PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Przemówienie do Rady Naukowej Episkopatu Polski
Chcę Księdzu Biskupowi bardzo serdecznie podziękować za słowa co
dopiero usłyszane 1, a jeszcze bardziej za to, że przejął
dziedzictwo po mnie, że Rada Naukowa ma nie tylko swój corpus, ale i
swoją caput [głowa — red.], że tutaj jest obecna in corpore et in
capite, tak jak została wypracowana w przeszłości. Za to jestem
bardzo wdzięczny Opatrzności Bożej, Episkopatowi Polski, że ta
fundacja jest podtrzymywana. Trudno, żebym nie powiedział na
początku także i tego, co już częściowo powiedziałem w innym
miejscu, mianowicie przy spotkaniu ze studentami w Warszawie, które
rozrosło się do takich rozmiarów ilościowych przed kościołem św.
Anny, że nie wiem, czy wszystkie uczelnie uniwersyteckie w Polsce
razem wzięte liczą tylu studentów, ilu tam wtedy było obecnych
ludzi. Niemniej, niezależnie od tej okoliczności, dominowali tam na
pewno studenci, studenci Uniwersytetu i innych wyższych uczelni
warszawskich. Powiedziałem im tam: muszę się uważać za waszego
starszego kolegę, ponieważ swoją formację akademicką —
intelektualną, kulturalną zawdzięczam polskim uniwersytetom. Nie
wyłącznie, ale w mierze zupełnie zasadniczej. W tym gronie co mi
wypada powiedzieć? Nie mogę powiedzieć, że się muszę uważać za
waszego starszego kolegę. Jest na sali obecny jeden świadek mojej
habilitacji i to niewątpliwy. Nie tylko świadek, ale i recenzent:
profesor Swieżawski. Mojej habilitacji historycznej, ponieważ
ostatniej na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego,
kiedy ten Wydział należał jeszcze zgodnie z 600-letnią tradycją do
korpusu tego najstarszego w Polsce uniwersytetu. O doktorat się nie
będziemy spierać — do tego się mimo wszystko przyznaje Angelicum.
Mimo wszystko... Gdybyśmy poszperali w papierach, okazałoby się, że
formalnie ma do tego prawo także Uniwersytet Jagielloński. No,
jeżeli chodzi o Katolicki Uniwersytet Lubelski, to wszyscy wiedzą,
jak to tam było, że tam ze mnie, formalnego teologa, zrobili
materialnego filozofa, ale nie materialistycznego.
To tak dla rozweselenia i przypomnienia naszych wielu spotkań w
innych układach, w różnych okolicznościach — powiedziałbym: częściej
nieformalnych niż formalnych, myślę natomiast, że prawie zawsze
bardzo merytorycznych, nawet wówczas, kiedy te spotkania odbywały
się w warunkach mało formalnych, pozakameralnych, kiedy uprawialiśmy
nawet trochę życie leśnych ludzi, to także bywały one spotkaniami
merytorycznymi. Niewątpliwie, że jestem tutaj w środowisku, z którym
najbliżej byłem związany w czasie mojego bądź co bądź ponad
30-letniego kapłaństwa i 20-letniego biskupstwa w Polsce, które
także szczególnie było bliskie mojemu sercu. I dlatego też
przemawiając tutaj, muszę uważać, mówić sobie stale: „Milcz serce,
bo mówisz do profesorów, a to są ludzie bez serca”.
Teraz spróbuję na chwilę trochę poczytać z kartki.
Z wielką radością, co już powiedziałem, spotykam czcigodne grono
Rady Naukowej Episkopatu Polski, której do niedawna z woli
Konferencji tego Episkopatu przewodniczyłem. Dzisiaj witam
najserdeczniej mojego następcę księdza biskupa Mariana Rechowicza,
oraz wszystkich drogich księży i panów profesorów.
Były pewne projekty w drodze, ale nie dopracowaliśmy się na razie
pani w gronie Rady Naukowej Episkopatu: — ani pani, ani siostry. Kto
wie, może to nastąpi.
Pragnę wam powiedzieć, że do Rady Naukowej przywiązuję w dalszym
ciągu to wielkie znaczenie, jakie przywiązywałem w przeszłości. Może
obecnie, po ogłoszeniu nowej konstytucji apostolskiej Sapientia
christiana w sprawie studiów akademickich, jeszcze wyraziściej widzę
aktualność naszej Rady Naukowej, jeszcze precyzyjniej doceniam jej
funkcję i odpowiedzialność.
Pozwólcie, że zrobię do tego małego paragrafu szerszy komentarz.
