PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Częstochowa, 4 czerwca
Homilia w czasie Mszy św. odprawionej pod Szczytem Jasnej Góry
1. „Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy...”
Przychodzą na myśl te słowa poety, wieszcza, który w inwokacji Pana
Tadeusza wyraził to, co znajdowało się w jego sercu i znajduje we
wszystkich chyba polskich sercach. „...co Jasnej bronisz
Częstochowy...” — pisał Mickiewicz, przemawiając językiem wiary, a
zarazem językiem tradycji narodowej. Tradycja ta sięga już prawie
sześciuset lat, czyli czasów królowej Jadwigi, błogosławionej Pani
Wawelskiej, początków dynastii jagiellońskiej. Obraz jasnogórski
stał się jednak wyrazem dawniejszej jeszcze tradycji, starszego
jeszcze języka wiary w naszych dziejach. Odzwierciedliła się w nim
cała treść Bogurodzicy, którą wczoraj rozważaliśmy w Gnieźnie,
wspominając misję św. Wojciecha i sięgając do samego początku
Ewangelii na polskiej ziemi.
Ta, która przemawiała pieśnią na ustach praojców, przemówiła w swoim
czasie tym Wizerunkiem, poprzez który wyraziła się Jej macierzyńska
obecność w życiu Kościoła i Ojczyzny. Jej macierzyńska troska o
każdą duszę, o każde dziecko, o każdą rodzinę, o każdego człowieka,
który żyje na tej ziemi, który pracuje, walczy, ginie na polach
bitew, zostaje skazany na zagładę, który zmaga się z sobą, zwycięża,
a czasem przegrywa, któremu wypada nieraz opuścić ojczysty zagon,
idąc na obczyznę, na emigrację, który... który... każdy...
Przyzwyczaili się Polacy wszystkie, niezliczone sprawy swojego
życia, różne jego momenty ważne, rozstrzygające, chwile
odpowiedzialne, jak wybór drogi życiowej czy powołania, jak
narodziny dziecka, jak matura czyli egzamin dojrzałości, jak tyle
innych... wiązać z tym miejscem, z tym sanktuarium. Przyzwyczaili
się ze wszystkim przychodzić na Jasną Górę, aby mówić o wszystkim
swojej Matce — Tej, która tutaj nie tylko ma swój Obraz, swój
Wizerunek, jeden z najbardziej znanych i najbardziej czczonych na
całym świecie — ale która tutaj w jakiś szczególny sposób jest. Jest
obecna. Jest obecna w tajemnicy Chrystusa i Kościoła — uczy Sobór.
Jest obecna dla każdego i dla wszystkich, którzy do Niej
pielgrzymują... choćby tylko duszą i sercem, choćby tylko ostatnim
tchnieniem życia, jeśli inaczej nie mogą.
Przyzwyczaili się do tego Polacy.
Przyzwyczaili się ich pobratymcy, sąsiedzi z różnych narodów. Coraz
więcej przybywa tu ludzi z całej Europy i spoza Europy. Kardynał
Prymas w takich oto słowach mówił w czasie Wielkiej Nowenny o
znaczeniu częstochowskiego sanktuarium w życiu Kościoła. Pytał: „Co
się stało na Jasnej Górze? Dotąd nie jesteśmy w stanie dobrze na to
odpowiedzieć. Stało się coś więcej, niż zamierzaliśmy (O tak, stało
się coś więcej, niż zamierzaliśmy!)... Okazało się, że Jasna Góra
jest wewnętrznym spoidłem życia narodu, jest siłą, która chwyta
głęboko za serce i trzyma naród cały w pokornej a mocnej postawie
wierności Bogu, Kościołowi i jego hierarchii. Dla wszystkich nas
była to wielka niespodzianka, że potęga Królowej Polski jest w
narodzie aż tak wspaniała”.
Cóż więc dziwnego, że i ja tu dziś przybywam. Przecież zabrałem z
sobą z Polski na stolicę św. Piotra w Rzymie ten polski nawyk, ten
„święty nawyk” Polaków, wypracowany wiarą całych pokoleń,
potwierdzony doświadczeniem chrześcijańskim tylu stuleci,
ugruntowany w mojej własnej duszy.
2. Bywał tutaj wielokrotnie papież Pius XI — oczywiście, nie jako
papież, ale jeszcze jako Achilles Ratti, pierwszy nuncjusz w Polsce
po odzyskaniu niepodległości, któremu tak wiele zawdzięczamy.
