PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Homilia w czasie Mszy św. odprawionej pod Szczytem Jasnej Góry dla
pielgrzymów z Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Witam zgromadzonych tutaj w tak wielkiej rzeszy pielgrzymów ze
Śląska i z Zagłębia. Dziękuję za słowa, które skierował do mnie
biskup Herbert, biskup Kościoła katowickiego. Witam go wraz z
wszystkimi biskupami koncelebrującymi z Katowic, z Częstochowy, z
Opola. Są to wszystko biskupi „siedzący na węglu”. Ja też się do
nich częściowo zaliczałem — ale tylko częściowo, na tyle, na ile
węgiel podchodził w stronę Jaworzna, Oświęcimia i Libiąża. Niemniej
byłem od wielu lat dopuszczany do tego węglowego towarzystwa, do
tego węglowego kolegium biskupów, i zapraszany przez biskupa
katowickiego do Piekar. Pierwszy raz w tym roku tak się złożyło,
Opatrzność Boża tak pokierowała, że nie przemawiałem osobiście ze
szczytu wzgórza piekarskiego do męskiej pielgrzymki w ostatnią
niedzielę maja. Przemówiłem tylko krótkim słowem pisanym, a — jak
słyszę — słowo żywe przejął po mnie mój następca, nowy metropolita
krakowski. Pragnę wam, drodzy bracia, z całej duszy podziękować za
te wszystkie lata wspólnego z wami pielgrzymowania do Matki Bożej
Piekarskiej.
Dzisiaj spotykamy się na Jasnej Górze.
1. Jasna Góra stała się stolicą duchową Polski, do której ze
wszystkich stron ojczystej ziemi podążają pielgrzymi, aby odnaleźć
tutaj jedność z Chrystusem Panem poprzez Serce Jego Matki. A nie
tylko z Polski samej, ale także i spoza jej granic. W tej chwili też
na wprost moich oczu widzę transparent, którego pierwsze słowa
odczytuję „Sviaty Otiec” — już wiem, skąd pochodzi. I tych
przybyszów spoza południowej granicy Polski wraz z wszystkimi tu
zgromadzonymi najserdeczniej pozdrawiam. Wizerunek Jasnogórski stał
się na całym świecie znakiem duchowej jedności Polaków. Jest to
równocześnie jakby znak rozpoznawczy naszej duchowości, naszego
zarazem miejsca w wielkiej rodzinie ludów chrześcijańskich,
zespolonej w jedności Kościoła. Przedziwne jest zaiste owo
królowanie Matki za pomocą Jej Jasnogórskiego Wizerunku: królowanie
Serca coraz bardziej potrzebne w świecie, który wszystko usiłuje
wyrazić przy pomocy zimnych kalkulacji i czysto materialnych celów.
Przybywając jako pielgrzym na Jasną Górę, pragnę stąd połączyć się
sercem z wszystkimi, którzy przynależą do tej wielkiej duchowej
wspólnoty, do tej ogromnej rodziny rozłożonej na całej ziemi
polskiej, a także poza jej granicami. Pragnę, abyśmy wszyscy
spotkali się w Sercu Matki. Nawiązuję łączność wiary, nadziei,
modlitwy ze wszystkimi, którzy tutaj przybyć nie mogą. Łączę się
zwłaszcza ze wszystkimi wspólnotami Kościoła Chrystusowego w Polsce,
z wszystkimi Kościołami diecezjalnymi oraz ich pasterzami, z
wszystkimi parafiami, rodzinami zakonnymi braci i sióstr.
