PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Przemówienie do Konferencji Episkopatu Polski
Wasza Eminencjo, Najdostojniejszy Księże Prymasie,
Drodzy moi Bracia, Metropolici, Arcybiskupi i Biskupi polscy!
Bardzo jestem wdzięczny za zaproszenie na tę konferencję i za
zaproszenie również wspólnie ze mną moich współpracowników
przybyłych z Rzymu, przede wszystkim księdza arcybiskupa Casaroli,
prosekretarza stanu, który dobrze zna Polskę; z kolei również
księdza arcybiskupa Poggi, który przybywa często jako przewodniczący
delegacji Stolicy Apostolskiej do rozmów z rządem PRL dotyczących
normalizacji stosunków; księdza arcybiskupa Eduardo Martíneza,
Hiszpana, który od paru dni zajmuje stanowisko substytuta, zastępcy
sekretarza stanu; i oczywiście księdza biskupa Jacques’a Martina,
który piastuje urząd prefekta Domu Papieskiego.
1. Pragnę nade wszystko wyrazić radość, a także głębokie wzruszenie
z dzisiejszego spotkania. Konferencja Episkopatu Polski była i
pozostaje tą wspólnotą i tym środowiskiem, spośród którego Chrystus
— niezbadanym swoim wyrokiem — powołał mnie w dniu 16 października
1978 r. na rzymską stolicę św. Piotra, dając poznać swoją wolę
poprzez głosy kolegium kardynalskiego zgromadzonego na konklawe w
Kaplicy Sykstyńskiej. Kiedy dzisiaj mam znowu szczęście uczestniczyć
w posiedzeniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski na Jasnej
Górze, nie mogę nie wyrazić przede wszystkim moich uczuć
wdzięczności oraz braterskiej solidarności, które sięgają samych
początków mojego powołania biskupiego w 1958 roku. Pamiętam, że
pierwsza konferencja, w której uczestniczyłem jeszcze jako biskup
nominat, odbywała się wówczas także na Jasnej Górze w pierwszych
dniach września. Przewodniczył, jak dzisiaj, Ksiądz Prymas.
W ciągu dwudziestu lat przynależności i uczestnictwa w pracach
Konferencji Episkopatu Polski mogłem nauczyć się bardzo wiele
zarówno od poszczególnych członków tej biskupiej wspólnoty,
poczynając od najdostojniejszego Prymasa Polski, jak też od
wspólnoty jako takiej. To bowiem, co w szczególny sposób
charakteryzuje polską Konferencję Episkopatu — to jest owa jedność,
która stanowi źródło duchowej siły. Episkopat Polski właśnie przez
tę swoją jedność służy najbardziej Kościołowi w Polsce, a zarazem
Kościołowi powszechnemu. Społeczeństwo zdaje sobie dobrze z tego
sprawę i obdarza Episkopat Polski zaufaniem rzetelnie zasłużonym.
Zaufanie to odnosi się do całego Episkopatu, do wszystkich
arcybiskupów i biskupów w ich własnych diecezjach. W sposób
szczególny odnosi się ono do Prymasa Polski, o którym pragnę
powiedzieć dzisiaj choćby tylko to, co już wielokrotnie wyrażałem:
mianowicie, że jest on człowiekiem opatrznościowym dla Kościoła, a
także dla Ojczyzny. Nie tylko Polacy, ale także przedstawiciele
innych społeczeństw w Europie i w świecie dają temu wyraz — i
wspólnie z nami dziękują Bogu za to, że taką moc raczył dać
człowiekowi (por. J l, 12) tu, w tym miejscu i w tych czasach.
W ciągu tych dwudziestu lat biskupstwa, kiedy dane mi było spełniać
posługę w Kościele krakowskim, naprzód przy boku śp. arcybiskupa
Eugeniusza Baziaka (metropolity osieroconej stolicy lwowskiej), z
kolei w charakterze metropolity krakowskiego i kardynała, następcy
śp. księcia kardynała Adama Stefana Sapiehy na stolicy św.
Stanisława, nagromadziło się w sercu moim ogromnie wiele długów
wdzięczności, które spłacam, jak umiem, pamięcią i modlitwą w
stosunku do polskich kardynałów, arcybiskupów, biskupów, zarówno
żyjących jeszcze, jak też i zmarłych. Ci zmarli nie przemijają w
pamięci, zwłaszcza jeśli dane mi było poprzez współpracę znaleźć się
bliżej w zasięgu promieniowania ich osobowości, jak przede wszystkim
wspomniani arcypasterze krakowscy, jak śp. kardynał Bolesław
Kominek, metropolita wrocławski, jak śp. arcybiskup Antoni Baraniak,
metropolita poznański, a z kolei zaś wspaniałe i niezapomniane,
pełne człowieczej oryginalności i chrześcijańskiego autentyzmu
postaci biskupów ordynariuszów i sufraganów, których Pan w ciągu
tego dwudziestolecia powołał do siebie.