Kiedy po śmierci Piusa XII został wybrany na Stolicę Piotrową papież
Jan XXIII, pierwsze słowa, jakie po konklawe skierował do Prymasa
Polski, były związane z Jasną Górą. Wspominał swoją tutaj dawniejszą
obecność jako delegat apostolski w Bułgarii, a nade wszystko prosił
o stałą modlitwę do Matki Bożej w intencji swoich nowych zadań.
Prośba ta była codziennie spełniana na Jasnej Górze, nie tylko w
czasie pontyfikatu Jana XXIII, ale także jego następców.
Wszyscy wiemy, jak bardzo pragnął tutaj przybyć w pielgrzymce papież
Paweł VI, tak bardzo związany z Polską początkami swojej pracy w
warszawskiej nuncjaturze. Papież, który tak wiele uczynił dla
unormowania życia kościelnego w Polsce, zwłaszcza gdy chodzi o jej
obecne ziemie zachodnie i północne. Papież naszego milenium. Właśnie
na milenium chciał tutaj stanąć jako pielgrzym obok wszystkich synów
i córek narodu.
I darujcie, że dołączę wspomnienie. Nigdy nie zapomnę tego dnia 3
maja roku milenijnego na Jasnej Górze, kiedy pod portretem
nieobecnego Pawła VI wypadło mi, jako metropolicie krakowskiemu,
celebrować milenijną Eucharystię jasnogórską, nigdy tego nie
zapomnę!
Kiedy Bóg odwołał do siebie papieża Pawła VI w uroczystość
Przemienienia Pańskiego w roku ubiegłym, kardynałowie ustalili
konklawe na dzień 26 sierpnia — czyli właśnie wtedy, gdy w Polsce, a
przede wszystkim na Jasnej Górze obchodzono uroczystość Matki Bożej
Częstochowskiej. Wiadomość o wyborze nowego papieża Jana Pawła I
mógł biskup częstochowski podać już w czasie wieczornej Mszy św.
związanej z tą uroczystością na Jasnej Górze.
A cóż mam o sobie powiedzieć ja, któremu po trzydziestotrzydniowym
pontyfikacie Jana Pawła I wypadło z niezbadanych wyroków Bożej
Opatrzności przejąć po nim dziedzictwo i sukcesję apostolską na
stolicy św. Piotra w dniu 16 października 1978 roku? Cóż mam
powiedzieć ja, pierwszy po 455 latach papież wezwany na stolicę
rzymską spoza Włoch? Cóż mam powiedzieć ja, Jan Paweł II, pierwszy w
dziejach Kościoła i Ojczyzny papież-Polak, papież-Słowianin? Powiem
więc, że w owym dniu 16 października, który kalendarz liturgiczny
Kościoła w Polsce wiąże ze św. Jadwigą, myślałem przede wszystkim o
dniu 26 sierpnia: o poprzednim konklawe i poprzednim wyborze,
dokonanym w uroczystość Matki Bożej Jasnogórskiej.
Nie muszę już nawet mówić, że tak jak Jan XXIII, Paweł VI, Jan Paweł
I liczę na modlitwę u stóp Jasnogórskiego Wizerunku. Powołanie syna
polskiego narodu na Stolicę Piotrową zawiera w sobie oczywistą więź
z tym świętym miejscem. Z tym sanktuarium wielkiej nadziei — że mogę
powtórzyć tylko: Totus Tuus...
3. I oto dzisiaj znowu tutaj jestem z wami wszystkimi, drodzy bracia
i siostry. Z wami, umiłowani rodacy. Z tobą, Księże Prymasie Polski,
z tobą, niezłomny orędowniku, z tobą, rzeczniku wielkiej, niezłomnej
nadziei, która wytryska z dziejów tej doświadczonej Ojczyzny, z
wami, bracia arcybiskupi i biskupi, z całym Episkopatem, do którego
przynależałem przez pełnych dwadzieścia lat jako wasz brat, biskup,
arcybiskup i metropolita krakowski, jako kardynał. Tyle razy tutaj
przybywaliśmy razem! Jakże się cieszę, drodzy bracia, że dzisiaj
znowu jesteśmy tutaj razem! Że jesteśmy tutaj razem, drogi
metropolito krakowski, mój następco, metropolito wrocławski,
metropolito poznański, drodzy moi bracia biskupi, wszyscy po kolei,
jak was pamiętam po imieniu, tak jak was codziennie wymieniam w
modlitwie po Komunii św. Wszyscy i każdy! Jakaż to radość, że
dzisiaj znowu jestem z wami: bracia, bracia!
