PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Homilia w czasie Mszy św. odprawionej dla rodzin
1. „...że cię nie opuszczę aż do śmierci”.
Drodzy bracia i siostry! Synowie i córki Kościoła na ziemi
szczecińskiej!
Dziękuję waszemu biskupowi za to, że mnie tutaj zaprosił, za to, że
bardzo serdecznie zabiegał, ażeby dzisiejsze odwiedziny Jana Pawła
II w Szczecinie mogły się urzeczywistnić.
Dziękuję i pozdrawiam wszystkich zgromadzonych. W sposób szczególny
pozdrawiam wszystkich małżonków i rodziny, oraz tych, którzy do
założenia rodziny się przygotowują. Pozdrawiam matki, które noszą
pod sercem nowe życie.
Pozdrawiam członków Komisji Episkopatu ds. Rodziny, ludzi nauki
oddających się studium rodziny, pracowników duszpasterstwa rodzin.
Pozdrawiam wszystkie ruchy działające na rzecz rodziny, a także
grupy parafialne „Miłosiernych wobec najmniejszych”.
Wasz pasterz, biskup Kazimierz Majdański nosi w swojej pasterskiej
„legitymacji” ten wielki temat, tę wielką sprawę: rodzina.
Małżeństwa i rodziny. Sprawie tej służył i służy, nie tylko w
Polsce, ale także i w Rzymie. Nie przestaję mu być wdzięczny za to,
co uczynił dla Papieskiej Rady ds. Rodziny, zwłaszcza w związku z
Synodem 1980 roku.
Pragnę przeto, idąc za waszym zaproszeniem, spotkać się w czasie tej
eucharystycznej Ofiary Chrystusa z każdym małżeństwem i rodziną, nie
tylko tutaj obecną, ale także na całym szlaku Kongresu
Eucharystycznego w Polsce. Wszystkich zapraszam do uczestnictwa w
tej uroczystej liturgii. Zapraszam również do odnowienia ślubów
małżeńskich.
2. W dniach Kongresu wszyscy skupiamy się przy tych słowach, jakie
ewangelista Jan, umiłowany uczeń Chrystusa, wypowiada w związku z
Ostatnią Wieczerzą: „Umiłowawszy swoich... do końca ich umiłował” (J
13, 1). Słowa te tłumaczą równocześnie tajemnicę Chrystusowej Paschy
i sakramentalną rzeczywistość Eucharystii: „Do końca umiłował”.
A małżonkowie, klęcząc przed ołtarzem w dniu ślubu, mówią: „Nie
opuszczę cię aż do śmierci”. Tak mówi mąż do żony i żona do męża.
Tak mówią razem wobec majestatu Boga żywego. Wobec Chrystusa.
Czyż słowa te nie współbrzmią głęboko z tamtymi: „Do końca
umiłował”?
Z pewnością, drodzy bracia i siostry, zachodzi tutaj głęboka
zbieżność i jednorodność. Sakrament małżeństwa wyrasta z
eucharystycznego korzenia. Wyrasta z Eucharystii i do niej prowadzi.
Ludzka miłość „aż do śmierci” musi się głęboko zapatrzeć w tę
miłość, jaką Chrystus do końca umiłował. Musi tę Chrystusową miłość
poniekąd uczynić swoją, ażeby sprostać treściom małżeńskiej
przysięgi: „Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz
że cię nie opuszczę aż do śmierci”.
3. Z tej przysięgi buduje się szczególna jedność: wspólnota osób.
Communio personarum. Jest to jedność — zjednoczenie serc i ciał.
Jedność — zjednoczenie na służbie życiodajnej miłości. Zjednoczenie
osób, mężczyzny i kobiety, i zarazem zjednoczenie z Bogiem, który
jest Stwórcą i Ojcem. Zjednoczenie obojga w Chrystusie, w orbicie
tej oblubieńczej miłości, jaką On — Odkupiciel świata — obdarza
Kościół, a w tym Kościele każdego człowieka. Wszyscy wszakże
jesteśmy odkupieni za cenę Jego Krwi.
Drodzy bracia i siostry! Potrzebne jest bardzo gruntowne
przygotowanie do małżeństwa jako wielkiego sakramentu. Trzeba z
kolei często wracać do tych świętych tekstów sakramentalnej liturgii
małżeństwa, Mszy św. dla nowożeńców, Mszy św. na jubileusz
małżeński, odczytywać je, rozważać... Są to słowa żywota.