Chciałbym ich tutaj wymienić po imieniu i po nazwisku. Można by
napisać monografię o każdym, jak ich pamiętam, i według kryterium,
co od nich otrzymałem. Mówię tylko o zmarłych. Nie mogę nie
wspomnieć tutaj śp. kardynała Bolesława Filipiaka — który wprawdzie
nie był członkiem Konferencji Episkopatu Polski, ale przez długie
lata służył Stolicy Apostolskiej — wiele razy w Rzymie go
spotykałem.
Udział w pracach Episkopatu Polski pozwolił mi zbliżyć się do
problematyki współczesnego Kościoła w jego wymiarach uniwersalnych.
Dokonało się to nade wszystko dzięki Soborowi, w którym miałem
szczęście uczestniczyć od pierwszego do ostatniego dnia. Wchodząc w
tę olbrzymią problematykę, której Vaticanum II dało ostateczny wyraz
we wszystkich swoich dokumentach, mogłem sobie równocześnie
uświadomić, jakie — jak szczególne i odpowiedzialne — jest miejsce
Polski, a nade wszystko Kościoła w Polsce na wielkiej mapie świata
współczesnego, do którego wszyscy jesteśmy posłani, tak jak posłani
zostali w momencie wniebowstąpienia Chrystusa Pana Jego apostołowie
poprzez te słowa: „Idąc na cały świat, nauczajcie wszystkie narody”
(por. Mt 28, 19). Świadomość ta pogłębiała się w dalszym ciągu
poprzez lata posoborowe, zwłaszcza dzięki pracom w Synodzie Biskupów
i w różnych kongregacjach. Ojciec Święty Paweł VI był dla mnie — nie
powiem — ”wymagający”, ale „szczodry” i chętnie mnie powoływał do
różnych zadań przy Stolicy Apostolskiej. Wspominam Concilium pro
Laicis, wspominam zwłaszcza bardzo bliską memu sercu współpracę w
Kongregacji pro Institutione Catholica, Kongregacji ds. Kleru, przez
pewien czas w Kongregacji dla Kościołów Wschodnich. Najbardziej
jednak w Synodzie, a przede wszystkim przez trzy kadencje w Radzie
Sekretariatu Generalnego Synodu, która za każdym razem konstytuowała
się przez wybór gremium synodalnego. A już najbardziej takim
doświadczeniem serca Kościoła było wezwanie Ojca Świętego Pawła VI
na rekolekcje watykańskie. W pewnym sensie one stanowiły główną
legitymację nowego papieża wobec świata. W każdym razie były to
doświadczenia, których źródłem była praca w Konferencji Episkopatu
Polski i stąd także płynęły spotkania z przedstawicielami różnych
Episkopatów europejskich i pozaeuropejskich, a sposobnością
najczęstszą były odwiedziny wśród emigracyjnej Polonii, jakie
podejmowałem kilkakrotnie w imieniu Episkopatu Polski. To wszystko
dzisiaj wspominam tutaj z wdzięcznością.
Przynależność do Konferencji Episkopatu Polski i wielorakie
uczestnictwo w jej pracach zostało uznane przez Opatrzność Bożą za
najwłaściwszą drogę przygotowania do tej posługi, jaką od 16
października wypada mi spełniać w stosunku do Kościoła powszechnego.
To ma swoją wymowę. Trudno zakwestionować znaczenie tego wkładu.
Pragnę, aby to było powiedziane u początku mej wypowiedzi,
przeznaczonej na to niezwykłe posiedzenie plenarne Konferencji
Episkopatu Polski, jakie dzisiaj odbywamy.
2. Rok 1979 jest w Kościele na ziemi ojczystej Rokiem św.
Stanisława. Mija 900 lat od daty jego śmierci, którą poniósł z rąk
króla Bolesława Śmiałego na Skałce. Śmierć biskupa, który głosił
wszystkim, z królem włącznie, prawdy wiary i zasady moralności
chrześcijańskiej, miała znaczenie szczególnego świadectwa danego
Ewangelii, danego samemu Chrystusowi. Stanisław ze Szczepanowa
poniósł śmierć, którą w pamięci naszych dziejów, w drugim stuleciu
chrześcijaństwa w Polsce, na początku II stulecia, ów
biskup-męczennik, krew z krwi i kość z kości narodu, dołączył się do
innego biskupa-męczennika, który należał jeszcze do pokolenia
misyjnego, do epoki chrztu: mianowicie do św. Wojciecha, rodem z
Czech. Wspominam o tym dlatego, że pamięć Ludu Bożego na ziemi
polskiej połączyła obie te postaci, otaczając je szczególną i
wspólną czcią i pobożnością.
Stanisław że Szczepanowa był biskupem krakowskim, był członkiem
ówczesnego Episkopatu Polski — i dlatego współczesny Episkopat
Polski ma szczególne powody do tego, aby postać jego, a w
szczególności tę rocznicę śmierci męczeńskiej otaczać czcią
wyjątkową. Dzieje się to w archidiecezji krakowskiej już od roku
1972, to znaczy od rocznicy objęcia przez niego tej stolicy. W
diecezji zaś tarnowskiej, na terenie której znajduje się Szczepanów
— miejsce urodzenia Świętego — obchodzony jest „rok Stanisławowski”
od roku ubiegłego. Jako biskup i pasterz na stolicy krakowskiej św.
