze spotkanie z wami, gdziekolwiek ono dokonywało się w
przeszłości, czy gdziekolwiek dokonuje się teraz, było i jest dla
mnie źródłem głębokiego poruszenia ducha. Czułem i czuję, jak
niewystarczające jest każde słowo, które mógłbym wypowiedzieć, w
którym mógłbym przekazać moje ludzkie współczucie. I tak to odczuwam
do dzisiaj, tak odczuwam zawsze. Pozostaje jednakże ten jeden
wymiar, ta jedna rzeczywistość, w której cierpienie człowieka
doznaje zasadniczej odmiany. Tym wymiarem, tą rzeczywistością jest
Krzyż Chrystusa. Na krzyżu swoim Syn Boży dokonał odkupienia świata.
I poprzez tę tajemnicę każdy krzyż, który dźwiga człowiek, nabiera
niepojętej po ludzku godności. Staje się znakiem zbawienia dla tego,
kto go dźwiga, a także dla innych. „Dopełniam w moim ciele, czego
nie dostawa cierpieniom Chrystusa” — napisał św. Paweł (por. Kol 1,
24). I dlatego też łącząc się z wami wszystkimi, którzy cierpicie na
całej polskiej ziemi — gdziekolwiek: po domach, po szpitalach,
klinikach, przychodniach, sanatoriach, wszędzie gdziekolwiek
jesteście, proszę was: czyńcie zbawienny pożytek z krzyża, który
stał się szczególnym udziałem każdego z was. Proszę dla was o łaskę
światła, o łaskę mocy ducha w cierpieniu, abyście nie upadli w
sercu, abyście sami widzieli sens cierpienia, a także drugich swą
modlitwą i swą ofiarą dźwigali. Nie zapominajcie też o mnie, nie
zapominajcie o całym Kościele, o całej sprawie Ewangelii i pokoju,
której służę z woli Chrystusa. Bądźcie, wy, słabi i po ludzku
bezsilni, źródłem siły waszego brata i waszego ojca, który trwa przy
was modlitwą i sercem.
„Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa” (Łk
1, 38) — to słowa, które Maryja wypowiada poprzez tyle ludzkich
warg: czasem spieczonych gorączką, trawionych cierpieniem, czasem
bliskich rozpaczy. Te słowa, które zostają jedynym blaskiem życia,
niech staną się dla was wszystkich stałym światłem waszej trudnej
drogi. I Bóg wam zapłać, drodzy bracia i siostry, Bóg wam zapłać! Wy
wszyscy bezimienni, którzy tutaj jesteście, bliscy mojemu sercu, do
których mówię i o których mówię wobec Pani Jasnogórskiej w tej
właśnie godzinie Jasnogórskiego Apelu.
I jeszcze pozwólcie, że do tego „Bóg zapłać” dołączę drugie „Bóg
zapłać”. To drugie jest dla wszystkich, którzy się o was troszczą,
którzy wam okazują serce. Którzy całe swoje życie poświęcają waszej
służbie, kształcą się w tym kierunku, zdają egzaminy, przechodzą
wielorakie ćwiczenia, potem pracują jako lekarze, czy to jako
pielęgniarki. Cała służba zdrowia, cały ten zastęp ludzi, który może
nie zawsze świadom jest tego, że wciela w sposób szczególny
powołanie ewangeliczne, bo przecież Chrystus powiedział: „Byłem
chory, a odwiedziliście Mnie”, a kiedy pytali Go: „Kiedyśmy to
uczynili”, odpowiedział: „Wszystko co uczyniliście jednemu z tych
braci moich najmniejszych — z tych przykutych do łoża boleści, do
inwalidzkiego wózka — Mnieście uczynili” (por. Mt 25, 36 nn). Niech
będą błogosławione ręce, niech będą błogosławione umysły i serca
wszystkich, którzy służą chorym. Niech to posługiwanie chorym i
cierpiącym będzie głośnym wezwaniem całej naszej Ojczyzny, całego
Kościoła w Polsce, wołaniem o obecności Chrystusa. Chrystus jest
wśród nas przez tych, którzy cierpią. Jeżeli dostrzegamy, jeżeli
wychodzimy na spotkanie, jeżeli pomagamy, jeżeli przenosimy na
rękach chorych, jeżeli opatrujemy rany, jeżeli wynosimy te wszystkie
szpitalne kubły, w których znajdują się odpadki po operacjach, po
opatrunkach, to wszystko razem jest wielkim wołaniem o obecności
Chrystusa wśród nas. Niech to wołanie będzie potężne w Kościele
polskim. Niech będzie powszechne w Kościele polskim. Niech wielu
będzie wolontariuszy tego posługiwania wśród duchownych, wśród
duszpasterzy, wśród sióstr zakonnych, wśród młodzieży. Jakież ja
wywiozłem z sobą z Polski wspomnienia młodzieży akademickiej, która
tak chętnie posługiwała chorym, choćby w czasie rekolekcji dla nich!
To całe duszpasterstwo chorych, ten cały wielki dział duszpasterstwa
charytatywnego w Polsce pragnę tu dzisiaj przywołać w godzinie Apelu
Jasnogórskiego, ażeby wszystkim tym ludziom, dobrym sercom,
podziękować od Serca Matki i od Serca Jej Syna. Zatrzymajmy się,
bracia i siostry, na tym jednym rozdziale naszego życia. Zanieście
to rozważanie i to pozdrowienie wszystkim chorym i cierpiącym, a
także wszystkim, którzy pomagają chorym chorować i cierpiącym
cierpieć; wszystkim ludziom czyniącym Chrystusowe miłosierdzie,
nawet jeżeli nie pamiętają o tym, że Chrystus jest jego źródłem.
|