PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Homilia w czasie liturgii słowa skierowana do młodzieży zgromadzonej
na Westerplatte
1. Wam, którzy jesteście dziś zgromadzeni tu, na Westerplatte, wam,
młode pokolenie ludzi polskiego morza i Pomorza, i wam, młodym na
całej ojczystej ziemi, przekazuję pozdrowienie Chrystusowego
Kościoła i pocałunek pokoju.
Przekazuję to pozdrowienie w imieniu wszystkich waszych rówieśnic i
rówieśników z różnych krajów i kontynentów, które dane mi jest
odwiedzać, spełniając posługę Piotrową, związaną w Kościele z
rzymską stolicą biskupią.
W szczególności pozdrowienie młodzieży zgromadzonej w tegoroczną
Niedzielę Palmową w Buenos Aires — zgromadzonej, ażeby świętować
Dzień Młodzieży wraz z Chrystusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym.
Ten „Dzień” to owoc wielu pielgrzymek, które właśnie w Niedzielę
Palmową zwykły spotykać się z papieżem na placu św. Piotra w Rzymie.
W szczególności zaś owoc naszego uczestnictwa w Roku Młodzieży
ogłoszonym przez Organizację Narodów Zjednoczonych w roku 1985.
Dzisiaj spotykamy się tutaj, w waszej młodzieżowej wspólnocie z
Gdańska, Gdyni, Sopotu — z Trójmiasta i Pomorza, w której
uczestniczą również przedstawiciele młodzieży z całej Polski,
zwłaszcza ze środowisk akademickich; spotykamy się w poczuciu
jedności z wszystkimi na świecie młodymi, którzy idą ku przyszłości
— i ku tej przyszłości szukają dróg wśród obaw, ale i także wśród
nadziei — jak o tym mówi soborowa Konstytucja o Kościele w świecie
współczesnym.
Wszyscy pragną świata bardziej ludzkiego, w którym każdy mógłby
znaleźć miejsce odpowiadające jego powołaniu. W którym każdy mógłby
być podmiotem swego losu, a równocześnie współuczestnikiem wspólnej
podmiotowości wszystkich członków swego społeczeństwa. Współtwórcą
domu przyszłości, który wszyscy razem muszą budować, świadomi swych
obowiązków, ale także swoich niezbywalnych ludzkich praw.
2. W ciągu światowego Roku Młodzieży pochyliliśmy się wspólnie z
młodymi całego Kościoła nad tym właśnie tekstem Ewangelii, który
dziś został tutaj odczytany. List do młodych, który w tymże samym
roku skierowałem do wszystkich — oczywiście, także do młodzieży
polskiej — był właściwie obszerną analizą spotkania i rozmowy
Chrystusa z młodzieńcem.
I dzisiaj również do tego listu się odwołuję. Równocześnie zaś,
biorąc pod uwagę szczególne okoliczności naszego spotkania na
Westerplatte, podejmuję — wspólnie z wami — raz jeszcze analizę tego
ewangelicznego spotkania i tej rozmowy.
Młody człowiek pyta Chrystusa: „Co mam czynić, aby osiągnąć życie
wieczne?” (Mk 10, 17). W odpowiedzi Ten, którego młodzieniec nazwał
„nauczycielem dobrym” (por. tamże), wskazuje mu na przykazania Boże.
„Znasz przykazania: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie
zeznawaj fałszywie, czyli bądź prawdomówny, nie oszukuj, czcij swego
ojca i matkę” (Mk 10, 19).
Przykazania Boże. Dekalog. Znamy je dobrze. Umiemy na pamięć — i
często powtarzamy. Przemawiają one do każdego człowieka bezpośrednią
oczywistością prawdy w nich zawartej. Przykazania te nadał Bóg
ludowi Starego Przymierza za pośrednictwem Mojżesza, ale
równocześnie nawet i bez tego nadania są one wypisane „w sercu”
człowieka. Nadanie tych przykazań ze strony Boga jest poniekąd
potwierdzeniem ich obecności w świadomości moralnej człowieka.