Stanisław był jednym z filarów owego ładu hierarchicznego, jaki
ustalił się na ziemiach piastowskich od roku tysiącznego. Mamy
wszelkie racje po temu, ażeby stale dziękować Bogu za wyraziste
zręby tego ładu, który został zbudowany podczas Zjazdu
Gnieźnieńskiego na fundamencie misji apostolskiej św. Wojciecha, na
zrębie jego męczeństwa. To właśnie do jego umęczonego na śmierć
ciała, które Bolesław Chrobry ze czcią sprowadził do Gniezna,
przybyli zarówno legaci papieża Sylwestra II, jak cesarz Otto III.
Polska piastowska, która już od roku 968 cśpit habere episcopum
[zaczęła mieć biskupa — red.] w Poznaniu — wcześnie stosunkowo, bo
już w 34 lata po chrzcie Mieszka otrzymała własną organizację
kościelną: metropolię w Gnieźnie ze stolicami biskupimi w Krakowie,
Wrocławiu i Kołobrzegu.
Są to fakty dobrze i powszechnie znane. Trudno jednakże, ażebym przy
tej niezwykłej okoliczności nie wspomniał o nich i nie odwołał się
do nich.
Ład hierarchiczny jest konstytutywny dla Kościoła Chrystusowego, jak
o tym w sposób magistralny przypomina konstytucja dogmatyczna Lumen
gentium. Kościół, który jako Lud Boży został zbudowany na tajemnicy
Wcielenia i Odkupienia, Kościół, który stale się rodzi z zesłania
Ducha Świętego, jest rzeczywistością widzialną o wyraźnie określonym
ustroju hierarchicznym. Ustrój ten stanowi o Kościele jako
określonej wspólnocie i społeczeństwie, które również poprzez swój
hierarchiczny ustrój wpisuje się w dzieje ludzkości, w dzieje
poszczególnych ludów i narodów. Słusznie więc czcimy św. Wojciecha
jako patrona ładu hierarchicznego w naszej Ojczyźnie. Słusznie
wspominamy z uznaniem wielkich koryfeuszów Zjazdu Gnieźnieńskiego.
Poprzez wyraźną strukturę hierarchiczną, jaką wówczas otrzymał
Kościół w Polsce, został on mocno osadzony w dziejach narodu. Rok
1000 jest datą, którą słusznie łączy się z datą chrztu — rokiem 966.
Znajomość historii Polski powie nam więcej: nie tylko ustrój
hierarchiczny Kościoła został w roku 1000 zdecydowanie wpisany w
dzieje narodu, ale równocześnie dzieje narodu zostały w jakiś
opatrznościowy sposób osadzone w tej strukturze Kościoła w Polsce,
jaką zawdzięczamy już Zjazdowi Gnieźnieńskiemu. Twierdzenie to
znajduje swoje pokrycie w różnych okresach dziejów Polski, ale
zwłaszcza w okresach najtrudniejszych. Wówczas, kiedy zabrakło
własnych, ojczystych struktur państwowych, społeczeństwo w ogromnej
większości katolickie znajdowało oparcie w ustroju hierarchicznym
Kościoła. I dlatego był on tak bardzo zwalczany, zwłaszcza w okresie
rozbiorów. I to pomagało społeczeństwu przetrwać czasy rozbiorów i
okupacji, to pomagało utrzymać, a nawet pogłębić świadomość swej
tożsamości. Może ktoś obcy uzna to za sytuację „nietypową”. Niemniej
dla Polaków sprawa ta ma swoją wymowę jednoznaczną i doniosłą. Jest
to po prostu część prawdy o dziejach własnej Ojczyzny.
Episkopat Polski współczesnej jest w szczególny sposób spadkobiercą
i wyrazicielem tej prawdy. Fakt, że poprzez tysiąclecie dziejów
patronat świętych biskupów-męczenników, Wojciecha i Stanisława,
towarzyszył myślom i sercom Polaków, posiada i swoje głębokie
uzasadnienie, i równocześnie swoje głębokie znaczenie dla
świadomości narodowej.
3. Kiedy w roku 1000 powstawała w Polsce podstawowa struktura
ustroju hierarchicznego Kościoła, powstawała ona od początku w
jedności hierachicznej z ustrojem Kościoła powszechnego — w relacji
do Stolicy Apostolskiej. W relacji tej struktura Kościoła w
Ojczyźnie naszej trwa nieprzerwanie do naszych czasów: to jest jakiś
dar Opatrzności, za który musimy nie tylko my szczególnie dziękować,
ale także i naród z nami.
Dzięki temu Polska jest katolicka. Powiem: dzięki temu Polska jest
Polską. Jest też „zawsze wierna”.
Jedność struktury hierarchicznej, więź Episkopatu Polski ze Stolicą
Piotrową stanowi podwalinę tej jedności w wymiarze uniwersalnym.
Kościół w Polsce osadzony jest na przestrzeni wszystkich stuleci
mocno i niezachwianie w tej właśnie powszechności, która jest jednym
ze znamion Kościoła Chrystusowego.
