PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Przemówienie do profesorów i studentów Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego
Moi Drodzy!
Spotykamy się nie w Lublinie, ale na Jasnej Górze. Połączone to było
z wielkim wysiłkiem natury ideowej, natury administracyjnej, natury
turystycznej. Przeżyliście wiele emocji związanych z koleją
państwową, a inni może nie przeżyli tych emocji kolejowych, ale za
to mają obrzęki na nogach.
Moi drodzy, ja jestem wam bardzo za to wdzięczny: i za te emocje
natury kolejowej, i za te obrzęki na nogach, i za to, żeście tutaj
tak licznie przybyli, i za to, żeście się do mnie tak dość
zasadniczo przyznali...
Zadaniem uniwersytetu jest także uczyć, ale w gruncie rzeczy jest on
po to, żeby człowiek, który do niego przychodzi, który ma swój
własny rozum już co nieco rozwinięty i pewien zasób doświadczenia
życiowego, nauczył się myśleć sam. Uniwersytet jest po to, żeby
wyzwolił ten potencjał umysłowy i potencjał duchowy człowieka, żeby
pomógł w jego wyzwoleniu się — ale to wyzwolenie jest aktem własnym,
aktem osobowym tego człowieka. Oczywiście we wspólnocie, uznaję to,
nie jestem żadnym indywidualistą (nawet w Osobie i czynie zwalczam
zarówno indywidualizm, jak i totalizm. Totalizm ten, ażeby ułatwić
sprawę nie tyle sobie, co innym, nazwałem tam antyindywidualizmem).
Otóż w tym wszystkim, co dotychczas powiedziałem, staje się jasne,
że uniwersytet wtedy spełnia swój własny cel, gdy w określonej
wspólnocie ludzi, przy pomocy środków o charakterze
naukowo-twórczym, naukowo-badawczym prowadzi do tego, że się rozwija
człowiek, że się wyzwala jego wszechstronny potencjał duchowy.
Potencjał umysłu, woli i serca; formacja całego człowieka.
Krótko mówiąc, ja tego Uniwersytetowi Katolickiemu życzę, żeby tę
swoją największą kartę wygrał.
Uniwersytet to jest jakiś odcinek walki o człowieczeństwo człowieka.
Z tego, że się nazywa uniwersytetem albo wyższą uczelnią, jeszcze
nic nie wynika dla sprawy człowieka. Owszem, można nawet
wyprodukować — złe wyrażenie, brutalne wyrażenie — można wytworzyć
serię ludzi wyuczonych, wykształconych, ale problem jest nie w tym,
chodzi o to, czy się wyzwoliło ten olbrzymi potencjał duchowy
człowieka, przez który człowiek urzeczywistnia swoje
człowieczeństwo. To jest decydujące. Tego KUL-owi życzę. Jeżeli on
tę sprawę wygra w Polsce w stosunku do stu, dwustu, tysiąca, dwóch
tysięcy, pięciu tysięcy ludzi — w proporcji do stu tysięcy, stu
pięćdziesięciu, dwustu tysięcy, to już będzie wielkie osiągnięcie z
punktu widzenia naszej, chrześcijańskiej, ewangelicznej wizji świata
i człowieka.
Myślę, że coraz bardziej w świecie współczesnym, w różnych tego
świata systemach, wytworzonych na gruncie różnych ideologii, które
zresztą mają dość wspólny korzeń, coraz bardziej będzie oczywiste,
że sama tylko produkcja wykształconych, wysoko wyszkolonych,
wyspecjalizowanych jednostek nie rozwiązuje zagadnienia. Nie
rozwiązuje zagadnienia człowieka. Droga uniwersytetu, droga
społeczeństwa ludzkiego, droga narodu i ludzkości, to droga do
wyzwalania człowieczeństwa, tego wielkiego potencjału możliwości
ducha ludzkiego, umysłu, woli i serca — kształtowanie wielkiego
człowieczeństwa, dojrzałego człowieczeństwa. Oczywiście, że
uniwersytet też tego nie zrobi sam. On ma w tym pomóc. Bardzo
dobrze, jeżeli w tym nie przeszkadza.
Uniwersytet jest wspaniałym środkiem do celu, instytucja
uniwersytetu jest jednym z arcydzieł ludzkiej kultury. Zachodzi
tylko obawa, czy to arcydzieło nie ulega w dzisiejszej epoce
odkształceniu i to w wymiarze globu... Nie wiem, już się na tym nie
znam, ale boję się.
Otóż jeżeli taką wizję sprawy mamy przed oczyma, to wówczas
rozumiemy dlaczego uniwersytet, przynajmniej uniwersytet europejski,
uniwersytet w pewnym sensie nowożytny, ma swoją genealogię wspólną z
Kościołem, bo w pewnym sensie o to samo chodzi Kościołowi i
uniwersytetowi. W pewnym sensie. Chciałbym, żeby mnie dobrze
zrozumiano. Jestem jak najdalszy od konfesjonalizacji uniwersytetu.
Celem uniwersytetu jest wiedza, jest mądrość. Celem Kościoła jest
zbawienie, jest Ewangelia, jest porządek miłości, porządek
nadprzyrodzony. Te dwa porządki św. Tomasz doskonale rozróżnił. One
się nie utożsamiają, one się dopełniają.