I jeszcze pozwólcie mi wyrazić i tę radość, że są tutaj i goście
nasi, goście tegorocznej uroczystości. Przybyli z różnych stron
świata, nawet z bardzo daleka. Najdalsi chyba z Japonii, tak
bliskiej nam przez błogosławionego Maksymiliana. Ale także i z
Ameryki Łacińskiej, z wyspy świętego Dominika. Z Brazylii biskupi,
nasi rodacy!
Ale i z bliska, z Europy, z sąsiedztwa, od zachodu i od południa: i
z Niemiec, i z Jugosławii. To tyle, co mogę rozpoznać pod tymi
parasolami, a kogo nie rozpoznałem, to dodamy później !
A teraz pozwólcie, że jeszcze jedną radość wyrażę. Cieszę się z
tego, że może mi w tej podróży towarzyszyć i tu, na Jasnej Górze,
być z nami, prosekretarz stanu, arcybiskup Agostino Casaroli, który
dobrze zna to miejsce i dobrze zna tę drogę do Polski. I drogę z
Rzymu ku Wschodowi, ku całemu Wschodowi! Przecież był wyrazem tej
niestrudzonej troski papieża Pawła VI o cały europejski Wschód i
cały Wschód!
I raduję się również z tego, że jest tutaj dzisiaj w moim
towarzystwie inny wytrwały podróżnik i pielgrzym do naszej ziemi
ojczystej i na Jasną Górę, arcybiskup Luigi Poggi. Wiem, że Matka
Najświętsza była dla niego również natchnieniem w tej samej wielkiej
i trudnej sprawie, której służył i służy z woli Stolicy
Apostolskiej.
Są tu jeszcze, moi drodzy, inni goście z Rzymu, którzy przybyli ze
mną: powiem wam ich nazwiska, żebyście sobie zapamiętali, bo są tu
pierwszy raz: arcybiskup Martínez i biskup Martin.
Musi wszystkich biskupów świata urzec Jasna Góra!
Moi drodzy, i tak mi się powiedziała znowu taka niekrótka wstawka i
już widzę, jak będą na mnie krzyczeć, że znowu dzisiaj przedłużyłem
kazanie... No, cóż zrobić z tym polskim, słowiańskim papieżem, co
zrobić?
Kochany Księże Prymasie!
Wprowadziłeś, ty, niestrudzony sługo Ludu Bożego, ty, niestrudzony,
niezmordowany miłośniku i służebniku Pani Jasnogórskiej,
wprowadziłeś w program swojego prymasowskiego pasterzowania
odwiedziny papieża w Polsce.
Księże Prymasie! Pozwól mi tylko to jedno jeszcze powiedzieć, że ci
się spełnia — i ja za to Bogu dziękuję — że ci się spełnia ten punkt
twego odważnego, bohaterskiego programu, duszpasterzowania w Polsce
i w świecie współczesnym!
Bóg zapłać! Bóg zapłać! Będziemy powoli wracać do toku naszych
rozważań, ale trudno nie podziękować Matce Bożej za te chwile
serdecznej, szczerej radości, która jest udziałem całego Ludu
Bożego, która jest wyrazem jego proroczej misji. To jest profetyczna
radość! Bóg wam zapłać!
Drodzy Bracia i Siostry, umiłowany Episkopacie Polski, z naszym
wspaniałym Prymasem na czele!
Tyle razy przybywaliśmy tutaj!
Stawaliśmy na tym świętym miejscu, przykładaliśmy niejako czujne
pasterskie ucho, aby usłyszeć, jak bije serce Kościoła i serce
Ojczyzny w Sercu Matki. Jasna Góra jest przecież nie tylko miejscem
pielgrzymek Polaków z Polski i całego świata. Jasna Góra jest
sanktuarium narodu. Trzeba przykładać ucho do tego świętego miejsca,
aby czuć, jak bije serce narodu w Sercu Matki. Bije zaś ono, jak
wiemy, wszystkimi tonami dziejów, wszystkimi odgłosami życia. Ileż
razy biło jękiem polskich cierpień dziejowych! Ale również okrzykami
radości i zwycięstwa! Można na różne sposoby pisać dzieje Polski,
zwłaszcza ostatnich stuleci, można je interpretować wedle
wielorakiego klucza. Jeśli jednakże chcemy dowiedzieć się, jak płyną
te dzieje w sercach Polaków, trzeba przyjść tutaj. Trzeba przyłożyć
ucho do tego miejsca. Trzeba usłyszeć echo życia całego narodu w
Sercu jego Matki i Królowej! A jeśli bije ono tonem niepokoju, jeśli
odzywa się w nim troska i wołanie o nawrócenie, o umocnienie sumień,
o uporządkowanie życia rodzin, jednostek, środowisk, trzeba przyjąć
to wołanie. Rodzi się ono z miłości matczynej, która po swojemu
kształtuje dziejowe procesy na polskiej ziemi.
