PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Homilia w czasie Mszy św. odprawionej na Stadionie Dziesięciolecia
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
1. Pozdrawiam tym chrześcijańskim pozdrowieniem zgromadzonych w tej
wspólnocie liturgicznej mieszkańców Warszawy — stolicy Polski oraz
wszystkich gości, którzy przybyli tutaj spoza Warszawy i spoza
archidiecezji warszawskiej.
Pozdrawiam kardynała prymasa Polski jako metropolitę warszawskiego,
wszystkich kardynałów — gości, arcybiskupów i biskupów, zwłaszcza
koncelebrujących za mną tę Najświętszą Ofiarę.
Pozdrawiam kapitułę metropolitalną i całe duchowieństwo Warszawy i
archidiecezji, sąsiadów oraz gości z innych stron Polski. Pozdrawiam
zakony męskie i żeńskie, seminaria duchowne oraz katolickie uczelnie
akademickie tu reprezentowane. Pozdrawiam was wszystkich: bracia i
siostry! Moi rodacy!
2. Pochwaliłem Jezusa Chrystusa staropolskim pozdrowieniem, a wy
wszyscy odpowiedzieliście: „Na wieki wieków”. Chrystus jest bowiem
„wczoraj i dziś, ten sam także i na wieki” (Hbr 13, 8). Chrystus
jest „Panem przyszłego wieku”, jak o tym świadczy pierwsze czytanie
dzisiejszej liturgii z Księgi Apokalipsy. To On, Chrystus
ukrzyżowany i zmartwychwstały, jest Tym, który zapoczątkował już w
dziejach kosmosu lub w dziejach ludzkości „żywot wieczny”. To On,
jako Odkupiciel świata, przygotowuje już „niebo nowe i ziemię nową”
(Ap 21, 1). To za Jego sprawą Jan, autor Apokalipsy, widzi „Miasto
święte, Nowe Jeruzalem... zstępujące z nieba od Boga, przystrojone
jak oblubienica... dla swego męża” (Ap 21, 2). To za Jego,
Chrystusa, sprawą Jan, autor Apokalipsy, słyszy donośny głos
mówiący: „Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i
będą oni Jego ludem, a On będzie «Bogiem z nimi». I otrze z ich oczu
wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ani krzyku,
ani trudu już odtąd nie będzie...” (Ap 21, 3-4).
To On, Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały, sprawia, że gdy
pierwsze rzeczy przeminą, spełnią się zarazem słowa Księgi: „Oto
wszystko czynię nowe” (Ap 21, 5).
Kiedy pochwaliłem imię Jezusa Chrystusa, odpowiedzieliście: „Na
wieki wieków”, sięgając tą odpowiedzią nie tylko w całą, jaka
jeszcze jest przed nami, przyszłość doczesnego, przemijającego
świata, ale także i w cały ten wymiar „wieku przyszłego”, do którego
Bóg sam za sprawą Chrystusa prowadzi świat i ludzkość w Duchu
Świętym.
3. Chrystus, „Ojciec przyszłego wieku”, jest równocześnie „wczoraj i
dzisiaj”. Kiedy byłem w Polsce w pierwszym roku mojego posługiwania
na rzymskiej stolicy świętego Piotra, powiedziałem w Warszawie na
placu Zwycięstwa, że trudno jest zrozumieć dzieje naszej Ojczyzny,
nasze historyczne „wczoraj”, a także i „dzisiaj”, bez Chrystusa.
Po czterech latach przybywam ponownie jako pielgrzym na Jasną Górę,
ażeby uczestniczyć w ojczystym jubileuszu tego błogosławionego
Wizerunku, w którym Matka Chrystusa przebywa pośród naszego narodu
od sześciu stuleci. Ewangelia dzisiejszej liturgii — ta sama, którą
czyta się na Jasnej Górze — porównuje to przebywanie Maryi pośród
nas do Jej obecności w Kanie Galilejskiej. Wraz z Nią przybył tam
Jezus i uczniowie Jego.