W sposób szczególny jednakże zwracam się do was, którzy dzisiaj tu
przybyliście ze Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Bliskie mi są obie
te ziemie, oba te regiony Polski dawnej i współczesnej. Bogactwo
Polski współczesnej w znacznej mierze związane jest z tymi zasobami
natury, w które Opatrzność wyposażyła waszą ziemię, a także z tymi
olbrzymimi warsztatami pracy ludzkiej, które na tych ziemiach
powstały na przestrzeni ostatnich stuleci. Historycznie zarówno
Śląsk, jak i Zagłębie — ale zwłaszcza Śląsk — pozostawały zawsze w
bliskiej łączności ze stolicą św. Stanisława. Jako dawny metropolita
krakowski pragnę wyrazić szczególną radość z tego naszego spotkania,
które dzisiaj dochodzi do skutku u stóp Jasnej Góry. Zawsze byłem
sercem bliski Kościołowi katowickiemu i temu całemu Kościołowi,
który „siedzi na węglu” i mieszka wśród fabryk, hut. Temu
Kościołowi, który w całokształt życia katolickiego w Polsce wnosi
szczególne doświadczenia oraz szczególne wartości.
2. Przede wszystkim jest to doświadczenie olbrzymiej pracy. Bogactwa
ziemi, zarówno te, które ukazują się na jej powierzchni (Śląsk
Zielony), jak też i te, których szukać musimy pod ziemią, w głębi,
stają się bogactwami człowieka tylko za cenę pracy, ludzkiej pracy.
Potrzebna jest ta praca, praca wieloraka — i praca umysłu, i praca
rąk, praca inżynierów i profesorów uczelni technicznych, praca
górników, hutników — ażeby człowiek mógł wypełnić to wspaniałe
posłannictwo otrzymane od Stwórcy, które Księga Rodzaju wyraża w
słowach: czyńcie sobie ziemię poddaną (por. Rdz 1, 28). Ziemia jest
człowiekowi zadana, a przez pracę człowiek czyni ją sobie poddaną.
Praca jest też podstawowym wymiarem ludzkiego bytowania na ziemi.
Dla człowieka posiada ona nie tylko znaczenie techniczne, ale także
znaczenie etyczne. O tyle tylko można powiedzieć, że człowiek przez
pracę czyni sobie ziemię „poddaną”, o ile człowiek sam przez swoje
postępowanie okazuje się panem, a nie niewolnikiem ziemi, a także
panem, a nie niewolnikiem pracy.
Praca ma dopomagać człowiekowi do tego, aby stawał się lepszym,
duchowo dojrzalszym, bardziej odpowiedzialnym, aby mógł spełnić
swoje ludzkie powołanie na tej ziemi zarówno sam, jako
niepowtarzalna osoba, jak też we wspólnocie z drugimi, a nade
wszystko w tej podstawowej ludzkiej wspólnocie, jaką jest rodzina.
Łącząc się z sobą, mężczyzna i kobieta, w tej właśnie wspólnocie,
której charakter określił sam Stwórca od początku, dają życie nowym
ludziom. Praca ma umożliwić to, aby ta właśnie ludzka wspólnota
znalazła środki potrzebne do powstawania, do istnienia i do
utrzymania.
Racja bytu rodziny jest jednym z podstawowych wyznaczników ekonomii
i polityki pracy. Wówczas zachowują one swoją właściwość etyczną,
jeśli liczą się z potrzebami rodziny, z prawami rodziny. Poprzez
pracę dorosły mężczyzna powinien zdobyć środki potrzebne do
utrzymania swojej rodziny. Macierzyństwo zaś w polityce i ekonomii
pracy winno być traktowane jako wielki cel i wielkie zadanie samo
dla siebie. Łączy się bowiem z nim inna, wielka praca, w której nikt
matki rodzącej, karmiącej, wychowującej nie zastąpi. Nic też nie
zastąpi serca matki w domu, serca, które zawsze tam jest, zawsze tam
czeka. Prawdziwe poszanowanie pracy niesie z sobą należną cześć dla
macierzyństwa, a nigdy inaczej. Od tego też zależy zdrowie moralne
całego społeczeństwa.
