PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Przemówienie do pielgrzymów zgromadzonych w sanktuarium Matki Bożej
1. Nie wiem po prostu, jak dziękować Bożej Opatrzności za to, że
dane mi jest jeszcze raz nawiedzić to miejsce. Kalwaria
Zebrzydowska: sanktuarium Matki Bożej — i dróżki. Nawiedzałem je
wiele razy, począwszy od lat moich chłopięcych i młodzieńczych.
Nawiedzałem je jako kapłan. Szczególnie często nawiedzałem
sanktuarium kalwaryjskie jako arcybiskup krakowski i kardynał.
Przybywaliśmy tu wiele razy z kapłanami, koncelebrując przed Matką
Bożą... czasem pełne prezbiterium Kościoła krakowskiego, zwłaszcza w
momentach ważnych. Ostatnie takie spotkanie było zapowiedziane na
jesień ubiegłego roku, ale na nie już nie wróciłem z Rzymu...
Przybywaliśmy też w dorocznej pielgrzymce sierpniowej. Tego
kalwarianie i pielgrzymi bardzo pilnowali: „Czy kardynał jest, czy
go nie ma?” — a jeżeli zdarzyło się, że go nie było raz i drugi, to
mu to zawsze wypomnieli.
Usprawiedliwiałem się i jeszcze dziś się usprawiedliwię: sercem
spieszyłem tutaj na te zwłaszcza główne uroczystości: pogrzebu Matki
Bożej, Wniebowzięcia — ale to są dni, które w Polsce miały ogromną
konkurencję. Tym bardziej jednak się cieszę, że mogłem przybyć tutaj
dzisiaj i że mogłem także zobaczyć tych apostołów dwunastu, którzy
stoją na tamtej trybunie i z których pierwszy jest Piotr.
Przybywaliśmy tu także w pielgrzymkach stanowych na wiosnę i w
jesieni.
Jednakże najczęściej przybywałem tutaj sam, tak żeby nikt nie
wiedział, nawet kustosz klasztoru. Kalwaria ma to do siebie, że się
można łatwo ukryć. Więc przychodziłem sam i wędrowałem po dróżkach
Pana Jezusa i Jego Matki, rozpamiętywałem Ich najświętsze tajemnice.
To jest zupełnie przedziwna rzecz — te dróżki... ale o tym jeszcze
powiem. A prócz tego polecałem Panu Jezusowi przez Maryję sprawy
szczególnie trudne i sprawy szczególnie odpowiedzialne w całym moim
posługiwaniu biskupim, potem kardynalskim. Widziałem, że coraz
częściej muszę tu przychodzić, bo po pierwsze spraw takich było
coraz więcej, a po drugie — dziwna rzecz — one się zwykle
rozwiązywały po takim moim nawiedzeniu na dróżkach. Mogę wam dzisiaj
powiedzieć, moi drodzy, że prawie żadna z tych spraw, które czasem
niepokoją serce biskupa, a w każdym razie pobudzają jego poczucie
odpowiedzialności, nie dojrzała inaczej, jak tutaj, przez domodlenie
jej w obliczu wielkiej tajemnicy wiary, jaką Kalwaria kryje w sobie.
2. Jest to tajemnica, którą wy dobrze znacie: wy, ojcowie i bracia
bernardyni, stróżowie tego sanktuarium, i wy, tutejsi mieszkańcy i
parafianie, i sąsiedzi — ja też się do nich zaliczałem od młodości,
bo Wadowice niedaleko od Kalwarii — i wreszcie wy, rozliczni
pielgrzymi, którzy tutaj przybywacie w różnych porach i w różnych
grupach, z całej Polski, zwłaszcza z Podkarpacia — ale nie tylko: bo
i ze Śląska i z Lubelszczyzny, już nawet dokładnie nie wiem skąd — z
całej Polski, z jednej i drugiej strony Tatr... Te góry słyszały
przez wieki nie tylko polskie, ale i słowackie śpiewy. Kalwaria ma w
sobie coś takiego, że człowieka wciąga. Co się do tego przyczynia?
Może i to naturalne piękno krajobrazu, który stąd się roztacza u
progu polskich Beskidów. Z pewnością ono nam przypomina także o
Maryi, która — by odwiedzić Elżbietę — „udała się w okolicę
górzystą”. Nade wszystko jednakże to, co tutaj człowieka stale
pociąga na nowo, to właśnie owa tajemnica zjednoczenia Matki z Synem
i Syna z Matką. Tajemnica ta opowiedziana jest plastycznie i
szczodrze poprzez wszystkie kaplice i kościółki, które rozłożyły się
wokół centralnej bazyliki. Jeżeli tak się jeszcze nie nazywa, to
niech się już teraz tak nazywa. Nadaję bowiem temu wspaniałemu
sanktuarium tytuł bazyliki mniejszej. Wiemy, że w tej bazylice
króluje obraz Matki Bożej Kalwaryjskiej, ukoronowany 15 sierpnia
1887 roku przez kardynała Albina Dunajewskiego, biskupa
krakowskiego, koronami papieża Leona XIII. Zbliża się więc setna
rocznica tej koronacji i na pewno będziecie się do tego stulecia
serdecznie przygotowywać. Niech to przygotowanie, ewentualnie
nowenna będzie przeżywana przez was głęboko i niech was — co jest
celem Kalwarii — jeszcze bardziej przybliży do tajemnic Matki i
Syna, tak mocno przeżywanych i rozważanych na tym świętym miejscu.
