PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Homilia w czasie liturgii słowa skierowana do ludzi morza
1. Benedicite maria et flumina, Domino. „Błogosławcie Pana morza i
rzeki. Błogosław Pana wszystka ziemio” (por. Dn 3, 78. 74).
Trzeba, ażeby na tym miejscu odezwał się kantyk całego stworzenia,
które oddaje chwałę Stwórcy. Trzeba, ażeby przemówiły głosem chwały
rzeki i morze.
A przede wszystkim ta rzeka, która nieopodal stąd kończy swój bieg,
uchodząc do Bałtyku. Wisła — rzeka wszystkich ziem polskich, rzeka
naszych dziejów. Od stuleci — zanim jeszcze imię Polski pojawiło się
w annałach historii — ona już toczyła swoje wody od Karpat, od
śląskich Beskidów, gdzie ma swe źródła, aż dotąd.
Rzeka, milczący świadek życia pokoleń, ich rodzenia się i umierania.
Ich twórczych wysiłków związanych z gruntowaniem wszystkiego, co
Polskę stanowi. Ich zmagań, czasem zmagań na śmierć i życie, ażeby
utrzymać i zabezpieczyć to, co ojczyste, co jest wspólnym dorobkiem
i wspólnym dziedzictwem. Wisła...
Bądź błogosławiona, rzeko! Ucz nas twoją wiernością dla naszej ziemi
błogosławić Ojca, który jest w niebie.
2. I bądź błogosławione ty, morze, które jesteś przeznaczeniem
Wisły, naszej rzeki — tak jak królestwo Boże jest przeznaczeniem
ludzi żyjących na tej ziemi.
Morze... Przemawia ono do człowieka szczególną mową. Jest to naprzód
mowa bezkresu. Oto od ujścia Wisły otwiera się dal, wyznaczona taflą
Bałtyku, bezkresna dal, której końca oko ludzkie nie dosięga.
Ogrom wody jakby bardziej jednolity od obszarów ziemi. Obszar nie
zamieszkany i niemieszkalny, a równocześnie obszar szeroko otwarty,
który człowieka przyzywa. Przyzywa ludzi. Przyzywa narody. Ci,
którzy idą za tym wezwaniem, nazywają się ludźmi morza. Nasz naród
niejednokrotnie w historii rozliczał się z tego wyzwania: czy
poszedł za nim? Czy dostatecznie na nie odpowiadał? Czy szukał w nim
zabezpieczenia swego bytu i swoich praw wśród wszystkich narodów
globu?
3. Oto bowiem poprzez tę dal, która się otwiera przed oczyma
człowieka stojącego na brzegu, z kolei przed oczyma żeglarza wśród
morskich przestrzeni, prowadzi droga do wielu na świecie miejsc, do
krajów i kontynentów. Do wielu ludów i narodów.
Wezwanie mórz spotyka się z losami wszystkich ziem zamieszkanych.
Nie tylko rozdziela te ziemie i utrzymuje w oddali, w odległości —
ale także łączy.
Tak. Morze mówi człowiekowi o potrzebie szukania się nawzajem. O
potrzebie spotkania i współpracy. O potrzebie solidarności.
Międzyludzkiej i międzynarodowej.
Jakże doniosły jest fakt, że to właśnie słowo „solidarność” zostało
wypowiedziane tutaj, nad polskim morzem. Że zostało wypowiedziane w
nowy sposób, który równocześnie potwierdza jego odwieczną treść.
Czyż przyszłość człowieka na całej ziemi, pośród wszystkich lądów i
mórz nie przemawia za potrzebą tej właśnie treści? Czy świat —
wielka i stale rosnąca rodzina ludzka — może trwać i rozwijać się
wśród rosnących przeciwieństw Zachodu względem Wschodu? Północy
względem Południa? a tak właśnie jest podzielony i zróżnicowany nasz
współczesny świat.
Czy przyszłość, lepsza przyszłość, może wyrosnąć z narastania różnic
i przeciwieństw na drodze wzajemnej walki? Walki systemu przeciw
systemowi, narodu przeciw narodowi — wreszcie: człowieka przeciw
człowiekowi!
W imię przyszłości człowieka i ludzkości trzeba było wypowiedzieć to
słowo „solidarność”. Dziś płynie ono szeroką falą poprzez świat,
który rozumie, że nie możemy żyć wedle zasady: „wszyscy przeciw
wszystkim”, ale tylko wedle zasady: „wszyscy z wszystkimi”, „wszyscy
dla wszystkich”.