Jeśli mówimy, że naszego historycznego „wczoraj”, a także i
„dzisiaj” niepodobna zrozumieć bez Chrystusa — to jubileusz
jasnogórski uwydatnia, że owa obecność Chrystusa w naszych dziejach
jest — podobnie jak w Kanie Galilejskiej — przedziwnie związana z
obecnością Jego Matki. Tej drogiej nam obecności Kościół w Polsce
właśnie daje świadectwo poprzez zeszłoroczny jubileusz jasnogórski,
przedłużony na rok bieżący. Tejże samej macierzyńskiej obecności
pragnę również dać świadectwo wraz z wami — i dlatego przybywam do
Ojczyzny, dziękując za zaproszenie całemu społeczeństwu.
Wspólnie z wami, drodzy bracia i siostry, pragnę wyznać na początku
tej mojej pielgrzymki, że dzięki szczególnej obecności Maryi w
dziejach naszego narodu, sam Chrystus w swoim Bóstwie i
Człowieczeństwie zarazem, jest nam bliższy. Staramy się pojąć Krzyż
i Zmartwychwstanie, staramy się pojąć tajemnicę Odkupienia poprzez
Serce Jego własnej Matki. Szukamy do Chrystusa przystępu, jak ci
ludzie w Kanie Galilejskiej — przez Maryję. Rys chrystocentryczny
naszego chrześcijaństwa głęboko się zespolił z rysem maryjnym,
macierzyńskim. Mówię to w Warszawie, stolicy Polski, której Patronką
jest od dawna Matka Boska Łaskawa.
4. I mówię to zarazem w określonym momencie historycznym. W roku
1983 na szerokie tło naszego polskiego tysiąclecia, i zarazem
jasnogórskiego 600-lecia, rzuca się jasnym refleksem historyczna
data sprzed trzystu lat: odsiecz Wiednia, wiktoria wiedeńska! Jest
to rocznica, która łączy nas, wszystkich Polaków, a także naszych
sąsiadów z południa oraz z zachodu — bliższych i dalszych. Tak jak
przed trzystu laty połączyło nas wspólne zagrożenie, tak samo po
trzystu latach — rocznica walki i zwycięstwa.
Ta walka, to zwycięstwo nie wykopało przepaści pomiędzy narodem
polskim a tureckim. Wręcz przeciwnie, wzbudziło szacunek i uznanie.
Wiemy, że — gdy Polska z końcem XVIII wieku zniknęła z mapy
politycznej Europy — faktu dokonanego rozbiorów nie uznał nigdy rząd
turecki. Na dworze otomańskim — jak mówi tradycja — przy uroczystych
przyjęciach posłów zagranicznych pytano wytrwale: „Czy poseł z
Lechistanu jest obecny?” Odpowiedź: „Jeszcze nie”, padała tak długo,
aż nadszedł rok 1918 i poseł niepodległej Polski znów zawitał do
stolicy Turcji.
Miałem sposobność przekonać się o tym wówczas, gdy odwiedzałem
stolicę Turcji, ażeby nawiedzić również patriarchat w
Konstantynopolu.
Trzeba było przypomnieć ten charakterystyczny szczegół, aby w pełni
ocenić walor odsieczy Wiednia w 1683 roku i zwycięstwo króla Jana
III Sobieskiego.
5. O zwycięstwie król zawiadomił Stolicę Apostolską w znamiennych
słowach: Venimus, vidimus, Deus vicit — przybyliśmy, zobaczyliśmy,
Bóg zwyciężył. Te słowa chrześcijańskiego władcy wpisują się głęboko
zarówno w tysiąclecie naszego chrztu, jak też w tegoroczny jubileusz
jasnogórski. Jan III pielgrzymował podczas swojej wyprawy
wiedeńskiej na Jasną Górę i do innych sanktuariów maryjnych.
Słowa królewskie wpisały w nasze historyczne „wczoraj” ewangeliczną
prawdę o zwycięstwie, o którym mówi także drugie czytanie
dzisiejszej liturgii. Człowiek jest powołany do odnoszenia
zwycięstwa w Jezusie Chrystusie. Jest to zwycięstwo nad grzechem,
nad starym człowiekiem, który tkwi głęboko w każdym z nas. „Przez
nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami...
przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi” (Rz 5,
19). Święty Paweł mówi o Adamie i o Chrystusie.