Myśli moje i serce moje — raz jeszcze otwierają się ku wam, ludzie
ciężkiej pracy, z którymi tak wielorako związało mnie moje osobiste
życie, a potem i duszpasterskie posługiwanie. Życzę wam, ażeby
praca, jaką wykonujecie, nie przestała być źródłem waszej siły
społecznej. Ażeby pracą tą były silne wasze domy rodzinne. Ażeby
pracą tą była silna cała nasza Ojczyzna.
3. I dlatego jeszcze raz patrzę w stronę pracowitego Śląska,
Zagłębia — w stronę wielkich pieców, w stronę kominów fabrycznych, a
równocześnie w stronę tak licznych na tej waszej ziemi wieżyc
kościelnych. Jest to ziemia wielkiej pracy i wielkiej modlitwy.
Jedna z drugą ściśle zespolona w całej tradycji waszego ludu,
którego najczęstszym pozdrowieniem są słowa: „Szczęść Boże” — jest
to jeden z najwspanialszych skrótów, jakie istnieją we wszystkich
językach świata: dwa słowa łączące pamięć o Bogu z odniesieniem do
ludzkiej pracy.
Wypada mi dzisiaj błogosławić Bożą Opatrzność, dziękując za to, że
na tej waszej ziemi ogromny rozwój przemysłu, rozwój ludzkiej pracy,
poszedł w parze z budową kościołów, tworzeniem parafii, pogłębianiem
i umacnianiem wiary. Że nie związał się z dechrystianizacją (jak to
często bywało w różnych rejonach Europy), z rozdarciem tego
przymierza, jakie w duszy ludzkiej winny zawierać z sobą praca i
modlitwa. Wedle starego, mądrego benedyktyńskiego hasła „módl się i
pracuj”, które wytyczyło dzieje całej kultury europejskiej. Modlitwa
bowiem, która w każdą ludzką pracę wnosi odniesienie do Boga Stwórcy
i Odkupiciela, równocześnie przyczynia się do pełnego
„uczłowieczenia” pracy. Nasz czwarty wieszcz, Cyprian Kamil Norwid,
powie jeszcze więcej — że: „Praca na to jest... by się
zmartwychwstało”.
Wszakże ten człowiek, który z woli Stwórcy został od początku
wezwany, aby przez pracę czynić sobie ziemię poddaną, jest
równocześnie od początku stworzony na obraz i podobieństwo samego
Boga. I nie może inaczej odnaleźć siebie, potwierdzić tego, kim
jest, jak tylko szukając Boga w modlitwie. Szukając Boga, spotykając
się z Nim przez modlitwę, człowiek zarazem musi odnajdywać siebie,
skoro sam jest podobieństwem Boga. Nie może siebie odnaleźć inaczej,
jak tylko w tym swoim Pierwowzorze. Nie może też przez pracę inaczej
potwierdzić swego „panowania” nad ziemią, jak tylko modląc się
równocześnie. Modląc się i świętując Dzień Pański.
Drodzy bracia i siostry! Ludzie wielkiej, ciężkiej, gigantycznej
pracy ze Śląska, z Zagłębia, a także z całej Polski! Nie dajcie się
uwieść pokusie, że człowiek może odnaleźć siebie, wyrazić siebie,
odrzucając Boga, wykreślając modlitwę ze swego życia, pozostając
przy samej tylko pracy w złudnej nadziei, że same jej wytwory bez
reszty nasycą wszystkie potrzeby ludzkiego serca. Nie samym bowiem
chlebem żyje człowiek! (por. Mt 4, 4).
A mówi to do was człowiek, któremu ogromnie leży na sercu ta
olbrzymia, gigantyczna polska praca, jej owoce, jej skuteczność, jej
reputacja w całym świecie. Mówi to człowiek, któremu najgłębiej leży
na sercu, ażeby Polska stała się bogata i potężna przez swoją pracę.