Konstytucja Lumen gentium przypomniała to w sposób bardzo gruntowny
i wieloaspektowy, ukazując zarazem, jak ów uniwersalny wymiar
Kościoła związany jest z posłannictwem i posługiwaniem Piotrowym.
Owo osadzenie Kościoła w Polsce w jego katolickości od chwili chrztu
i Zjazdu Gnieźnieńskiego, przez cały ciąg dziejów, posiada, jak
dobrze wiemy, szczególne znaczenie dla duchowych dziejów narodu.
Posiada także znaczenie dla jego kultury, która nie tylko odznacza
się tradycją wyraźnych związków z Rzymem, ale także posiada
znamienne dla katolicyzmu cechy uniwersalności, podstawowego
otwarcia na wszystko, co w drodze uniwersalnej niejako wymiany dóbr
staje się udziałem każdego, kto w tej wymianie uczestniczy. Można by
twierdzenie to popierać niezliczonymi argumentami z naszych dziejów.
Jakimś argumentem jest także i ten fakt, który dzisiaj wspólnie
przeżywamy — że mianowicie z Episkopatem Polski spotyka się dzisiaj
papież-Polak.
Powszechnie się przyznaje, że ów wynikający z katolickiej jedności
Kościoła udział narodu polskiego w duchowym dziedzictwie tego
Kościoła stał się czynnikiem łączącym oraz zabezpieczającym
tożsamość i jedność narodu w okresach szczególnie trudnych. Okresy
te były również szczególnie głęboko naznaczone promieniowaniem ducha
chrześcijańskiego. Świadczy o tym choćby wiek XIX, a dla nas
świadczą o tym ostatnie dziesięciolecia wieku obecnego. Po okresie
okupacji, która jak wiadomo była straszliwym, śmiertelnym
zagrożeniem bytu Polski, nastąpił okres wielkich przeobrażeń, które
swój wyraz zewnętrzny znalazły choćby w nowym zupełnie
ukształtowaniu się granicy państwa.
W tym kontekście wypróbowana więź pomiędzy życiem narodu a
działalnością Kościoła sprawdziła się raz jeszcze na naszych oczach.
Normalizacja stosunków kościelnych w obrębie nowych granic państwa
polskiego, w szczególności na ziemiach zachodnich i północnych,
potwierdziła w jakiś szczególny sposób to, co należy powiedzieć o
roku tysiącznym, o czasach św. Wojciecha, czy też św. Stanisława.
Ustrój hierarchiczny Kościoła stał się nie tylko ośrodkiem jego
własnej misji pasterskiej, ale także bardzo wyraźnym oparciem dla
całego życia społeczeństwa, dla świadomego swych praw bytu narodu,
który jako naród w ogromnej swej większości katolicki w strukturach
hierarchicznych Kościoła nadal szuka również tego oparcia. Taka jest
wymowa wydarzeń, które zaczęły się jeszcze za pontyfikatu papieża
Piusa XII, w roku 1945 — wkrótce po zakończeniu wojny i okupacji,
pamiętną misją kardynała Augusta Hlonda, prymasa Polski, a
zakończyły ostatecznymi decyzjami papieża Pawła VI z czerwca 1972
r., wówczas gdy w archidiecezji krakowskiej rozpoczynał się
siedmioletni jubileusz pasterzowania św. Stanisława. Znamienna
zawsze była dla mnie ta okoliczność, że właśnie podczas Konferencji
Plenarnej w Krakowie w dniu 28 czerwca te doniosłe decyzje Pawła VI
zostały podane do publicznej wiadomości.
Ład hierarchiczny Kościoła odnajduje swe zwieńczenie w posłannictwie
i posługiwaniu Piotrowym. Stolica Apostolska z tego posłannictwa i
posługiwania czerpie swój właściwy charakter. Nie jest to charakter
świeckiej struktury politycznej, chociaż z uzasadnionych również i
współcześnie względów ze Stolicą Rzymską łączy się pozostałość
dawnego państwa papieskiego. Tak jednakże jak to państwo, które w
swej historycznej postaci przestało istnieć w roku 1870, tak i jego
aktualna pozostałość w swoistym symbolicznym kształcie stanowi
gwarancję suwerenności Stolicy Apostolskiej wobec świata i jest nade
wszystko oparciem dla tego, co dla Stolicy Apostolskiej jest
istotne. To zaś wynika jedynie i wyłącznie z natury Kościoła, z jego
misji apostolskiej, z posługi ewangelicznej prawdy i miłości, z
misji duszpasterskiej, czemu wszystkiemu służy ustrój hierarchiczny
Kościoła. Z pełnym uzasadnieniem sprawy teksty poświęcone temu
ustrojowi Kościoła znajdują się w konstytucji Lumen gentium po
rozdziałach poświęconych tajemnicy Kościoła oraz uniwersalnemu
posłannictwu Ludu Bożego.