4. To słowo zostało wypowiedziane tutaj, w nowy sposób i w nowym
kontekście. I świat nie może o tym zapomnieć. To słowo jest waszą
chlubą, ludzie polskiego morza. Ludzie Gdańska i Gdyni, Trójmiasta,
którzy żywo macie w pamięci wydarzenia lat siedemdziesiątych i
osiemdziesiątych. Nie możemy w świecie współczesnym iść dalej
naprzód, popędzani imperatywem zawrotnych zbrojeń, bo to oznacza
perspektywę wojen i samozniszczenia. Właśnie: nie tylko wzajemnego
zniszczenia. Zbiorowego samozniszczenia.
I nie możemy iść dalej naprzód — nie może być mowy o żadnym
postępie, jeżeli w imię społecznej solidarności nie będą
respektowane do końca prawa każdego człowieka. Jeżeli nie znajdzie
się w życiu społecznym dość przestrzeni dla jego talentów i
inicjatywy. A nade wszystko dla jego pracy.
Tu, nad brzegiem Bałtyku, wypowiadam więc i ja to słowo, tę nazwę
„solidarność”, ponieważ należy ono do stałego przesłania społecznej
nauki Kościoła. W tym duchu przemawiali Ojcowie i teologowie. Stąd
się zrodziły encykliki społeczne ostatniego stulecia, a w czasach
ostatnich nauczanie Soboru oraz obu współczesnych papieży, Jana i
Pawła, między innymi również Janowa encyklika o pokoju Pacem in
terris.
Solidarność musi iść przed walką. Wówczas ludzkość może przetrwać. I
może przetrwać i rozwijać się każdy naród w wielkiej ludzkiej
rodzinie. Bo co to znaczy solidarność? Solidarność to znaczy sposób
bytowania wielości ludzkiej, na przykład narodu, w jedności, w
uszanowaniu wszystkich różnic, wszystkich odmienności, jakie
pomiędzy ludźmi zachodzą, a więc jedność w wielości, a więc
pluralizm, to wszystko mieści się w pojęciu solidarności. Sposób
bytowania ludzkiej wielości mniejszej lub większej, całej ludzkości,
poszczególnego narodu, bytowania w jedności godnej człowieka.
Powiedziałem: solidarność musi iść przed walką. Dopowiem:
solidarność również wyzwala walkę. Ale nie jest to nigdy walka
przeciw drugiemu. Walka, która traktuje człowieka jako wroga i
nieprzyjaciela — i dąży do jego zniszczenia. Jest to walka o
człowieka, o jego prawa, o jego prawdziwy postęp: walka o dojrzalszy
kształt życia ludzkiego. Wtedy bowiem to życie ludzkie na ziemi
staje się „bardziej ludzkie”, kiedy rządzi się prawdą, wolnością,
sprawiedliwością i miłością.
Kiedy przed rokiem byłem w Indiach, podszedł do mnie niespodziewanie
wnuk wielkiego Mahatmy Gandhiego i powiedział mi: „Dziękujemy ci za
twoją Ojczyznę, za Polskę”. Dlaczego tak powiedział wnuk
niestrudzonego obrońcy praw człowieka i niepodległości swojego
olbrzymiego narodu? Nie pytałem o wyjaśnienie, nie zdążyłem nawet w
tłumie. Jednakże czuję potrzebę podzielenia się tymi słowami z
wszystkimi w Polsce — one są do nas wszystkich powiedziane — a
zwłaszcza z wami, ludźmi morza, bo wy chyba najlepiej znacie drogę
do Indii.
Przybywając tutaj, nad morze, do Gdyni i Gdańska, miałem głęboką
powinność powiedzenia tego wszystkiego, przeprowadzenia tej
podstawowej analizy. Myślę, że nawet gdyby ten papież, który przybył
do was, nie był Polakiem, też musiałby to uczynić. To tak ważne
zagadnienie.
5. Wymowa morza. Przemawia ono bez słów. Przemawia językiem
bezkresnej dali. Przemawia także językiem głębi.
Nad morzem św. Augustyn prowadził swe rozważania na temat
niezgłębionej tajemnicy, jaką jest Bóg — i tej tajemnicy, jaką jest
człowiek. Ludzka dusza. „Pytałem morza i przepaści, i pełzających w
nich żywych istot. Odpowiedziały: «Nie jesteśmy twoim Bogiem. Szukaj
ponad nami«” (św. Augustyn, Wyznania). Abyssus abyssum invocat —
przepaść wzywa przepaści.
Człowiek współczesnej cywilizacji zagrożony jest chorobą
powierzchowności, niebezpieczeństwem spłycenia. Trzeba pracować dla
odzyskania głębi — tej głębi, która właściwa jest ludzkiej istocie.