Jeszcze jedno słowo do was, drodzy ojcowie paulini, stróże Jasnej
Góry! Niech dzień dzisiejszy jeszcze raz wam ukaże, jakiego
strzeżecie skarbu! Jak go macie strzec! Niech wam Maryja pomaga w
tym wielkim posługiwaniu!
Powiedziałem o procesie dziejowym, który toczy się w sercach
Polaków. Ostatnie dziesięciolecia potwierdziły ten dziejowy proces i
wzmogły go. W tym czasie dokonało się tutaj oddanie Polski
Niepokalanemu Sercu Maryi 8 września 1946 roku. Prowadzili wtedy Lud
Boży nasi wielcy poprzednicy: kardynał August Hlond i kardynał Adam
Stefan Sapieha. W dziesięć lat później odnowione zostały na Jasnej
Górze śluby Jana Kazimierza (1656-1956) w 300 lat od chwili, kiedy
ten król po okresie „potopu” ogłosił Bogarodzicę Królową Polskiej
Korony. Równocześnie zaś prawie, w 1656, w katedrze lwowskiej Maryja
została nazwana uroczyście przez monarchę, przez władcę tej ziemi
Królową Korony Polskiej. Jesteśmy dziedzicami tego tytułu i wielkich
ślubów! Od 1956 rozpoczęła się Wielka Nowenna przed tysiącleciem
chrztu Polski. I oto w roku polskiego milenium, 3 maja 1966 roku,
tutaj, na tym miejscu zostaje wypowiedziany ustami Prymasa Polski
jasnogórski Akt Oddania w macierzyńską niewolę Bogarodzicy za
wolność Kościoła w Polsce i świecie współczesnym. Ten historyczny
Akt zostaje wypowiedziany wobec nieobecnego tutaj ciałem, ale
obecnego duchem papieża Pawła VI, jako szczególne świadectwo wiary
żywej i mężnej, takiej, jakiej oczekują i jakiej potrzebują nasze
czasy. Jest to Akt Oddania w macierzyńską niewolę.
Mówi on o niewoli. Znaczenie słowa „niewola” tak dotkliwe dla nas,
Polaków, kryje w sobie podobny paradoks, jak słowa Ewangelii o
własnym życiu, które trzeba stracić, ażeby je zyskać (por. Mt 10,
39).
Wolność jest wielkim darem Bożym. Trzeba go dobrze używać.
Miłość stanowi spełnienie wolności, a równocześnie do jej istoty
należy przynależeć — czyli nie być wolnym, albo raczej być wolnym w
sposób dojrzały! Jednakże tego „nie-bycia-wolnym” w miłości nigdy
nie odczuwa się jako niewoli, nie odczuwa jako niewoli matka, że
jest uwiązana przy chorym dziecku, lecz jako afirmację swojej
wolności, jako jej spełnienie. Wtedy jest najbardziej wolna! Oddanie
w niewolę wskazuje więc na „szczególną zależność”, na świętą
zależność i na „bezwzględną ufność”. Bez tej zależności świętej, bez
tej ufności heroicznej, życie ludzkie jest nijakie! Tak więc słowo
„niewola”, które nas zawsze boli, w tym jednym miejscu nas nie boli.
W tym jednym odniesieniu napełnia nas ufnością, radością posiadania
wolności! Tutaj zawsze byliśmy wolni!
Jeszcze o tym Akcie jasnogórskim:
Słowa tego Aktu, wypowiedziane językiem polskich dziejowych
doświadczeń, polskich cierpień, ale i polskich zwycięstw, miały swój
profetyczny wydźwięk właśnie w owym momencie dziejów Kościoła i
świata. Właśnie po zakończeniu Soboru II Watykańskiego, który — jak
słusznie uważamy — otworzył nowy okres tych dziejów. Zapoczątkował
nową epokę, nowe, pogłębione rozumienie człowieka, jego „radości i
nadziei, ale równocześnie jego smutku i trwogi”, jego zagrożeń, jak
głoszą pierwsze słowa konstytucji pastoralnej Soboru Gaudium et spes.
Kościół pragnie wychodzić na spotkanie człowieka współczesności i
przyszłości, świadomy jego wielkiej godności, jego wspaniałego
powołania w Chrystusie... Kościół pragnie odpowiadać na odwieczne i
współczesne zarazem pytania ludzkich serc i ludzkich dziejów — i w
tym celu dokonał na Soborze dzieła gruntownego poznania siebie,
swojej natury, swojej misji, swoich zadań.