Tylko mając przed oczyma ów adekwatny i prawidłowy obraz Kościoła, a
w jego organicznym całokształcie właściwy obraz Stolicy
Apostolskiej, możemy w sposób również właściwy ustalać znaczenie
sprawy, która od szeregu lat nabrała nowej aktualności w Polsce —
mianowicie sprawy normalizacji stosunków pomiędzy Kościołem a
państwem. Należy tu mówić o nowej aktualności z uwagi na to, że
sprawa ta ma za sobą ze zrozumiałych względów długą i bogatą
historię, do której nie można się nie odwoływać. Episkopat Polski,
współpracując ściśle ze Stolicą Apostolską, zwłaszcza podczas
pontyfikatu Jana XXIII i Pawła VI, zrobił ogromnie wiele dla sprawy
normalizacji. Przede wszystkim ustalił cały szereg realnych
elementów, na których powinna ona się oprzeć. Zasadniczą pomocą w
całej tej pionierskiej pracy była nauka zawarta w dokumentach
Vaticanum II, a zwłaszcza gruntowne wykorzystanie deklaracji
Dignitatis humanae o wolności religijnej, który to dokument
bezpośrednio spotyka się z zasadami promulgowanymi w podstawowych
dokumentach państwowych i międzynarodowych, między innymi w
Konstytucji PRL. Jest rzeczą zrozumiałą, że konkretna aplikacja
tychże zasad tylko wtedy może odpowiadać idei „wolności religijnej”,
jeśli uwzględnia realne potrzeby Kościoła związane z jego wieloraką
działalnością.
Na ten temat, jak również o gotowości Kościoła do współpracy ze
wszystkimi państwami i ludźmi dobrej woli, mówiłem na początku tego
roku w przemówieniu do korpusu dyplomatycznego akredytowanego przy
Stolicy Świętej, w dniu 12 stycznia. Oto odnośny fragment
przemówienia :
„Nawiązując kontakt — również poprzez przedstawicielstwa
dyplomatyczne — z tylu państwami o tak bardzo zróżnicowanym profilu,
Stolica Apostolska pragnie nade wszystko dać wyraz głębokiego
szacunku dla każdego narodu i ludu, dla jego tradycji, kultury,
osiągnięć w każdej dziedzinie... Państwo jako wyraz suwerenności,
samostanowienia poszczególnych ludów i narodów, jest prawidłowym
urzeczywistnieniem porządku społecznego — i na tym też polega jego
moralny autorytet. Jako syn narodu o tysiącletniej kulturze, który
przez całe stulecia pozbawiony był niepodległości państwowej, wiem z
doświadczenia, jak wielkie jest znaczenie tej zasady.
Stolica Apostolska z radością wita przedstawicieli dyplomatycznych
nie tylko jako wyrazicieli rządów, ustrojów i struktur politycznych
— ale również jako przedstawicieli narodów, które w tych strukturach
wyrażają swój suwerenny byt, swoją polityczną niezależność i możność
samostanowienia. Bez względu na to, czy są to społeczeństwa
liczebnie wielkie czy małe. Nie sam bowiem moment ilościowy jest
tutaj decydujący.
Ciesząc się obecnością tylu przedstawicieli, Stolica Apostolska
bardzo pragnęłaby widzieć w ich gronie jeszcze wielu innych —
zwłaszcza gdy chodzi o narody i społeczeństwa, które mają w tym
względzie swoją czasem wielowiekową tradycję. Tradycja ta dotyczy
przede wszystkim narodów katolickich. Współcześnie jednak wraz z
rozwojem ekumenizmu, dialogu z religiami pozachrześcijańskimi,
gotowości do kontaktów na płaszczyźnie dobrej woli z wszystkimi
ludźmi krąg ten nie tylko się poszerza..., ale także znajduje jakby
nowe uzasadnienie w samym rozumieniu własnej misji Kościoła — jak to
wyraził mój Czcigodny Poprzednik w encyklice Ecclesiam suam.
Stolica Apostolska chce być — w sposób zgodny z misją Kościoła —
ośrodkiem tego braterskiego zbliżenia. I pragnie służyć sprawie
pokoju. Nie w drodze bezpośredniej działalności politycznej, ale
poprzez służbę tym wartościom i tym zasadom, które warunkują pokój i
zbliżenie i które znajdują się u podstaw międzynarodowego dobra
wspólnego.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że ludzkość jest wielorako podzielona.
Chodzi również, a może przede wszystkim, o podziały ideologiczne
związane z programami ustrojowymi. Szukanie rozwiązań prowadzących
do tego, aby społeczeństwa ludzkie mogły sprostać swoim zadaniom,
żyć w sprawiedliwości, jest może głównym »znakiem naszych czasów«.
Należy uszanować wszystko, co może służyć tej wielkiej sprawie w
każdym programie. Należy korzystać z wzajemnych doświadczeń...
Stolica Apostolska dowiodła już i nadal gotowa jest dowodzić
gotowości otwarcia w stosunku do każdego kraju i ustroju, szukając w
tym tego zasadniczego dobra, jakim jest po prostu dobro człowieka.
Znaczna część wymagań związanych z tym dobrem, znalazła swe miejsce
w Deklaracji Praw Człowieka i w międzynarodowych układach, które
umożliwiają ich konkretne wprowadzenie w życie”.