Pamiętajmy jednak słowa: „Nie samym chlebem żyje człowiek”. Słowa te
wypowiedział Ten, który zna ludzkie serce i dał dość dowodów troski
o materialne potrzeby. Modlitwa Pańska, tak bardzo zwięzła, zawiera
w samym środku prośbę o chleb. A mimo to nie samym chlebem żyje
człowiek. Pozostańcie wierni tym słowom. Pozostańcie wierni
doświadczeniu pokoleń, które uprawiały tę ziemię, które wydobywały
na wierzch jej ukryte bogactwa, z Bogiem w sercu, z modlitwą na
ustach. Zachowajcie to, co było źródłem duchowej siły waszych ojców
i praojców, waszych rodzin, waszych wspólnot! Niech stanie się na
nowo „modlitwa i praca” podstawą siły w tym pokoleniu, a także w
sercach waszych dzieci, wnuków i prawnuków.
4. Mówię wam więc: „Szczęść Boże”!
A mówię to poprzez Serce Matki — Tej, której jasnogórskie królowanie
jest tak bardzo macierzyńskim matkowaniem dla nas wszystkich.
I mówię to poprzez Serce tej Matki, która jeszcze bliżej waszych
domów, waszych kopalń i fabryk, waszych miast i wsi obrała sobie
miejsce w Piekarach i stworzyła tam swoje duchowe, macierzyńskie,
maryjne zagłębie. Zagłębie ludzkich dusz i serc, które musi
odpowiadać Zagłębiu i Śląskowi fabryk, kopalń i hut. Zagłębie
maryjne, polskie, zagłębie ludzkich serc. To, co mówię dzisiaj ze
Szczytu Jasnogórskiego, dołączcie do tego, co tylekroć mówiłem do
was jako metropolita krakowski ze szczytu wzgórza piekarskiego. I
nie myślcie, że ja się z tego szczytu wzgórza piekarskiego tak łatwo
wyprowadzę. Nie myślcie! To już za mocne przyzwyczajenie, za silny
nawyk! I nawet nie wiem, dlaczego miałbym się z tego nawyku wyzwolić
i wyleczyć? Moi drodzy, chociaż nawet taki potentat duchowy, jak
biskup katowicki nie może sprawić tego, żebym jeszcze przyjechał do
Piekar jako metropolita krakowski, bo z tym Pan Jezus już załatwił
sprawę, to już Pan Jezus sam rozstrzygnął, to przecież... to
przecież są różne inne sposoby. Biskup katowicki jako potentat nie
tylko ducha, ale i techniki znajdzie sposoby na to, żebym ja tam co
roku mógł się do was przynajmniej krótko odezwać: albo słowem
pisanym, albo słowem radiowym.
Za długo byłem metropolitą krakowskim, żebym nie wiedział: „Ślązakom
zawsze mało”!
Na razie niech na tym zostanie. Chcę tylko, żebyście na pamiątkę
tego spotkania wzięli ode mnie dwa dary. Jeden dar to jest ta świeca
paschalna już ze Stolicy Piotrowej, z Bazyliki św. Piotra.
Przekazuję ją wam na ręce waszego biskupa. A drugi mój dar to jest
ta stuła papieska, w której teraz do was przemawiam i chcę ją tylko
dla Piekar zostawić.
No, i niech to na dzisiaj wystarczy. Tylko was jeszcze proszę,
żebyście zawsze przez powietrze, przez te 1500 kilometrów (to nie
jest tak daleko, bliżej niż do Guadalupe), żebyście przez powietrze
krzyknęli od was do papieża: „Szczęść Boże!”
A jak tak krzykniecie mocno, to papież usłyszy i powie wam: Bóg
zapłać! Ale, moi drodzy, to jeszcze nie koniec, ale już prawie że
koniec. Trzeba też, żebyście czasem tak otworzyli ucho i posłuchali
przez te 1500 kilometrów, jak papież do was mówi: Szczęść Boże! No i
tylko tak, żebyście tak odpowiedzieli, to wystarczy.
Amen.
|