Deus vicit (Bóg zwyciężył): mocą Boga, która za sprawą Jezusa
Chrystusa działa w nas przez Ducha Świętego, człowiek powołany jest
do zwycięstwa nad sobą. Do zwycięstwa nad tym, co krępuje naszą
wolną wolę i czyni ją poddaną złu. Zwycięstwo takie oznacza życie w
prawdzie, prawość sumienia, miłość bliźniego, zdolność przebaczania,
rozwój duchowy naszego człowieczeństwa.
Otrzymałem w ostatnich miesiącach wiele listów od różnych osób,
między innymi od internowanych. Listy te były dla mnie nieraz
budującym świadectwem takich właśnie wewnętrznych zwycięstw, o
których można powiedzieć: Deus vicit — Bóg zwyciężył w człowieku.
Chrześcijanin bowiem powołany jest w Jezusie Chrystusie do
zwycięstwa. Zwycięstwo takie jest nieodłączne od trudu, a nawet
cierpienia, tak jak zmartwychwstanie Chrystusa jest nieodłączne od
krzyża.
„A zwyciężył już dziś, choćby leżał na ziemi podeptany, kto miłuje i
przebacza — mówił kardynał Stefan Wyszyński — kto jak Chrystus
oddaje serce swoje, a nawet życie za braci” (24 VI 1966 r.).
6. Naród również w ciągu swych dziejów odnosi zwycięstwa, z których
się raduje — tak jak raduje się w tym roku wiktorią wiedeńską — ale,
z drugiej strony, ponosi klęski, które go bolą. Tych klęsk na
przestrzeni ostatnich stuleci było wiele. Nie powiedzielibyśmy całej
prawdy, gdyby stwierdzić, że były to tylko klęski polityczne aż do
utraty niepodległości. Były to również klęski moralne: upadek
moralności w czasach saskich, zatrata wrażliwości na dobro wspólne
aż do karygodnych przestępstw przeciw własnej Ojczyźnie. Ale
przecież już druga połowa XVIII wieku przynosi zdecydowane wysiłki w
kierunku społecznej, kulturalnej i politycznej odnowy. Wystarczy
wspomnieć Komisję Edukacyjną, a nade wszystko Konstytucję 3 maja. Na
tle tych wysiłków cios zadany pierwszej Rzeczypospolitej przez
państwa dokonujące rozbioru Polski był straszliwą krzywdą dziejową,
pogwałceniem praw narodu i porządku międzynarodowego.
Jak człowiek czuje, że powinien odnieść moralne zwycięstwo, jeśli
jego życie ma posiadać właściwy sens — podobnie i naród, który jest
wspólnotą ludzi. Stąd poprzez cały wiek XIX trwały niestrudzone
wysiłki zmierzające do odbudowy moralnej oraz do odzyskania
niepodległości politycznej, co nastąpiło w wyniku pierwszej wojny
światowej. Mówię o tym dlatego, że dzieje narodu wpisują się w nasz
ojczysty jubileusz sześciu wieków obecności Maryi — Królowej Polski
na Jasnej Górze. Tam też znajdują swój głęboki rezonans zwycięstwa i
klęski. Stamtąd stale idzie wezwanie, ażeby nie poddawać się klęsce,
ale szukać dróg do zwycięstwa. Chrystus jest „Ojcem przyszłego
wieku”, a Królestwo Boże przekracza wymiar spraw doczesnych.
Równocześnie jednak Chrystus jest „wczoraj i dzisiaj” — i tu spotyka
się z każdym z nas, z człowiekiem każdego pokolenia, tu spotyka się
również z narodem, który jest wspólnotą ludzi. Z tego spotkania
pochodzi owo wyzwanie do zwycięstwa w prawdzie, wolności,
sprawiedliwości i miłości, o których mówi Jan XXIII w encyklice
Pacem in terris.