Episkopat Polski posiada swoje własne osiągnięcia w tej doniosłej
dziedzinie. Opierając się na nauce Vaticanum II, wypracował w teorii
szereg dokumentów znanych Stolicy Apostolskiej, a w praktyce
duszpasterskiej szereg postaw, które świadczą o gotowości dialogu, a
równocześnie jasno ukazują, że prawdziwy dialog musi oznaczać pełne
poszanowanie przekonań ludzi wierzących, pełne zabezpieczenie ich
praw obywatelskich oraz normalne warunki działalności Kościoła jako
wspólnoty religijnej, do której w naszym wypadku przynależy ogromna
większość Polaków. To jest chyba niesłychanie ważne od strony
psychologii, która się wytworzyła na marginesie tzw. dialogu. Bardzo
często jest to psychologia kompleksu. W dialogu trzeba jasno mówić,
kim ja jestem, żebym mógł rozmawiać z kimś drugim, który jest inny.
Trzeba bardzo jasno to mówić, bardzo stanowczo: kim ja jestem, kim
ja chcę być i kim chcę pozostać. Zdajemy sobie sprawę z tego, że
dialog ów nie może być łatwy, gdy prowadzi się go ze stanowiska
diametralnie przeciwnych założeń światopoglądowych, ale musi być
możliwy i skuteczny, jeśli domaga się tego dobro człowieka, dobro
narodu i wreszcie dobro ludzkości. Trzeba, ażeby Episkopat Polski
nie ustawał w podejmowaniu tych wysiłków i starań, które są ważne
dla Kościoła współczesnego. Trzeba również, ażeby nadal jasne były
te zasady postępowania, które w sytuacji współczesnej zostały
wypracowane wewnątrz społeczności kościelnej, czy to gdy chodzi o
postępowanie duchowieństwa czy świeckich, czy też o status
poszczególnych instytucji. Przejrzystość zasad, ich zgodność z
praktyką, jest źródłem siły moralnej — służy ona także procesowi
prawdziwej normalizacji i służy procesowi prawdziwego dialogu. Na
to, aby Stolica Apostolska mogła prowadzić dialog z państwami, z
ustrojami, Kościół lokalny musi być tym bezpośrednim partnerem
dialogu, z którym się liczą, który nie reprezentuje żadnych
konformizmów, żadnych ustępstw w sprawach istotnych, który nie jest
narzędziem. Za normalizacją stosunków pomiędzy Kościołem a państwem
przemawia w naszej epoce wzgląd na podstawowe prawa człowieka.
To jest pierwszy tytuł i dlatego na ten temat była pierwsza
encyklika. W tym punkcie Kościół jest ponad tzw. ideologiami. Wśród
tych praw człowieka prawo wolności religijnej posiada swoje
niepowątpiewalne, a pod pewnymi względami podstawowe i centralne
znaczenie.
I ja się tego nie wahałem powiedzieć na rocznicę Paktu Praw
Człowieka w liście do ONZ, do sekretarza generalnego ONZ. Prasa
światowa przyjęła to bez zastrzeżeń.
Normalizacja stosunków pomiędzy państwem i Kościołem jest dowodem
praktycznego poszanowania tego właśnie prawa i wszystkich jego
konsekwencji w życiu wspólnoty politycznej. Tak pojęta normalizacja
jest też praktycznym przejawem faktu, iż państwo pojmuje swą misję w
stosunku do społeczeństwa wedle zasady pomocniczości (principium
subsidiarietatis). Państwo nie jest tylko władcą człowieka — ma
pomagać i służyć człowiekowi; winno być wyrazem pełnej suwerenności
narodu, a nie suwerenności własnej struktury w stosunku do narodu.
Właśnie w stosunku do narodu polskiego, z uwagi na jego tysiącletnie
i współczesne — wyjątkowe powiązania z Kościołem katolickim, ten
ostatni aspekt nabiera szczególnego znaczenia.
4. Wkroczyliśmy przez całe dotychczasowe rozważanie, zwłaszcza zaś
przez ostatni jego fragment, bardzo głęboko w dziedzinę racji
etycznych, które stanowią podstawowy wymiar życia ludzkiego również
w obrębie tej działalności, jaką określa się jako polityczną,
zgodnie z tradycją myśli europejskiej, która sięga do dzieł
największych filozofów starożytności, a która znalazła swoje pełne
potwierdzenie i pogłębienie w Ewangelii i chrześcijaństwie; również
— a poniekąd nawet przede wszystkim — działalność polityczna
znajduje swój właściwy sens w trosce o dobro ludzkie, które jest
dobrem natury etycznej. Stąd też czerpie swoje najgłębsze założenia
cała tak zwana społeczna nauka Kościoła, która zwłaszcza w naszej
epoce, począwszy od końca XIX wieku wzbogaciła się bardzo o całą
współczesną problematykę. Nie znaczy to oczywiście, że powstała ona
dopiero na przełomie dwóch ostatnich stuleci, istniała bowiem od
początku jako konsekwencja Ewangelii oraz przyniesionej przez
Ewangelię wizji człowieka w jego stosunkach z innymi ludźmi, a
zwłaszcza w życiu wspólnotowym i społecznym. Nie należy się wstydzić
— jak to często niestety bywa — nauki społecznej Kościoła. To ona
jest środkiem zawstydzenia innych. Tylko tu trzeba przekroczyć
siebie.