Myślę, że złożyłem te życzenia Uniwersytetowi Katolickiemu w
Lublinie w sposób dość uniwersytecki. Chciałbym jeszcze tylko, moi
drodzy, dociągnąć do tego poziomu, który nadaliście waszą
wypowiedzią, zwłaszcza przez słowa studentów, które były prawdziwe,
głęboko prawdziwe i doskonale czuliśmy, jaką to prawdę te słowa
wyrażają. Cóż mogę wam na to powiedzieć? Byłoby za mało powiedzieć,
że jestem w tej sprawie najgłębiej z wami solidarny, że to jest
właśnie ta sprawa, którą ja nie tylko reprezentuję, ale której daję
moje życie. Po to w ogóle istnieję jako taki na tym miejscu, na tej
stolicy... Chcę wam jeszcze coś więcej powiedzieć, co może jest
namiastką vademecum. Ja myślę, że to pragnienie prawa do Chrystusa,
które się budzi, które bardzo już się obudziło, musi przejść przez
swoją wielką próbę, przez próbę społeczną, ażeby mogło uczynić
zadość jakimś opatrznościowym zamiarom samego Boga, samego
Chrystusa. Pamiętajmy o tym, że Chrystus nigdy swoim apostołom i
uczniom nie mówił, że będą mieli lekkie życie. Można powiedzieć
nawet, że ich w pewnym sensie odstraszał... Chrystus mówił rzeczy
bardzo twarde, proste, jasne i twarde. Między innymi mówił to:
„Będziecie mieć ucisk i wyłączą was z bóżnic, i każdy, kto was
zabija, będzie myślał, że czyni przysługę Bogu” (por. J 16, 3). Nie
ma w tym jakiegoś martyrologizmu, jakiegoś cierpiętnictwa; jest w
tym ta czysta, krystaliczna (jak ten kryształ, który mi
ofiarowaliście), ewangeliczna prawda. Myślę, że każdy chrześcijanin
w Polsce, każdy młody chrześcijanin w Polsce, który wie o tym, jak
jest — wyście dali temu wyraz — podejmuje właśnie to pewne ryzyko,
dokładnie to samo, które Chrystus założył w Ewangelii. Im więcej
będzie ludzi zdolnych do podejmowania tego ryzyka, ludzi młodych,
tym silniejszy będzie Chrystus. Silniejszy będzie Chrystus, jeśli
można się tak w przenośni wyrazić: potężniejsza będzie Jego sprawa
tutaj, w tej naszej rzeczywistości.
Odwiedziny w Polsce są już drugimi, pierwsze były odwiedziny w
Meksyku, gdzie Kościół jest w ogóle poza prawem i gdzie ten Kościół
postawiony poza prawem stał się Kościołem niezwykle mocnym, właśnie
dlatego, że ludzie tego kraju, ci bracia i siostry przyjęli tam
ryzyko bycia chrześcijaninem wedle tych prostych, ewangelicznych
słów Chrystusa. Można sprawę Chrystusa osłabić, można jej zaszkodzić
niekoniecznie przez wybór światopoglądu, ideologii diametralnie
przeciwnej. Każdy człowiek, który wybiera światopogląd uczciwie,
według własnego przekonania, zasługuje na szacunek. Natomiast
niebezpieczny, powiedziałbym, dla jednej i dla drugiej strony, i dla
Kościoła: i dla tej drugiej strony — nazwijcie ją jak chcecie — jest
człowiek, który nie wybiera ryzyka, nie wybiera wedle najgłębszych
przekonań, wedle swojej wewnętrznej prawdy, tylko chce się zmieścić
w jakiejś koniunkturze, chce płynąć, kierując się jakimś
konformizmem, przesuwając się raz na lewo, raz na prawo, wedle tego,
jak zawieje wiatr. Ja bym powiedział, że i dla sprawy
chrześcijaństwa, i dla sprawy marksizmu w Polsce jest najlepiej
wówczas, kiedy są ludzie zdolni przyjmować to ryzyko, ewangeliczne
ryzyko życia, przyznawania się do swojej prawdy ze wszystkimi
konsekwencjami. I tutaj moje życzenie pod adresem KUL-u jako
instytucji już się rozkłada na każdego z was. Instytucja powinna wam
w tym dopomagać, ale ostatecznie to życzenie powinno się wypełnić
poprzez każdego z was i gorąco wam tego życzę, abyście to życzenie
przyjęli, abyście się go nie bali przyjąć, tak jak przyjęli je
ostatecznie apostołowie Chrystusa, chociaż mieli bardzo dużo
wewnętrznych oporów. Wiemy doskonale, czytamy Ewangelię i widzimy,
jak to w nich się kształtowało, na jakie opory natrafiało, na jakie
niezrozumienie, na jakie mielizny naszego, ich człowieczeństwa było
narażone. Ostatecznie chodzi o to, żeby to przyjąć, przyjąć ze
wszystkimi konsekwencjami, nie bać się tego przyjąć. Przyszłość
Polski zależy od tego, ilu będzie ludzi w ten sposób dojrzałych.
Tego wam z całej duszy życzę. Nie chcę już mnożyć słów, bo czasu nie
ma za dużo, a poza tym lepiej zakończyć w takim miejscu, w którym
wszyscy słuchacze są przekonani.
Jeszcze jedno wam powiem. Powiem wam, że ta droga ma swój urok. I wy
wszyscy jesteście świadomi tego, że ta droga ma swój urok i swoje
piękno. Ewangelia to jest droga pięknego życia człowieka albo też
droga trudnego piękna życia ludzkiego. Życzę wam właśnie tej drogi,
tego trudnego piękna życia ludzkiego.
Teraz skoro tak trzymacie te krzyże, to wam je pobłogosławię z
wielkim wzruszeniem... Jesteście pobłogosławieni: ludzie i krzyże.
|