7. Encyklika ta ukazała się przed dwudziestu laty, a zawierała w
sobie głęboki refleks owych wysiłków zmierzających do utrzymania
pokoju w świecie współczesnym po straszliwych doświadczeniach
drugiej wojny światowej. Kościół bierze udział w tych wysiłkach
rodziny ludzkiej, uważa to za część swojego ewangelicznego
posłannictwa.
Jako następca Jana XXIII oraz Pawła VI na rzymskiej stolicy miałem
sposobność wielokrotnie wypowiadać się na ten temat. Wkrótce po
powrocie z Polski w 1979 roku czyniłem to wobec forum Organizacji
Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Niezapomniane pozostanie dla
mnie orędzie-modlitwa z Hiroszimy w lutym 1981 roku.
Nie mogę dziś nie powrócić do tego samego tematu, gdy jestem w
Warszawie — stolicy Polski, która w 1944 roku została przez
najeźdźców obrócona w ruinę. Stąd więc ponawiam moje orędzie pokoju,
które od strony Stolicy Apostolskiej stale płynie do wszystkich
narodów i państw, zwłaszcza do tych, które za sprawę pokoju w
świecie współczesnym ponoszą największą odpowiedzialność.
Również z tego miasta — stolicy narodu i państwa, które z nakładem
największych ofiar walczyło za dobrą sprawę w czasie ostatniej wojny
światowej — pragnę przypomnieć wszystkim, że prawo Polski do
suwerennego bytu, a także do prawidłowego rozwoju w zakresie
kulturalnym i społeczno-ekonomicznym, apeluje do sumienia wielu
ludzi i wielu społeczeństw na świecie. Polska wypełniła do ostatka —
owszem: z nawiązką! — zobowiązania sprzymierzeńcze, jakie wzięła na
siebie w straszliwym doświadczeniu lat 1939-1945. Los Polski w 1983
roku nie może być obojętny narodom świata — zwłaszcza Europy i
Ameryki.
Drodzy moi Rodacy! Bracia i Siostry!
W 1944 roku stolica Polski została zamieniona w wielką ruinę. W
ciągu lat powojennych ta sama Warszawa została odbudowana tak, jak
widzimy ją dzisiaj — zwłaszcza tu, z tego miejsca — dawna i
nowoczesna zarazem. Czy to nie jest jeszcze jedno zwycięstwo moralne
narodu? A tyle innych miast i ośrodków, odbudowanych na ziemiach
polskich — zwłaszcza na ziemiach północnych i zachodnich, gdzie dane
mi będzie udać się w ramach tegorocznej pielgrzymki: mianowicie do
Wrocławia i na Górę Świętej Anny.
8. Venimus, vidimus, Deus vicit: słowa króla wypowiedziane po
wiktorii wiedeńskiej wpisały się w treść naszego milenium, wpisały
się też w treść owego jasnogórskiego jubileuszu, poprzez który
wyrażamy dziękczynienie za sześć wieków szczególnej obecności
Bogarodzicy w naszych dziejach.
Pragnienie zwycięstwa, szlachetnego zwycięstwa, zwycięstwa
okupionego trudem i krzyżem, zwycięstwa odnoszonego nawet poprzez
klęski — należy do chrześcijańskiego programu życia człowieka.
Również i życia narodu.
Moje obecne odwiedziny w Ojczyźnie wypadają w okresie trudnym.
Trudnym dla wielu ludzi, trudnym dla całego społeczeństwa. Jak
wielkie są te trudności, to wy sami, drodzy rodacy, wiecie lepiej
ode mnie, chociaż ja również głęboko przeżywam całe doświadczenie
polskie ostatnich lat (począwszy od sierpnia 1980 roku 1). Jest ono
zresztą ważne dla wielu społeczeństw Europy i świata — i nie brak
wszędzie ludzi, którzy z tego zdają sobie sprawę. Nie brak również
takich, którzy zwłaszcza od grudnia 1981 roku świadczą pomoc mojemu
narodowi, za co i ja również jestem wszystkim wdzięczny.