Święty Stanisław bywa nazywany patronem ładu moralnego w Polsce.
Może właśnie na jego postaci widać szczególnie wyraźnie, jak głęboko
ów zasadniczy dla człowieka, dla humanum, ład moralny sięga w układy
i warstwy bytowania narodu jako państwa, w układy i warstwy
egzystencji politycznej. Nigdy nie możemy dość zastanawiać się nad
tym, w jaki sposób ten święty, który jako biskup krakowski zginął z
rąk niewątpliwie wybitnego przedstawiciela dynastii piastowskiej,
stał się później, zwłaszcza w XIII wieku, tak bardzo przez
spadkobierców tej samej dynastii upragnionym, wymodlonym, a po
kanonizacji w 1253 roku czczonym patronem jedności Ojczyzny, która z
powodu podziałów dynastycznych znajdowała się w rozbiciu. Z
pewnością ta niezwykła tradycja kultu św. Stanisława rzuca
szczególne światło na wydarzenia l079 roku, podczas których biskup
krakowski poniósł śmierć, a król Bolesław Śmiały utracił koronę i
musiał opuścić Polskę. A jeśli nawet piszący w kilkadziesiąt lat
potem swoją kronikę Gall Anonim użył w stosunku do biskupa
Stanisława określenia traditor [zdrajca], to te same lub podobne
określenia znajdujemy w tamtym okresie jako stosowane do różnych
innych biskupów (jak np. św. Tomasz Becket) czy nawet papieży (jak
np. św. Grzegorz VII), którzy zasłużyli na chwałę świętości.
Widocznie posługa biskupia nieraz łączyła się z koniecznością
narażenia życia za cenę głoszenia prawdy i prawa Bożego.
Jeśli św. Stanisław, którego dzieje głoszą jako „patrona Polaków”,
jest uznany przez Episkopat Polski w szczególności za patrona ładu
moralnego, to ma to swoje uzasadnienie w etycznej wymowie jego życia
i śmierci, a także całej tradycji, która wyrażała się poprzez
pokolenia Polski piastowskiej, jagiellońskiej, elekcyjnej — i
dociera do naszych czasów. Chyba przeżywamy dzisiaj jakiś renesans
św. Stanisława w Polsce. I to jest temat monograficzny, dlaczego go
przeżywamy, bo nie przeżywała tego niewątpliwie Polska
dwudziestolecia i jeszcze pierwsze lata po drugiej wojnie światowej,
po okupacji.
Patronat ładu moralnego, jaki wiążemy ze św. Stanisławem, łączy się
przede wszystkim z uznaniem powszechnie obowiązującego autorytetu
prawa moralnego, prawa Bożego. Prawo to zobowiązuje wszystkich,
zarówno poddanych, jak i panujących. To jest siła Stanisława: jedno
prawo dla wszystkich. Ono jest normą moralności, ono jest kryterium
podstawowej wartości człowieka. Tylko wówczas też zachowana może być
i powszechnie uznawana godność osoby ludzkiej, kiedy wyjdziemy od
tego prawa, od moralności, od jej prymatu. Równocześnie moralność, a
więc i to prawo moralne jest podstawowym warunkiem ładu społecznego.
Na nim budują się państwa i narody — bez niego upadają.
Episkopat Polski z głębokim poczuciem odpowiedzialności za losy
narodu uwydatnia w swoich programach duszpasterskich zawsze cały ten
system zagrożeń natury moralnej, z którymi zmaga się człowiek naszej
epoki, człowiek współczesnej cywilizacji. Zagrożenia te dotyczą
równocześnie życia osobistego i społecznego, szczególnie zaś ciążą
na społeczności rodzinnej i wychowaniu młodzieży. Trzeba chronić
małżeństwa i rodziny przed grzechem, przed ciężkim grzechem wobec
poczynającego się życia — wiadomo wszak, że okoliczności tego
grzechu obciążają całą moralność społeczną, a jego skutki zagrażają
przyszłości narodu.
Trzeba chronić człowieka przed grzechami rozwiązłości i
nietrzeźwości, bo niosą one z sobą poniżenie jego godności ludzkiej,
a w skali społecznej zawierają nieobliczalne następstwa. Trzeba
wciąż czuwać, wciąż budzić ludzkie sumienia, wciąż przestrzegać
przed naruszaniem prawa moralnego, wciąż porywać do realizacji
przykazania miłości; łatwo bowiem zakorzenia się w ludzkich sercach
wewnętrzna znieczulica.
Jest to problematyka odwieczna, która nie tylko nie straciła swej
aktualności w naszej epoce, ale stała się jeszcze wyrazistsza,
jeszcze bardziej bijąca w oczy. Kościół potrzebuje ładu
hierarchicznego w tym celu, aby mógł skutecznie służyć człowiekowi i
społeczeństwu w dziedzinie ładu moralnego.