Tej głębi, która wzywa jego umysł i serce, podobnie jak morze wzywa.
Jest to właśnie głębia prawdy i wolności, sprawiedliwości i miłości.
Głębia pokoju.
Nad Morze Galilejskie, co prawda niewielkie pod względem obszaru,
prowadzi nas też dzisiejsza Ewangelia. Apostołowie byli rybakami,
ludźmi morza, więc Chrystus często przebywał wraz z nimi nad morzem
— i pośród morza.
Morze stało się więc szczególnym miejscem spotkania człowieka z
Bogiem. Miejscem, którego dotknęła stopa Zbawiciela świata.
Miejscem, na którym został zapisany istotny rozdział historii
zbawienia.
6. W tym kontekście pragnę zwrócić się obecnie ze słowem szczególnym
do ludzi morza. Do wszystkich, którzy żyją wzdłuż wybrzeży Bałtyku,
również i w krajach ościennych — ale w sposób szczególny do was,
ludzie polskiego morza. A zarazem wszyscy na świecie ludzie morza
pływający pod polską banderą.
Mam na myśli rybaków, marynarzy, stoczniowców i wszystkich, którzy
pracują w portach lub na pokładach kutrów, statków pasażerskich i
handlowych wszelkiego typu, którzy służą na okrętach wojennych czy
łodziach podwodnych. Związaliście wasze życie i życie waszych rodzin
z morzem. Ono ma decydujący wpływ na realizację waszego powołania
ludzkiego i chrześcijańskiego, na kształtowanie waszej osobowości i
waszych postaw.
Praca wasza, ciesząca się zasłużonym uznaniem społeczeństwa, to
ciężki trud, wymagający wielu ofiar i wyrzeczeń: częstej i długiej
nieraz rozłąki z rodziną i przyjaciółmi; wymagający hartu ducha,
odwagi, męstwa, solidarnej współpracy w obliczu niebezpieczeństwa i
trudności. Morze jest niejako warsztatem waszej codziennej pracy.
Bywa ono niekiedy groźne i niebezpieczne. Każdego roku pochłania,
jak wiecie, wiele ofiar. Ileż powoduje tragedii rodzinnych!
Wspomnijmy dziś wszystkich zmarłych, a także osierocone rodziny w
naszej modlitwie.
Morze pozwala lepiej zrozumieć ludzką słabość, ograniczoność, i
wszechmoc Boga, dostrzec wartość ziemi, potrzebę drugiego człowieka,
docenić więź rodzinną i wartość wspólnoty, także wspólnoty
parafialnej i środowiska osób bliskich.
Niejednemu z was potęga i bezkres morza ułatwia kontakt z Bogiem.
Znane jest powiedzenie: „Kto nie umie się modlić, niech wypływa na
morze!”
Aby zachować swą tożsamość, aby utrzymać serdeczną więź rodzinną,
aby nie ulec słabości, musicie być ludźmi modlitwy. W modlitwie
znajdować siłę i moc w chwilach osamotnienia i tęsknoty.
Dobrze, że ludzie morza mogą słuchać co niedzielę Mszy św.
specjalnie transmitowanej dla nich z Gdańska, że mogą w niej
uczestniczyć; dobrze, że istnieje specjalne Duszpasterstwo Ludzi
Morza w Gdyni i w Gdańsku; dobrze, że w Gdyni działa od czterech lat
przy kościele Ojców Redemptorystów klub „Stella Maris”. Wiem też, że
polscy marynarze korzystają z duszpasterskich ośrodków rozsianych po
całym globie. Wyrażam radość z dobrej opinii, jaką cieszycie się już
w tych placówkach.
Pamiętajcie, że jesteście ambasadorami własnego narodu i rzecznikami
wartości, którymi on żyje. Wymaga to od was zdecydowanej postawy
moralnej w zetknięciu z wpływami ateistycznymi, z falami zepsucia i
deprawacji.
Zwracam się teraz do tych, którzy na wasz powrót wyczekują nieraz
całymi miesiącami: do matek i ojców, żon, córek i synów, przyjaciół
i znajomych. Niech w waszych domach panuje duch chrześcijański,
Chrystusowy pokój, miłość i wzajemne zaufanie. Duchowa, modlitewna
więź niech łagodzi tęsknotę rozłąki i stwarza szczególne poczucie
pewności, które ułatwia pracę i pomaga przezwyciężyć trudności.
7. Przemawiając do ludzi morza, pragnę równocześnie zwrócić się do
tych, którzy żyją na Przymorzu — i na Pomorzu.