Jednakże naród nade wszystko musi żyć o własnych siłach i rozwijać
się o własnych siłach. Sam musi odnosić to zwycięstwo, które
Opatrzność Boża zadaje mu na tym etapie dziejów. Wszyscy zdajemy
sobie sprawę z tego, że nie chodzi o zwycięstwo militarne — jak
przed trzystu laty — ale o zwycięstwo natury moralnej. To ono
właśnie stanowi istotę wielokrotnie proklamowanej odnowy. Chodzi tu
o dojrzały ład życia narodowego i państwowego, w którym będą
respektowane podstawowe prawa człowieka. Tylko zwycięstwo moralne
może wyprowadzić społeczeństwo z rozbicia i przywrócić mu jedność.
Taki ład może być zarazem zwycięstwem rządzonych i rządzących.
Trzeba do niego dochodzić drogą wzajemnego dialogu i porozumienia,
jedyną drogą, która pozwala narodowi żyć pełnią praw obywatelskich i
posiadać struktury społeczne odpowiadające jego słusznym wymogom;
wyzwoli to poparcie, którego państwo potrzebuje, aby mogło spełnić
swoje zadania, i przez które naród rzeczywiście wyrazi swoją
suwerenność.
Przytoczę tutaj słowa listu pasterskiego Episkopatu Polski na dzień
29 sierpnia zeszłego roku:
„Naród polski potrzebuje prawdziwej odnowy moralnej i społecznej,
aby mógł odnaleźć na nowo wiarę w siebie, w swoją przyszłość,
zaufanie we własne siły, obudzić energie moralne i ofiarność
społeczną dla sprostania wielkiemu trudowi pracy i koniecznym
wyrzeczeniom, które wszystkich czekają. Pilną potrzebą jest
odbudowanie zaufania między społeczeństwem a władzą, aby we wspólnym
wysiłku budować lepszą przyszłość Ojczyzny i zabezpieczyć interesy
narodu i państwa”.
9. Drodzy bracia i siostry! Uczestnicy tej pielgrzymiej liturgii
papieża, waszego rodaka, w stolicy Polski. Stąd, z Warszawy,
wyruszam na Jasną Górę, którą zmarły Prymas kardynał Stefan
Wyszyński zwykł był nazywać „Jasną Górą zwycięstwa”.
Pragnę zanieść tam ten szczególny dar, jakim w roku jasnogórskiego
jubileuszu stało się wyniesienie na ołtarze polskiego męczennika
Oświęcimia — świętego Maksymiliana Marii. Wdzięczny jestem
Opatrzności Bożej, że dane mi było tego dokonać w dniu 10
października zeszłego roku.
Wyruszając na Jasną Górę z Warszawy, włączam się duchowo w ten
pielgrzymi pochód, który od 1711 roku — a więc od 272 lat — prowadzi
corocznie ze stolicy polskiej do stolicy Królowej Polski:
pielgrzymka warszawska.
Pragnę stanąć przed Bogarodzicą i przed Jej Boskim Synem, Jezusem
Chrystusem, który jest „Ojcem przyszłego wieku” i który zarazem jest
„wczoraj” i „dzisiaj”. W szczególności: „wczoraj i dzisiaj” tych
pokoleń, które przechodziły i przechodzą przez naszą ojczystą
ziemię. Pragnę zabrać tam wszystkie cierpienia mojego narodu, a
zarazem tę wolę zwycięstwa, która nie opuszcza go pośród wszystkich
dziejowych klęsk i doświadczeń.
I pragnę powiedzieć:
„Weź w opiekę Naród cały,
który żyje dla Twej chwały.
Niech rozwija się wspaniały —
Maryjo!”
Amen.
Na zakończenie Mszy św. Jan Paweł II powiedział:
Zanim jeszcze udzielę błogosławieństwa na zakończenie dzisiejszego
zgromadzenia eucharystycznego, proszę, ażeby przyjęły szczególne
moje pozdrowienie wszystkie wspólnoty, które uczestniczą w tej
Najświętszej Ofierze.
Jest tu oczywiście miasto Warszawa i archidiecezja warszawska, ale
są i pielgrzymi. Tu nasza Eucharystia sprawowana przez
papieża-pielgrzyma dokonała się przy udziale pielgrzymów różnych
diecezji.