Możemy zacząć właśnie od tej konstytucji apostolskiej, która ukazała
się bardzo niedawno, chociaż nosi datę wydania 15 kwietnia, czyli
związana jest z uroczystością wielkanocną, a jeżeli chodzi o
ordinationes załączone do konstytucji — noszą datę 29 lub 30. Po
włosku 29 kwietnia, czyli datę uroczystości św. Katarzyny
Sieneńskiej, aby pokazać, że Kościół chce wprowadzić kobiety do Rady
Naukowej! Jest to poniekąd dokument życia kardynała dobrze nam
znanego, przyjaciela naszego, kardynała Gabriela Marii Garrone,
dokument jego prefektury w Kongregacji pro Institutione Catholica,
który w pewnej mierze przygotowaliśmy wspólnie. Chyba ksiądz biskup
Rechowicz jest najdawniejszym świadkiem przygotowań tej nowej
konstytucji, bo był pierwszym uczestnikiem polskim, jeszcze jako
rektor KUL-u, tego zebrania, na którym zaczęto planować nową
konstytucję, chyba już po wydaniu Normae quaedam, albo też mniej
więcej w momencie wydania tej nowelizacji do starej konstytucji Deus
scientiarum Dominus. A potem, już jako zorganizowana Rada Naukowa
uczestniczyliśmy w zebraniu rzymskim, które miało miejsce z końcem
listopada i z początkiem grudnia 1976 roku. Uczestniczyliśmy razem z
reprezentantami uczelni katolickich z całego świata w bardzo silnym
składzie, zwłaszcza gdy chodziło o delegatów biskupów. To zebranie
było właśnie ostatnią konsultacją przed napisaniem konstytucji.
Myślę, że istnieją dwa problemy, a zarazem dwa postulaty, które
znajdują swój wyraz w nowej konstytucji, a które w pewnym sensie
stoją u fundamentu powołania Rady Naukowej Episkopatu Polski, które
określają jej genezę i jej funkcję. Oczywiście, że te problemy i
postulaty zarazem, które wymienię, aczkolwiek nie wyczerpują całości
zagadnienia, są jednak bardzo istotne. Przede wszystkim chodzi o to,
ażeby wyciągnąć w tym dokumencie właściwy wniosek z nauki Soboru o
kolegialności Episkopatu. Wiadomo, że uczelnie akademickie w
Kościele są w szczególny sposób podporządkowane Stolicy
Apostolskiej; że ona jest właściwym autorytetem jurysdykcyjnym dla
tych uczelni. Ona jest także ich własnym zwierzchnikiem na forum
pozakościelnym, międzynarodowym: ona jest właściwym autorytetem.
Jeżeli te uczelnie wszystkie mają jako kościelne, jako katolickie,
swój autorytet akademicki w zasięgu światowym, międzynarodowym, to
mają go ze względu na zwierzchność Stolicy Apostolskiej. Oczywiście,
że nie instytucja kształtuje naukę. Naukę kształtują uczeni, ale
kształtują w ramach instytucji. Jeżeli ma to być nauka katolicka,
jeżeli w tej nauce katolickiej w świecie współczesnym, dzisiejszym i
jutrzejszym, ma panować prawdziwa wolność akademicka w znaczeniu
katolickim, to te sprawy muszą być bardzo jasno postawione w
konstytucji.
Otóż myślę, że instytucja powołana przez Episkopat Polski, która się
nazywa Radą Naukową, jest jakimś nieschematycznym prototypem tego,
do czego musi się dążyć w Kościele, to znaczy do tej
odpowiedzialności za naukę katolicką. Oczywiście ta odpowiedzialność
za naukę katolicką ma różne kręgi. Zupełnie innego typu
odpowiedzialnością za naukę katolicką jest ta odpowiedzialność,
która dotyczy wprost nauczania wiary i zasad moralności
chrześcijańskiej, i zupełnie innego typu odpowiedzialnością za naukę
katolicką jest ta, która się wiąże ze sposobem uprawiania filozofii,
bo tu jesteśmy na terenie poszukiwań rozumu ludzkiego, nie
związanego — że tak powiem — ze słowem Bożym wprost, a jeszcze inną,
gdy chodzi o cały szereg, cały najszerszy krąg różnorakich nauk, aż
do nauk, powiedzmy, technicznych, bo i to przecież wchodzi w
strukturę różnych uniwersytetów katolickich na świecie. I stąd też i
ta zasada odpowiedzialności Episkopatów wspólnie ze Stolicą
Apostolską za instytucje katolickie naukowe, akademickie będzie
musiała być stosowana analogicznie. To jest jeden problem centralny.
W każdym razie w postawieniu tego problemu zawiera się dokładnie ta
sama zasada, która przyświecała nam w Polsce w momencie powołania
Rady Naukowej, a mianowicie, że Kościół musi mieć prawo i musi mieć
środki stanowienia o swojej własnej nauce. Musi mieć prawo i musi
mieć środki stanowienia o swojej własnej nauce zarówno pod względem
merytorycznym, treściowym z uwzględnieniem całej analogii czy
analogiczności tej treści, jak też i pod względem strukturalnym,
personalnym itd.