Zarazem wzmocnieniem mocy ich zobowiązywania w sumieniu każdego.
3. W ten sposób znajdujemy się w samym centrum sprawy, której na
imię: człowiek. Człowiek: każdy i każda z was.
Człowiek jest sobą poprzez wewnętrzną prawdę. Jest to prawda
sumienia, odbita w czynach. W tej prawdzie każdy człowiek jest
zadany samemu sobie. Każde z tych przykazań, które wymienia z
przekonaniem młody rozmówca Chrystusa, każda zasada moralności, jest
szczególnym punktem, od którego rozchodzą się drogi ludzkiego
postępowania, a przede wszystkim drogi sumień. Człowiek idzie za
prawdą tutaj wyrażoną, którą równocześnie dyktuje mu sumienie, albo
też postępuje wbrew tej prawdzie. W tym miejscu zaczyna się istotny
dramat, tak dawny jak człowiek. W punkcie, który ukazuje Boże
przykazanie, człowiek wybiera pomiędzy dobrem a złem. W pierwszym
wypadku — rośnie jako człowiek, staje się bardziej tym, kim ma być.
W drugim wypadku — człowiek się degraduje. Grzech pomniejsza
człowieka.
Czy tak nie jest? Rozejrzyjcie się wokoło! Popatrzcie po
środowiskach bliższych i dalszych! Czy tak nie jest?
4. Mówi się słusznie o prawach człowieka. Podkreśla się, zwłaszcza w
naszej epoce, znaczenie tych praw.
Nie można jednakże zapomnieć, że prawa człowieka są po to, ażeby
każdy miał przestrzeń potrzebną do spełniania swoich zadań i
powinności. Ażeby w ten sposób mógł się rozwijać. Mógł stawać się
bardziej człowiekiem.
Prawa człowieka muszą być podstawą tej moralnej mocy, którą człowiek
osiąga przez wierność prawdzie i powinności. Przez wierność prawemu
sumieniu. Owszem, przez wierność Bożym przykazaniom, tak jak o tym
mowa w rozmowie Chrystusa z młodzieńcem.
Chodzi bowiem o wartości trwałe i niezmienne. Młodzieniec
ewangeliczny jest świadom tego, że zachowanie przykazań Bożych jest
drogą do „życia wiecznego”. Tak. Człowiek żyje w tej perspektywie. I
ta perspektywa: życia wiecznego, spotkania z Bogiem, który jest moim
Stwórcą, Ojcem i Sędzią — stanowi źródło moralnej mocy człowieka.
Czego mogę życzyć wam, młodym na ziemi ojczystej, którzy wzrastacie
w trudnych nieraz warunkach materialnych, czasem wręcz z jakimś
poczuciem beznadziei? Czego mogę wam życzyć?
Myślę, że w tym punkcie z pewnością się nie mylimy, odczytując tekst
ewangeliczny. Ta perspektywa, którą ugruntowują w nas słowa
Chrystusa, jest dla człowieka, od młodości, źródłem moralnej mocy.
Chłopiec, dziewczyna, którzy nauczą się obcować z Bogiem na gruncie
wewnętrznej prawdy swego sumienia, są mocni. Mogą stawić czoło
przeróżnym sytuacjom, nawet bardzo trudnym.
5. Zagrożeniem jest klimat relatywizmu. Zagrożeniem jest rozchwianie
zasad i prawd, na których buduje się godność i rozwój człowieka.
Zagrożeniem jest sączenie opinii i poglądów, które temu rozchwianiu
służą.
Aktualne są tu słowa kardynała Newmana, że potrzeba „ludzi, którzy
znają swoją religię i którzy ją zgłębiają; którzy dokładnie wiedzą,
jaka jest ich pozycja; którzy są świadomi tego, w co wierzą, a w co
nie; którzy tak dobrze znają swoje Credo, że potrafią z niego zdać
sprawę; którzy do tego stopnia poznali historię, że umieją jej
bronić” (John Henry Newman, On Consulting the Faithful in Matters of
Doctrine).