Pragnę więc wszystkich pozdrowić w tej wspólnocie i prosić, ażeby
błogosławieństwo papieskie zanieśli z sobą do swoich diecezji,
parafii i rodzin. Są tu pielgrzymi z archidiecezji w Białymstoku, z
diecezji w Drohiczynie nad Bugiem, są tutaj pielgrzymi z diecezji
gdańskiej... Cokolwiek chciałbym dołączyć do tego określenia, będzie
już niepotrzebne wobec tej reakcji zgromadzonych. Pozdrowienia i
błogosławieństwo dla diecezji gdańskiej!
Są tutaj pielgrzymi z diecezji lubelskiej, z diecezji łomżyńskiej, z
diecezji łódzkiej, z diecezji warmińskiej, pielgrzymi z diecezji
płockiej, pielgrzymi z diecezji sandomiersko-radomskiej, wreszcie z
diecezji siedleckiej, czyli podlaskiej. Od wszystkich tych diecezji
otrzymałem na ofertorium szczególny dar duchowy i dar symboliczny.
Pragnę ten dar, złożony w imieniu wspólnot diecezjalnych,
odwzajemnić moim pozdrowieniem i błogosławieństwem papieskim, które,
drodzy pielgrzymi, zanieście z sobą wszędzie tam, skąd przybywacie.
To pierwszy krąg. Ale ten krąg musimy jeszcze rozszerzyć, ponieważ w
Najświętszej Ofierze sprawowanej tutaj, na tym imponującym miejscu,
na tle całej panoramy Warszawy, wśród zieleni, między sportem a
liturgią — bo tak trzeba nazwać tę Mszę ponad Stadionem — są też
różni goście z zagranicy: kardynałowie, biskupi. Każdy z nich
reprezentuje Kościół i społeczeństwo, naród, w którym żyje ten
Kościół. Ja pragnę przed zakończeniem Mszy św. w imieniu nas
wszystkich, którzy w tej liturgii eucharystycznej uczestniczymy,
przesłać pozdrowienia i błogosławieństwo tym Kościołom, których
pasterze do nas przybyli. Dlatego ich wymienię.
Jakże bliski nam jest z nazwiska arcybiskup z Filadelfii w Stanach
Zjednoczonych, kardynał Król, a obok niego arcybiskup Detroit,
Edmund Szoka! Pozdrowienie i błogosławieństwo dla Polonii i dla
całej wspólnoty Kościoła w Stanach Zjednoczonych, a także dla całego
społeczeństwa.
Obecny jest wśród nas kardynał z Moguncji w Niemczech Zachodnich:
pozdrowienia i błogosławieństwo dla naszych braci w wierze — na
zachód od Polski! Obecny jest również kardynał-biskup Berlina —
przesyłamy i w tamtym kierunku nasze pozdrowienie i wyrazy
chrześcijańskiej jedności. Ale mamy wśród naszych gości także
przewodniczącego Konferencji Episkopatu Hiszpanii; ażeby już trzymać
się języka hiszpańskiego dodam, że mamy również przedstawiciela
Episkopatu Meksyku. Prosimy ich, ażeby zabrali nasze pozdrowienie. I
wyrazy jedności w wierze — w wierze, która nas łączy w Chrystusie i
w Kościele i tak zbliżamy się do najbliższych naszych sąsiadów. Jest
obecny kardynał-arcybiskup Zagrzebia z Jugosławii. Prosimy, ażeby
naszym braciom Słowianom przekazał pozdrowienie i wyrazy jedności w
wierze, w Kościele, w Chrystusie i w gorącej czci Matki
Najświętszej. Jest wreszcie kardynał prymas Węgier, arcybiskup
Esztergom.