Druga zasada, którą wyniosłem z Polski, a która bardzo głęboko
wchodzi w doświadczenie Kościoła w całym świecie, to jest zasada
odpowiedzialności za akademickie wykształcenie kleru. Może się
wydawać, że to jest zasada zawężająca funkcje uczelni katolickiej,
zwłaszcza uniwersytetów, zwłaszcza uniwersytetów wielowydziałowych,
wielodyscyplinowych, które to uniwersytety kształcą czasem w
ogromnej większości ludzi świeckich i dlatego też ta zasada tam nie
sięga, do tego się nie odnosi; niemniej jesteśmy świadkami pewnego
tradycyjnego podziału. Powiedziałbym, że ten podział zaczyna już w
ostatnich czasach przybierać charakter jakiegoś rozszczepienia
pomiędzy statusem akademickim ludzi świeckich, niezależnie od ich
wyznania czy światopoglądu — i duchownych, uformowanych w
seminariach duchownych, które per se statusu akademickiego nie mają.
Kościół nie nadał im tego statusu nigdy i nie nadaje im również
konstytucja Sapientia christiana. Zgoda. Seminaria duchowne per se
czemu innemu służą. Niemniej trzeba zapobiec temu, powiadam,
rozszczepieniu, które zaczęło się kształtować. Przeglądałem raporty
prowadzone przez Kongregację pro Institutione Catholica, z których
wynika, że księża wychodzący z seminariów na całym świecie szukają
kompensaty akademickiej. Studiują przeróżne dziedziny. Następuje
jakieś rozproszenie sił, siły ich świadomości; przede wszystkim
utrata wiary w to, że z racji swego kapłaństwa, swojej misji, kapłan
jest człowiekiem o wykształceniu, o statusie akademickim, co
niewątpliwie ma swoje konsekwencje w jego osobistej świadomości, w
jego pozycji społecznej. Poruszając tę sprawę w Polsce, zawsze
mówiłem i mówiliśmy sobie wszyscy razem, i w tym gronie, i na
Konferencjach Episkopatu, że na pewno status społeczny księdza nie
zależy przede wszystkim od jego stopnia akademickiego. Może być
człowiekiem bez stopnia akademickiego. Świętość jego życia, czasem
wybitne zdolności osobiste stwarzają fakt, że jest wielkim
duszpasterzem, że ma ogromny wpływ apostolski. Ale to byłoby
rozumowanie per accidens.
Trzeba dążyć do tego, ażeby jego status, status akademicki, przez to
samo i społeczny status księdza odpowiadał jego faktycznemu
wykształceniu.
I to jest drugie z tych doświadczeń polskich, które wszyscy mniej
lub bardziej znamy i wiemy, jak wygląda w naszej rzeczywistości.
Weszło ono do konstytucji Sapientia christiana, przynajmniej w
formie generalnego postulatu: należy dążyć do tego wszędzie, ażeby
przygotowanie do kapłaństwa łączyło się efektywnie z osiąganiem
stopnia akademickiego, statusu człowieka o wyższych studiach.
Oczywiście, że to wszystko nie dopowiada sprawy do końca. Właściwie
nie mówi o rzeczy najważniejszej. Rzeczą najważniejszą dla Rady
Naukowej jest nauka, uprawianie nauki. Stajemy jednak chyba na
słusznym stanowisku, że istnieje sprzężenie zwrotne pomiędzy nauką,
uprawianiem nauki a nauczaniem. Jeżeli nauczanie ma mieć profil,
wyraz akademicki, uniwersytecki, musi się opierać na uprawianiu
nauki, czyli musi być związane z pewnego typu warsztatem i vice
versa: jeżeli nauka ma wypływać z nauczania akademickiego, musi być
autentyczną nauką.
Kościół — zwłaszcza w naszej epoce — musi podejmować tę
odpowiedzialność. Musi, po pierwsze, stanowić świadomie o sprawach
swojej własnej nauki na poziomie akademickim. Musi, podobnie, z
pełną świadomością uczestniczyć w wielkich procesach nauki
współczesnej, związanych z działalnością uniwersytetów i wielorakich
instytutów, zwłaszcza zaś swoich własnych uniwersytetów i instytutów
katolickich.
Rada Naukowa Episkopatu, skupiająca w sobie przedstawicieli
wszystkich uczelni katolickich o charakterze akademickim w Polsce, w
tym właśnie ma dopomagać Episkopatowi i Kościołowi w naszej
Ojczyźnie. Powiedziałbym: społeczeństwu katolickiemu. Nie przesadzę,
gdy powiem, że spoczywa na niej poważna część odpowiedzialności za
dziś i jutro polskiej kultury chrześcijańskiej.
I dlatego też, mając w pamięci to wszystko, polecam waszą dalszą
działalność, czcigodni biskupi i profesorowie, Stolicy Bożej
Mądrości i z całego serca wam błogosławię.
PRZYPISY
1 Jana Pawła II powitał przewodniczący Rady Naukowej, bp Marian
Rechowicz (red.).
|