Mieszkańcy Wybrzeża Gdańskiego i Pomorza stanowią zwartą wspólnotę,
która w oparciu o doświadczenia historii, o tradycje polskie i
wartości przyniesione tu przez ludzi z Wileńszczyzny czy Polski
centralnej, kształtuje współczesne oblicze tego obszaru.
Nie mogę jednak nie zwrócić się dziś w sposób szczególny do potomków
prasłowiańskich, lechickich Pomorzan, do drogich nam wszystkim
Kaszubów, którzy do dzisiaj zachowali swoją etniczną tożsamość i
swoją mowę o słowiańskim rdzeniu.
Wiem, że Kaszubi zawsze byli i pozostali wierni Kościołowi. Tu, na
Kaszubach, w okresie Reformacji i w okresie rozbiorów, obrona
katolicyzmu złączyła się nierozerwalnie z obroną polskości. W latach
przed pierwszą wojną światową duchowni zapoczątkowali ożywioną pracę
samokształceniową i spółdzielczą wśród rybaków i chłopów
kaszubskich, mającą na celu obronę przed germanizacją. Także świeccy
działacze kaszubscy łączą obronę polskości z religią. Słynny Antoni
Abraham często zaczynał rozmowę od słów: „Jeśli jesteś Polakiem i
wierzysz w Boga...” Ten sam motyw przewija się w twórczości
wybitnych kaszubskich poetów. Hieronim Jarosz Derdowski napisał w
jednym z utworów: „Czujce tu ze serca toni skład nasz apostolści:
Nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszub Polści” (O panu Czorlińscim,
co do Pucka po sece jachoł); on też kończy refren hymnu kaszubskiego
tak dobrze nam znanymi słowami: „My trzymamy z Bogiem!” Aleksander
Majkowski mawiał: „Z Polską łączą nas krew, dzieje i Kościół jeden”.
Nic więc dziwnego, że kiedy w czasie drugiej wojny światowej obie
wartości: polskość i wiara zostały zagrożone, Kaszubi, jak zresztą i
cały kraj, natychmiast zorganizowali obronę. Gryf Kaszubski — Gryf
Pomorski — Gdańscy Harcerze Szarych Szeregów — ileż te nazwy mówią
nam wszystkim!
Drodzy bracia i siostry Kaszubi! Strzeżcie tych wartości i tego
dziedzictwa, które stanowią o waszej tożsamości.
Was wszystkich, wasze rodziny i wszystkie wasze sprawy składam u
stóp Matki Chrystusa, czczonej w wielu sanktuariach na tej ziemi, a
zwłaszcza w Sianowie i w Swarzewie, gdzie od lat czterystu otacza
was opieką jako „Królowa polskiego morza”. Cieszę się, że jest tu z
nami na tym spotkaniu.
8. Raduję się też, że dane mi jest w dniu dzisiejszym znaleźć się
nad polskim morzem, na Pomorzu Gdańskim, na terenie całego
Trójmiasta.
Jako pierwszą pozdrawiam Gdynię. Chociaż rosłem na ziemi polskiej
daleko stąd, to jednak mogę powiedzieć, że rosłem równolegle z tym
miastem, które stało się poniekąd symbolem naszej drugiej
niepodległości. Wraz z całym moim narodem nie przestaję żywić
wdzięczności dla tych, którzy to miasto, ten port bałtycki, tworzyli
tutaj od podstaw, poniekąd z niczego. Mam na myśli zwłaszcza
wielkiego Polaka, inżyniera Eugeniusza Kwiatkowskiego, a wraz z nim
wszystkich jego współpracowników. Byli oni przedstawicielami tego
pokolenia, które po wiekach na nowo zrozumiało, że dostęp do morza
jest elementem konstytutywnym niepodległości Polski. Jednym z
elementów bardzo doniosłych. Gdynia stała się więc wyrazem nowej
woli życia narodu. Wyrazem przekonywającym i skutecznym.
Z tej Gdyni, dynamicznie rozwijającej się po ostatniej wojnie,
serdecznie witam i pozdrawiam cały Kościół chełmiński, jego
pasterza, biskupa Mariana, biskupów pomocniczych, pozdrawiam też
wszystkich naszych gości — kardynałów i biskupów, większość z
Polski, ale niektórzy z Rzymu; pozdrawiam duchowieństwo, rodziny
zakonne męskie i żeńskie, pielgrzymów z diecezji warmińskiej,
koszalińsko-kołobrzeskiej, gdańskiej, a także wszystkich
przedstawicieli Krajowego Duszpasterstwa Ludzi Morza.