Niech ta wspólnota wiary i Eucharystii, która nas tutaj dzisiaj
połączyła w Warszawie, poniesie się szeroko poprzez granice narodów,
a nawet kontynentów i niech nas połączy w tej jedności, którą
stanowimy w Chrystusie i w Jego Kościele, za pośrednictwem
dostojnych naszych braci w biskupstwie, w godności kardynalskiej, w
powołaniu pasterskim. Pragnę dodać, że wspólnie ze mną z Rzymu
przybył kardynał sekretarz stanu oraz trzech biskupów, którzy
również uczestniczą w naszej dzisiejszej uroczystości, jak i w całej
pielgrzymce. Niech się w Polsce czują tak dobrze, jak w Watykanie i
jak u siebie w domu. Niech się w Polsce czują tak jak w Watykanie,
skoro papież z Polski musi się czuć dobrze w Watykanie!
Wreszcie, to już całkiem z własnego podwórka: wśród kardynałów jest
obecny, oczywiście, metropolita krakowski, mój następca na stolicy
św. Stanisława; a z Rzymu — kardynał Władysław Rubin, nasz rodak. I
dodam jeszcze biskupa Alfreda Abramowicza z Chicago, prezesa Ligi
Katolickiej Polskiej w Chicago.
Tak więc, moi drodzy bracia i siostry, zobaczyliśmy siebie — na
końcu tej wielkiej eucharystycznej wspólnoty — w większym jeszcze
kręgu, aniżeli ten, który tutaj ogarniają nasze oczy, nasz słuch i
nasze serce. Zobaczyliśmy siebie w kręgu wspólnoty Kościoła na całej
ziemi polskiej, a przynajmniej na znacznej jej części, oraz
wspólnoty Kościoła powszechnego w różnych krajach i na różnych
kontynentach.
Teraz już ostatnie słowo do was, którzy uczestniczyliście tak
budująco w tym Najświętszym Sakramencie Ołtarza. Wczoraj przy
powitaniu na lotnisku powiedziałem, że ucałowanie polskiej ziemi ma
symboliczne znaczenie pocałunku pokoju. I dzisiaj wracam do tej
myśli: pragnę życzyć wszystkim uczestnikom tego wielkiego
zgromadzenia eucharystycznego — pokoju; pragnę, drodzy bracia, ażeby
i dzisiejszy dzień i wszystkie dni mojego pielgrzymiego pobytu w
Ojczyźnie były dniami pokoju, uciszenia, uspokojenia wewnętrznego;
dniami, które przeżywać będziemy wobec Boga, wobec Pani
Jasnogórskiej; dniami, w ciągu których będziemy szukać dróg do tej
przyszłości, która czasem tak bardzo zdaje się nam zaciemniona. Tego
wam serdecznie życzę i o to proszę: o ten pokój całego pielgrzymiego
pobytu papieża na każdym miejscu.
Wreszcie niech wyrazem tego pokoju i miłości, która nas łączy —
która nas łączy zwłaszcza w Eucharystii — będzie to, że powrócicie
do swych domów, że ucałujecie swoje dzieci, które tu może przyjść
nie mogły, że przybliżycie się do swoich chorych, którzy tu nie
mogli być obecni, że powiecie dobre słowo do sąsiadów, przekazując
im pozdrowienia i błogosławieństwo papieża.
Moi drodzy bracia i siostry!
Niech się ta Eucharystia niesie! Niech nią żyje Warszawa, niech nią
żyje Polska! Niech z niej czerpie pokój, miłość i zbawienie!
Pozdrawiam na koniec cały świat pracy i cały świat uniwersytecki.
A teraz, drodzy bracia i siostry, uczestnicy tego wielkiego
spotkania ponad Stadionem Dziesięciolecia w Warszawie, moi drodzy
bracia i siostry, uczestnicy tego wielkiego, eucharystycznego,
maryjnego spotkania — przyjmijcie moje papieskie błogosławieństwo
jako ostatnie słowo naszej wspólnej modlitwy i wspólnej Ofiary.
PRZYPISY
1 W odpowiedzi na oklaski Papież powiedział:
Wczoraj w katedrze prosiłem, ażeby mi — o ile możności — nie
przerywać. Nie wszyscy obecni tutaj dzisiaj byli wczoraj w katedrze,
więc jeszcze raz ponawiam tę prośbę.
|