Tajemnica zjednoczenia Matki z Synem i Syna z Matką na dróżkach Męki
Pańskiej, a potem na szlaku Jej pogrzebu od kaplicy Zaśnięcia do
„grobku Matki Bożej”. A wreszcie: tajemnica zjednoczenia w chwale na
dróżkach Wniebowzięcia i Ukoronowania. Wszystko to, rozłożone w
przestrzeni i czasie, wśród tych gór i wzgórz, omodlone przez tyle
serc, przez tyle pokoleń, stanowi szczególny rezerwuar, żywy
skarbiec wiary, nadziei i miłości Ludu Bożego tej ziemi. Zawsze,
kiedy tu przychodziłem, miałem świadomość, że zanurzam się w tym
właśnie rezerwuarze wiary, nadziei i miłości, które naniosły na te
wzgórza, na to sanktuarium, całe pokolenia Ludu Bożego ziemi, z
której pochodzę, i że ja z tego skarbca czerpię. Nawet niewiele
dodając od siebie — czerpię... I zawsze też miałem tę świadomość, że
owe tajemnice Jezusa i Maryi, które tu rozważamy, modląc się za
żywych lub za zmarłych, są istotnie niezgłębione. Stale do nich
powracamy i za każdym razem nie mamy dość. Zapraszają nas one, aby
tu wrócić na nowo — i na nowo się w nie zagłębić. W tych tajemnicach
wyrażone jest zarazem wszystko, co składa się na nasze ludzkie,
ziemskie pielgrzymowanie, na „dróżki” dnia powszedniego. Co za
wspaniała zresztą nazwa — trudno znaleźć w innych językach
jakiekolwiek słowo, które by temu odpowiadało... Wszystko to, co
składa się na te dróżki ludzkiego dnia powszedniego, zostało
przejęte przez Syna Bożego i za pośrednictwem Jego Matki jest
człowiekowi wciąż oddawane na nowo: wychodzi z życia i wraca do
życia ludzkiego. Ale oddawane już jest w nowej postaci, jest
prześwietlone nowym światłem, bez którego życie ludzkie nie ma
sensu, pozostaje w ciemności. „Kto idzie za Mną, nie będzie chodził
w ciemnościach, lecz będzie miał światło życia” (J 8, 12).
Oto jest owoc mojego wieloletniego pielgrzymowania po kalwaryjskich
dróżkach. Owoc — którym z wami się dzielę.
3. A jeśli do czego pragnę was zachęcić i zapalić, to abyście nie
przestawali nawiedzać tego sanktuarium.
Więcej jeszcze — chcę wam powiedzieć wszystkim, a zwłaszcza młodym
(bo, dziwna rzecz, młodzi szczególnie sobie upodobali to miejsce):
nie ustawajcie w modlitwie. Trzeba się zawsze modlić, a nigdy nie
ustawać (por. Łk 18, 1), powiedział Pan Jezus. Módlcie się i
kształtujcie poprzez modlitwę swoje życie. „Nie samym chlebem żyje
człowiek” (Mt 4, 4) i nie samą doczesnością, i nie tylko poprzez
zaspokajanie doczesnych — materialnych potrzeb, ambicji, pożądań,
człowiek jest człowiekiem... „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale
wszelkim słowem, które pochodzi z ust Bożych”. Jeśli mamy żyć tym
słowem, słowem Bożym, trzeba „nie ustawać w modlitwie!” Może to być
nawet modlitwa słów...
Niech z tego miejsca do wszystkich, którzy mnie słuchają tutaj albo
gdziekolwiek, przemówi proste i zasadnicze papieskie wezwanie do
modlitwy. A jest to wezwanie najważniejsze. Najistotniejsze orędzie!
W pierwszą zaraz niedzielę po rozpoczęciu nowego pontyfikatu
prosiłem, żeby mnie zawieźli helikopterem na Mentorellę, w pobliżu
Rzymu. I tam też uważałem za swoje pierwsze zadanie, pasterskie i
papieskie, wygłosić takie orędzie o modlitwie. To jest zawsze
pierwsze, podstawowe, najważniejsze. I tu powtarzam — nie te same
słowa, ale tę samą sprawę.
I niech także sanktuarium kalwaryjskie nadal skupia pielgrzymów,
niech służy archidiecezji krakowskiej i całemu temu rejonowi, który
tradycyjnie ściąga tutaj z zachodu i wschodu, z południa i północy,
niech służy całemu Kościołowi w Polsce. Niech tutaj dokonuje się
wielkie dzieło duchowej odnowy mężczyzn i kobiet, młodzieży męskiej
i młodzieży żeńskiej, służby liturgicznej ołtarza — wszystkich.
Wszystkich też, którzy tutaj przybywać będą, proszę, by modlili się
za jednego z kalwaryjskich pielgrzymów, którego Chrystus wezwał tymi
samymi słowami co Szymona Piotra. Wezwał go poniekąd z tych wzgórz i
powiedział: „Paś baranki moje, paś owce moje” (por. J 21, 15-16).
I o to proszę, proszę, abyście się za mnie tu modlili, za życia
mojego i po śmierci. Amen.
|