W dniu 3 maja 1966 roku Episkopat Polski dodaje do tego
fundamentalnego dzieła Soboru swój Akt jasnogórski: oddanie w
macierzyńską niewolę Bogarodzicy za wolność Kościoła w świecie i w
Polsce. Jest on wołaniem serca i woli, wołaniem całego
chrześcijańskiego jestestwa osoby i wspólnoty o pełne prawo do
głoszenia zbawczej misji, o misji tej wszechstronną skuteczność, o
jej nowe zakorzenienie w idącej (i już obecnej) epoce dziejów świata
— przez Maryję! Jest to zarazem jakieś na wskroś oryginalne
odczytanie tej prawdy o obecności Bogarodzicy w tajemnicy Chrystusa
i Kościoła, jak głosi VIII rozdział konstytucji Lumen gentium.
Odczytanie na wielką miarę wedle tradycji świętych — takich jak
Bernard z Clairvaux, jak Grignon de Montfort, jak Maksymilian Kolbe.
4. Papież Paweł VI przyjął owoc polskiego milenium z Jasnej Góry.
Świadczy o tym jego bulla znajdująca się przy wizerunku Czarnej
Madonny, a dzisiaj tutaj złożona, przy ołtarzu eucharystycznym.
Dzisiaj jego niegodny następca pragnie dokonać tego ponownie,
pragnie ponownie przyjąć ten Akt Oddania, przybywając na Jasną Górę
nazajutrz po uroczystości Zesłania Ducha Świętego, kiedy w całej
Polsce obchodzi się święto Matki Kościoła. Wiele razy Paweł VI
posługiwał się tym wezwaniem. Ale dzisiaj po raz pierwszy papież
obchodzi to święto, wyrażając wraz z wami, czcigodni i drodzy
bracia, wdzięczność dla swego wielkiego poprzednika, który od czasów
Soboru zaczął Maryję wzywać tym tytułem: Matka Kościoła. I tak Ją
też nazwał w swoim Credo Ludu Bożego.
Ten tytuł pozwala nam wniknąć w całą tajemnicę Maryi, od chwili
Niepokalanego Poczęcia poprzez Zwiastowanie, Nawiedzenie i Betlejem
aż do Kalwarii. Ten tytuł pozwala nam wszystkim odnaleźć się — tak
jak to przypomina dzisiejsza liturgia — w wieczerniku, gdzie
apostołowie wspólnie z Maryją, Matką Chrystusa, trwają na modlitwie,
oczekując po wniebowstąpieniu Pana na spełnienie się obietnicy: na
przyjście Ducha Świętego, ażeby mógł narodzić się Kościół! W
narodzinach Kościoła uczestniczy w sposób szczególny Ta, której
zawdzięczamy narodzenie Chrystusa.
Kościół raz narodzony w wieczerniku Zielonych Świąt, stale się rodzi
w tym wieczerniku. Rodzi się, aby stawać się naszą duchową matką na
podobieństwo Matki Słowa Przedwiecznego. Rodzi się, ażeby znaleźć w
sobie, wciąż znajdować w sobie, znamiona i moc tego macierzyństwa —
macierzyństwa Bogarodzicy — któremu zawdzięczamy, że „zostaliśmy
nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3, 1).
Przenajświętsze bowiem ojcostwo Boga samego posłużyło się w swej
zbawczej ekonomii tym dziewiczym macierzyństwem swojej pokornej
Służebnicy, aby dokonać w synach ludzkich dzieła boskiej wolności.
Kiedy więc — drodzy rodacy, czcigodni i umiłowani bracia w
biskupstwie, pasterze Kościoła w Polsce, oraz wy, dostojni goście —
jestem z wami tutaj, w dniu dzisiejszym, pozwólcie, że jako następca
św. Piotra zawierzę z tą samą żywą wiarą, z tą samą heroiczną
nadzieją, z jaką czyniliśmy to w pamiętnym dniu 3 maja polskiego
milenium, Kościół cały Matce Chrystusa. Pozwólcie, że przyniosę
tutaj to, co niedawno czyniłem w rzymskiej bazylice Santa Maria
Maggiore, a potem w Meksyku w sanktuarium w Guadalupe — te same
tajemnice serc, te same bóle i cierpienia epoki kończącego się
drugiego tysiąclecia od narodzenia Chrystusa, te same wreszcie
nadzieje i oczekiwania...
Pozwólcie, że wszystko to tutaj zawierzę! Pozwólcie, że wszystko to
zawierzę w nowy sposób! Jestem człowiekiem zawierzenia. Nauczyłem
się nim być tutaj! Amen.
|