Młodzieniec z Ewangelii miał bardzo jasny pogląd na zasady, wedle
których winno się budować ludzkie życie. A jednak i on w pewnym
momencie nie zdołał przekroczyć progu swoich uwarunkowań. Kiedy
Chrystus, zwracając się do niego z miłością, powiedział: „pójdź za
Mną” (por. Mk 10, 21) — nie poszedł. Nie poszedł, ponieważ „miał
majętności wiele” (por. Mk 10, 22). Pragnienie, aby zachować to
wszystko, co miał, przeszkodziło mu. Pragnienie, ażeby „mieć”, ażeby
„więcej mieć”, przeszkodziło mu w tym, aby „bardziej być”.
Droga bowiem, jaką wskazywał Chrystus, do tego prowadziła: ażeby
„bardziej być”! Zawsze do tego prowadzą wskazania Ewangelii. W
każdym bez wyjątku zawodzie czy powołaniu — wezwanie Chrystusa do
tego prowadzi.
Wasze powołania i zawody są różne. Musicie dobrze rozważyć, w jakim
stosunku — na każdej z tych dróg — pozostaje „bardziej być” do
„więcej mieć”. Ale nigdy samo „więcej mieć” nie może zwyciężyć. Bo
wtedy człowiek może przegrać rzecz najcenniejszą: swoje
człowieczeństwo, swoje sumienie, swoją godność. To wszystko, co
stanowi też perspektywę „życia wiecznego”.
„Życie wieczne” — to królestwo Boże. Przykazania Boże do niego
stanowią drogę. Ale... czyż nie jest prawdą, że zależy od nich
równocześnie to, co tu na ziemi można nazwać „królestwem człowieka”?
Czyż może być życie na jakimkolwiek miejscu ziemi „królestwem
człowieka”, jeśli się odrzuci te przykazania: nie zabijaj, nie
cudzołóż, nie mów fałszywego świadectwa, czcij ojca i matkę swoją,
będziesz miłował bliźniego twego?
6. Młody rozmówca Chrystusa „odszedł” i „odszedł smutny” (por. Mk
10, 22). Dlaczego smutny? Może zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele
traci.
Istotnie. Tracił ogromnie wiele. Gdyby został z Chrystusem, tak jak
apostołowie, byłby się doczekał dnia jerozolimskiej Paschy. Byłby
się doczekał krzyża na Golgocie, ale potem i zmartwychwstania. I
zstąpienia Ducha Świętego. Byłby się doczekał tej przedziwnej
przemiany, jakiej w dniu Pięćdziesiątnicy dostąpili apostołowie.
Stali się nowymi ludźmi. Osiągnęli wewnętrzną moc prawdy i miłości.
Gdyby został przy Chrystusie ów młody człowiek, byłby się przekonał
o tym, że On — Nauczyciel i Mistrz — „umiłowawszy swoich... do końca
ich umiłował” (J 13, 1). I właśnie przez tę miłość „do końca” „dał
im moc, aby się stali synami Bożymi” (por. J 1, 12). Oni — ludzie.
Zwyczajni, słabi ludzie.
Właśnie dlatego Kościół w Polsce w ciągu tych dni Eucharystycznego
Kongresu skupia się na tej Chrystusowej miłości „do końca”, aby
odkryć źródło tej samej duchowej mocy wobec wszystkich synów i córek
tej doświadczonej polskiej ziemi. Aby odkryć tę moc w szczególności
i dla was: młodych.
7. Ta moc ducha, moc sumień i serc, moc łaski i charakterów, jest
szczególnie nieodzowna w tym waszym pokoleniu.
Ta moc jest potrzebna, aby nie ulec pokusie rezygnacji, obojętności,
zwątpienia czy wewnętrznej, jak to się mówi, emigracji; pokusie
wielorakiej ucieczki od świata, od społeczeństwa, od życia, także
ucieczki w znaczeniu dosłownym — opuszczania Ojczyzny; pokusie
beznadziejności, która prowadzi do samozniszczenia własnej
osobowości, własnego człowieczeństwa poprzez alkoholizm, narkomanię,
nadużycia seksualne, szukanie doznań, wyżywanie się w sektach czy
innych związkach, które są tak obce kulturze, tradycji i duchowi
naszego narodu.