Tu jest ta synteza dwóch świętych. Św. Stanisław jest wyrazicielem,
symbolem i patronem tego ładu i jedności dwóch ładów. Ponieważ zaś
ład moralny leży u podstaw całej ludzkiej kultury, słusznie tradycja
narodowa upatruje właściwe miejsce św. Stanisława u podstaw kultury
polskiej. Episkopat Polski wpatrzony w tego swojego wielkiego
protagonistę w dziejach Ojczyzny nie tylko może, ale wręcz musi czuć
się stróżem tej kultury. Musi do swego współczesnego posłannictwa i
posługi zaliczyć szczególną troskę o całe dziedzictwo kultury
polskiej, która wiadomo w jakiej mierze przeniknięta jest światłem
chrześcijaństwa. Wiadomo zarazem, że właśnie kultura jest pierwszym
i podstawowym dowodem tożsamości narodu. Misja Episkopatu Polski na
przedłużeniu misji św. Stanisława, naznaczona jakby jego dziejowym
charyzmatem, jest w tej dziedzinie oczywista i niezastąpiona.
Trudno nasz wielki jubileusz związany z 900 rocznicą śmierci
Stanisława ze Szczepanowa rozważać w izolacji od całego kontekstu
europejskiego. Tak jak trudno w izolacji od tego kontekstu rozważać
i przeżywać tysiąclecie chrztu Polski. Dzisiaj ten kontekst
rozszerzył się poza Europę, przede wszystkim z uwagi na to, że
synowie i córki tylu narodów europejskich — wśród nich także i
Polacy — zaludnili i ukształtowali życie społeczne i kulturalne na
innych kontynentach. Jednakże kontekst europejski znajduje się tutaj
niewątpliwie u samych podstaw. Wspomniane już poprzednio analogie
sprawy św. Stanisława w innych narodach i państwach tego samego
okresu historii świadczą dobitnie o tym, jak bardzo Polska XI
stulecia należała już do Europy i uczestniczyła w jej problemach,
zarówno gdy chodziło o życie Kościoła, jak też o życie ówczesnych
wspólnot politycznych. Tak więc jubileusz św. Stanisława, który
przede wszystkim ma swój polski, rodzimy i ojczysty wymiar, słusznie
przeżywamy w kontekście europejskim — i nie możemy go przeżywać
inaczej. Bardzo cenna i prawdziwie wymowna jest przeto obecność
przedstawicieli tylu Episkopatów Europy przy tej sposobności.
Tak się opatrznościowo złożyło, że w dniu 18 maja tego właśnie roku
dane mi było uczestniczyć w uroczystości 35-lecia bitwy pod Monte
Cassino i odniesionego tam zwycięstwa, do którego przyczynili się w
zasadniczej mierze moi rodacy. Na tym samym Monte Cassino uczciliśmy
św. Benedykta, nawiązując do zbliżającej się 1500 rocznicy jego
urodzin — tego św. Benedykta, którego papież Paweł VI ogłosił
patronem Europy.
Jeśli pozwalam sobie nawiązać do tego przy dzisiejszej sposobności,
to właśnie z uwagi na europejski kontekst św. Stanisława, a także
jego obecnego jubileuszu. Europa, która w ciągu swych dziejów
wielokrotnie bywała podzielona, Europa, którą przy końcu pierwszej
połowy bieżącego stulecia tragicznie podzieliła straszliwa wojna
światowa, Europa, która wśród swoich współczesnych, stale trwających
podziałów ustrojowych, ideologicznych, ekonomiczno-politycznych, nie
może przestać szukać swojej podstawowej jedności, musi zwrócić się
do chrześcijaństwa. Bez względu na różnice tradycji, jakie zachodzą
na terenie europejskim pomiędzy jego wschodnim i zachodnim odłamem,
jest to przecież to samo chrześcijaństwo, wywodzące się od tego
samego, jednego Chrystusa, przyjmujące to samo słowo Boże,
nawiązujące do tych samych dwunastu apostołów. Ono właśnie znajduje
się u korzeni dziejów Europy. Ono kształtuje jego duchową
genealogię.
Wymowa obecnego jubileuszu św. Stanisława, patrona Polski, w którym
ma szczęście uczestniczyć pierwszy w dziejach Kościoła i dziejach
Europy papież-Polak, papież-Słowianin, przemawia za tym.
Chrześcijaństwo musi podjąć na nowo swój udział w kształtowaniu
duchowej jedności Europy. Same racje ekonomiczne i polityczne jej
nie ukształtują. Musimy zstąpić głębiej: do racji etycznych.
Episkopat Polski, wszystkie Episkopaty i Kościoły Europy, mają tu
ogromne zadanie do spełnienia. Stolica Apostolska widzi swoje
zadania wobec tych wielorakich zadań zgodnie z charakterem
posłannictwa i posługiwania Piotrowego. Kiedy Chrystus powiedział do
Piotra: „Utwierdzaj twoich braci” (Łk 22, 32), powiedział mu przez
to samo: „Służ ich jedności”.
|