Diecezja chełmińska wiele wycierpiała w czasie drugiej wojny
światowej i poniosła wiele ofiar. Straciła ponad trzystu
pięćdziesięciu kapłanów. Tysiące jej synów i córek spoczywa w
zbiorowych mogiłach w Piaśnicy koło Wejherowa, w Lesie Szpęgawskim
koło Stargardu, w Mniszku pod Świeciem, w Dolinie Śmierci koło
Chojnic. Iluż mieszkańców tych ziem zginęło w obozie śmierci w
Sztutowie-Stutthofie! Wspominamy wszystkich i wszystkich ogarniamy
modlitwą o wieczne odpocznienie i światłość w Bogu.
9. Krocząc po falach Morza Galilejskiego, Jezus mówi do apostołów:
„Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!” (Mt 14, 27).
A potem każe Piotrowi przyjść do siebie poprzez morską taflę,
pokonując odległość i głębię, nieodstępne atrybuty morza.
A gdy Piotr się uląkł na skutek silnego wiatru i zaczął tonąć,
zawołał: „Panie, ratuj mnie!” (Mt 14, 30). Chrystus podał mu rękę ze
słowami: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?” (Mt 14, 31).
Pragnę, drodzy bracia i siostry, ażeby to wydarzenie biblijne znad
Morza Galilejskiego pozostało z wami, ludzie Bałtyku, polskiego
morza i polskiego Pomorza.
Zastanawiajcie się nad nim w kontekście naszych dziejów, w
kontekście wydarzeń naszego stulecia, w kontekście tych ostatnich,
osiemdziesiątych lat...
Jezus mówi: „Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!” „Czemuś zwątpił? Ja
jestem...”
„Panie, ratuj!” — „Ja jestem”.
W imieniu całej naszej historii, w imieniu całej historii tej ziemi:
Pomorza, Przymorza, polskiego morza odpowiadamy wraz z Szymonem
Piotrem.
Ty jesteś.
„Prawdziwie jesteś Synem Bożym” (Mt 14, 33).
Na zakończenie spotkania Jan Paweł II powiedział:
Chciałem podziękować za wszystkie dary, które tutaj zostały mi
wręczone. Można te wszystkie dary ująć w jednym słowie: „dar
Pomorza”. Wiemy, że to jest także nazwa statku, który ma swoją
tradycję w dziejach polskiego morza. Piękna nazwa, ponieważ zawiera
w sobie ogromną treść. Mówi o tym wszystkim, czym Pomorze i morze
jest dla naszej Ojczyzny. Dar Pomorza. Mówi o całej waszej trudnej
historii, a równocześnie o tej historii niezłomnej, o tym
przetrwaniu na przestrzeni stuleci i całego tysiąclecia. Ja, który
dzisiaj tutaj z łaski Bożej mogłem przybyć, pragnę wam podziękować
za ten dar w imieniu Kościoła — bo przybywam jako pasterz Kościoła,
ale także w imieniu naszej wspólnej Ojczyzny — bo przybywam jako
Polak do swoich rodaków. Za to wszystko, co się wyraża w słowie „dar
Pomorza” — Bóg zapłać!
I jeszcze jedno muszę wspomnieć: wśród tych licznych darów, które
otrzymałem, był jeden, szczególnie wzruszający. Mianowicie — nigdy
jeszcze takiego daru nie otrzymałem — monstrancja za cukierki.
Dzieci wasze odmawiały sobie cukierków, żeby za te pieniążki, które
z tego wstrzymania się od cukierków zaoszczędziły, zakupić i
ofiarować — monstrancję dla misji. Monstrancja za cukierki. Bardzo
dziękuję tym dzieciom! a ponieważ wiem, że dzieci lubią cukierki,
więc myślę, że teraz, kiedy już ten „dar Pomorza”, monstrancję za
cukierki złożyły, to niech sobie trochę tych cukierków pojedzą.
Nie chcę przedłużać — ale jeszcze jedno chcę powiedzieć. Jest
jeszcze, dla mnie osobiście, dodatkowy motyw radości, że tutaj
mogliśmy się spotkać, że tu jestem: no cóż, ja nie jestem
człowiekiem morza, ja z rodu jestem człowiekiem gór, z drugiej
strony Polski. Jeżeli w te strony kierowały się moje kroki, to
raczej ku jeziorom niż ku morzu. Dzisiaj wreszcie przychodzę nad
morze, wyznaję to moje zaniedbanie, że tu mało chodziłem i pragnę to
odkupić. Właśnie dlatego, żeby to odkupić, to moje zaniedbanie
życiowe — mam teraz morzem pojechać do Gdańska. Tak ustanowili.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
|