Ta moc jest potrzebna, ażeby umieć samemu docierać do źródeł
poznania prawdziwej nauki Chrystusa i Kościoła, zwłaszcza wtedy, gdy
na różne sposoby usiłuje się was przekonać, że to, co „naukowe” i
„postępowe” zaprzecza Ewangelii, gdy ofiarowuje się wam wyzwolenie i
zbawienie bez Boga, czy nawet wbrew Bogu.
Ta moc jest potrzebna, by żyć we wspólnocie Kościoła, współtworzyć
środowiska oparte na akceptacji Chrystusa-Prawdy, by dzielić się ze
wspólnotą swoim bogactwem, a także swoimi poszukiwaniami. Tyle jest
serc, tyle jest serc, które czekają na Ewangelię.
Ta moc potrzebna jest, by żyć na co dzień odważnie, także w sytuacji
obiektywnie trudnej, aby dochować wierności sumieniu w studiach, w
pracy zawodowej, by nie ulec modnemu dziś konformizmowi, by nie
milczeć, gdy drugiemu dzieje się krzywda, ale mieć odwagę wyrażenia
słusznego sprzeciwu i podjęcia obrony. „Więcej być”. Dzisiejsze
„więcej być” młodego człowieka to odwaga trwania pełnego inicjatywy
— nie możecie z tego zrezygnować, od tego zależy przyszłość każdego
i wszystkich — trwania pulsującego świadectwa wiary i nadziei.
„Więcej być” to na pewno nie ucieczka od trudnej sytuacji.
Ta moc napełni twoje serce tym życiodajnym napojem. Ta moc potrzebna
jest, by żyć autentycznym życiem wiary, życiem sakramentalnym, które
odnawia się zwłaszcza w sakramencie pokuty i wyraża się przez
Eucharystię.
Ta moc potrzebna jest, by apostołować w swoim otoczeniu radością i
nadzieją mimo wszystko, by dawać siebie innym w pracy, w rodzinie, w
szkole czy na uczelni, we wspólnocie parafialnej, w środowisku i
wszędzie — na miarę swoich możliwości.
Ta moc, która płynie z Chrystusa, która zawiera się w Ewangelii,
jest potrzebna, aby od siebie wymagać, by postępowaniem waszym nie
kierowała chęć zaspokojenia własnych pragnień za wszelką cenę, ale
poczucie powinności: spełniam to, co jest słuszne, co jest moim
powołaniem, co jest moim zadaniem. Powiedziałem przed czterema laty
na Jasnej Górze: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was
nie wymagali” (18 VI 1983 r.). Wbrew wszystkim mirażom ułatwionego
życia musicie od siebie wymagać. To znaczy właśnie „więcej być”.
Przyszłość Polski zależy od was i musi od was zależeć. To jest nasza
Ojczyzna — to jest nasze „być” i nasze „mieć”. I nic nie może
pozbawić nas prawa, ażeby przyszłość tego naszego „być” i „mieć”
zależała od nas. Każde pokolenie Polaków, zwłaszcza na przestrzeni
ostatnich dwustu lat, ale i wcześniej, przez całe tysiąclecie,
stawało przed tym samym problemem, można go nazwać problemem pracy
nad sobą, i — trzeba powiedzieć — jeżeli nie wszyscy, to w każdym
razie bardzo wielu nie uciekało od odpowiedzi na wyzwanie swoich
czasów. Dla chrześcijanina sytuacja nigdy nie jest beznadziejna.
Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei. To nas wyróżnia, począwszy
od tego patriarchy, którego nazywa św. Paweł „ojcem naszej wiary”:
uwierzył wbrew nadziei; to nas wyróżnia poprzez Bogarodzicę, o
której Elżbieta przy nawiedzeniu powiedziała: „Błogosławiona jesteś,
któraś uwierzyła”, po ludzku, wbrew nadziei, uwierzyła, że się
stanie, bo w dziejach człowieka działa Bóg. Powiedział Chrystus:
„Ojciec mój dotąd działa i Ja działam”. I to miejsce jest także
świadkiem wielkiego działania Boga przez ludzi.
8. Wiemy, że tu, na tym miejscu, na Westerplatte, we wrześniu 1939
roku, grupa młodych Polaków, żołnierzy, pod dowództwem majora
Henryka Sucharskiego, trwała ze szlachetnym uporem, podejmując
nierówną walkę z najeźdźcą. Walkę bohaterską.
Pozostali w pamięci narodu jako wymowny symbol. Trzeba, ażeby ten
symbol wciąż przemawiał, ażeby stanowił wyzwanie dla coraz nowych
ludzi i pokoleń Polaków.
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje
„Westerplatte”. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić.
Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś
obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można
„zdezerterować”.
Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba „utrzymać”
i „obronić”, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak,
obronić — dla siebie i dla innych.
Biskup Kozal, męczennik z Dachau, powiedział: „Od przegranej orężnej
bardziej przeraża upadek ducha u ludzi. Wątpiący staje się mimo woli
sojusznikiem wroga” (ks. Wojciech Frątczak, Biskup Michał Kozal, w:
Chrześcijanie, t. 12).
Bardzo dobrze, że oklaskaliście słowa sługi Bożego. Jest to jakby
ostatni argument do tej beatyfikacji, jaka ma się odbyć w niedzielę
w Warszawie.
Otóż właśnie, drodzy przyjaciele, w takim momencie, nazwijmy go
„momentem Westerplatte”, a momentów podobnych jest wiele, nie
stanowią tylko jakiegoś historycznego wyjątku, powtarzają się w
życiu społeczeństwa, w życiu każdego człowieka. Więc w takim
momencie pamiętajcie: oto przechodzi w twoim życiu Chrystus i mówi:
„Pójdź za Mną”.
Nie opuszczaj Go. Nie odchodź. Przyjmij to wezwanie. W przeciwnym
razie może zachowasz „wiele majętności”, tak jak ten młodzieniec z
Ewangelii, ale „odejdziesz smutny”. Pozostaniesz ze smutkiem
sumienia.
9. Drodzy przyjaciele!
Pragnę powiedzieć waszym rówieśnicom i rówieśnikom na różnych
miejscach ziemi, spotykając się z nimi na różnych kontynentach i w
różnych krajach, podobnie jak dzisiaj z wami, że są w Polsce młodzi
ludzie, którzy pragną świata lepszego: bardziej ludzkiego. Świata
prawdy, wolności, sprawiedliwości i miłości.
Pragnę powiedzieć tym waszym rówieśnikom i rówieśnicom na całym
świecie, że są w Polsce ludzie, którzy to podstawowe pragnienie,
mimo wszystkich trudności, starają się wprowadzić w czyn i uczynić
rzeczywistością swych środowisk, swego narodu i społeczeństwa.
Pragnę im powiedzieć, że ludzie ci, ich rówieśnice i rówieśnicy w
Polsce, trwają na rozmowie z Chrystusem: słyszą Jego wezwanie:
„Pójdź za Mną” i wezwanie to starają się stosować do różnych powołań
i „darów”, jakie są ich udziałem w Kościele i w społeczeństwie; że
nie chcą rozstawać się z naszym Mistrzem i Odkupicielem wśród smutku
sumienia, ale szukają u Niego wytrwale mocy i radości, takiej mocy i
takiej radości, jakiej „świat dać nie może” (por. J 14, 27). Jaką
daje tylko On: Chrystus — i Jego Eucharystia.
Po wygłoszeniu przygotowanego wcześniej przemówienia Papież mówił
dalej:
A teraz jeszcze nowość. Są tu wśród was wasi rówieśnicy Węgrzy.
Spróbuję przemówić do nich w ich języku — wciąż czynię te próby.
Oczywiście krótko i daj Boże, żeby zrozumiale.
Następnie Papież powiedział po węgiersku:
Pozdrawiam serdecznie młodzież węgierską i włączam ją do moich
modlitw, zwłaszcza teraz, w Roku Maryjnym.
Ksiądz biskup z Węgier, który tu jest z nimi, odniósł się do mojej
wypowiedzi wyrozumiale. W każdym razie przypomina się to piękne
porzekadło: Węgier — Polak dwa bratanki... Wprawdzie bliżej ono
rozbrzmiewa na Podkarpaciu, pod Tatrami, ale dociera i tutaj, do
Gdańska, na Przymorze, na Pomorze, dociera i tutaj, bo jeżeli tam
Polak i tu Polak, to i tam, i tu bratanek. A w Chrystusie z
pewnością bracia i siostry, wszyscy.
Jesteśmy tutaj, na Westerplatte, na cyplu Morza Bałtyckiego. Morze
to znaczy marynarze, marynarze to znaczy, oczywiście, także ludzie
dorośli, czasem nawet wiekowi — wilki morskie, ale to także i młodzi
— przeważnie młodzi, młodzi marynarze, uczniowie szkół morskich.
Spotykam się z nimi, ponieważ właśnie tutaj w czasie moich odwiedzin
w Gdańsku poruszam się po morzu. W każdym razie myślimy tutaj o nich
w dniu tego spotkania, w którym sercem się łączymy z całą polską
młodzieżą. Jesteście tutaj — jak powiedział ksiądz biskup —
nieliczną reprezentacją ze względu na szczupłość miejsca. Tak,
czasem trzeba ilość zamienić na jakość. To miejsce ma swoją jakość.
Ja nie mówię o jakości obecnych, czy też nieobecnych, mówię o
jakości miejsca. To miejsce ma swoją jakość! Więc z tego miejsca,
posiadającego taką jakość, takie znaczenie w naszych dziejach,
łączymy się ze wszystkimi waszymi rówieśnikami, rówieśnicami na
ziemi polskiej, wszędzie, gdziekolwiek są, czy w środowiskach
szkolnych, uczelnianych, czy w środowiskach pracy — gdziekolwiek.
To, cośmy tutaj rozważali, odnosi się do każdego i do wszystkich. I
dobrze będzie chyba, jeżeli po tylu latach, które dzielą nas od
wydarzeń na Westerplatte, każdy młody Polak, każda młoda Polka
rozważy w sercu, że każdy i każda ma w swoim życiu podobne
„Westerplatte”, może mniej sławne, mniej historyczne, powiedzmy, na
mniejszą skalę zewnętrzną, ale czasem może na większą jeszcze skalę
wewnętrzną, i że tego swojego „Westerplatte” nie może oddać!
Moi drodzy! To wołanie 1 wprawdzie nie należy do liturgii, ale ma
swoje liturgiczne znaczenie. My dobrze wiemy, że ile razy się
modlimy, tyle razy wołamy — nie do papieża — ale wołamy do
Chrystusa: Zostań z nami! Bądź z nami! Bądź z nami w każdy czas! i
mamy odpowiedź gotową. On wciąż mówi: Jestem z wami. Gdzie jest was
zgromadzonych w imię moje dwóch albo trzech, a co dopiero 12
tysięcy, a co dopiero nie wiem ile milionów młodych na ziemi
polskiej, zgromadzonych w Jego imię. On jest z nami! a ja — mało
ważny! W każdym razie, jeżeli mogę posłużyć Jego obecności
gdziekolwiek na ziemi, wśród dwóch lub trzech, albo wśród środowisk,
albo wśród społeczeństw i narodów, to temu z całego serca służyć
pragnę i w tej służbie jestem w szczególny sposób zjednoczony z
wami, z polską młodzieżą, bo wyście mnie — powiedziałem to już w
Krakowie i powtarzam tu w Gdańsku — bo wyście mnie do tego
posługiwania Kościołowi, a zwłaszcza młodemu Kościołowi na całym
świecie, w szczególny sposób przygotowali. Wychowaliście sobie
papieża!
PRZYPISY
1 Chodzi o okrzyki: „Zostań z nami!” (red.).
|