4. Dzisiaj także do tego was zapraszam, abyście razem ze mną
rozważyli wszystkie czytania liturgii z uroczystości Najświętszej
Rodziny, którą tu, w Szczecinie, wspólnie sprawujemy.
A więc: czytanie pierwsze — z Księgi Syracha — psalm responsoryjny,
który powtarza się także w liturgii sakramentu małżeństwa. Czytanie
drugie: św. Paweł przekazał prawdy najdonioślejsze na temat boskiej
tajemnicy małżeństwa w ramach Listu do Efezjan. Jednakże czytanie
dzisiejsze jest wzięte z Listu do Kolosan.
Można powiedzieć, iż znajdujemy tam zwięzłe, a równocześnie bardzo
istotne pouczenie na temat: jak budować wspólnotę małżeńską i
rodzinną. Jak ją budować w wymiarze całego życia, a zarazem — na co
dzień.
Uczy Apostoł, że miłość jest „więzią” (por. Kol 3, 14), stanowi
jakby życiodajne centrum, które jednak trzeba systematycznie i
wytrwale „obudowywać” całym postępowaniem. Na różne cnoty wskazuje
ten apostolski tekst, od których zależy trwałość, co więcej, rozwój
miłości pomiędzy małżonkami. Pisze bowiem: „Obleczcie się w
serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość,
znosząc jedni drugich i wybaczając sobie wzajemnie, jeśliby miał
ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy!” (Kol
3, 12-13).
Jakież to konkretne! Apostoł ma przed oczyma życie małżeńskie swoich
czasów, dwa tysiące lat temu, ale ludzie naszego stulecia mogą się w
tym tak samo doskonale odnaleźć.
Małżeństwo — to wspólnota życia. To dom. To praca. To troska o
dzieci. To także wspólna radość i rozrywka. Czyż Apostoł nie zaleca,
abyśmy „napominali samych siebie” także „przez pieśni pełne ducha,
śpiewając Bogu w naszych sercach” (por. Kol 3, 16)? Jakby mówił o
śpiewaniu kolęd w polskim domu.
5. Trzeba te słowa apostolskiego dziedzictwa Kościoła odczytywać w
ich oryginalnym brzmieniu ze wszystkimi szczegółami, a równocześnie
— trzeba je stale tłumaczyć na język naszych czasów, naszych
warunków, jakże nieraz trudnych, naszych problemów i sytuacji.
Także i to, co się odnosi do stosunku: rodzice — dzieci. Apostoł
pisze: „Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom we wszystkim” (Kol 3,
20), ale pisze również: „Ojcowie, nie rozdrażniajcie waszych dzieci,
aby nie traciły ducha” (Kol 3, 21).
Bardzo wymowne połączenie. Co mogą znaczyć te słowa dziś w naszych
polskich warunkach?
Zdaje się, że jest nieodzowna wielka praca dla kształtowania
duchowości małżeństwa, moralności i życia duchowego małżonków.
Sakrament zawiera w sobie wyraźne zobowiązania: wierność, miłość,
uczciwość. Są to zobowiązania natury moralnej. Małżeństwo-rodzina
buduje się na ich gruncie. W ten sposób staje się wspólnotą godną
ludzi, prawdziwą wspólnotą życia i miłości. Arką Przymierza z Bogiem
w Chrystusie.
Posługa Kościoła Chrystusowego wobec rodziny wytworzyła, poczynając
od zarania naszej historii i poprzez wieki, znakomity model rodziny.
Wytworzyła też obyczajowość naznaczoną wielkim szacunkiem dla
godności kobiety. Wymownym tego wyrazem była wczorajsza beatyfikacja
Karoliny Kózkówny, córki polskiej wsi.
A posługa ta wciąż trwa w nowych przejawach odpowiadających nowym
potrzebom. Kościół w Polsce ma swoje poważne zasługi w obronie praw
rodziny.
Rodzina według zamysłu Bożego jest miejscem świętym i uświęcającym.
Na straży tej świętości Kościół stał zawsze i wszędzie, ale w
szczególny sposób pragnie być blisko rodziny, gdy ta wspólnota życia
i miłości i arka Przymierza z Bogiem, jest zagrożona czy to od
wewnątrz, czy też — jak to dziś niestety często bywa — od zewnątrz.
I Kościół na naszej ziemi stoi wiernie po stronie rodziny, po
stronie jej prawdziwego dobra, nawet gdy czasem u niej samej nie
znajduje należytego zrozumienia. Nie tylko głosi z miłością, ale i
ze stanowczością objawioną naukę dotyczącą małżeństwa i rodziny, nie
tylko przypomina jej obowiązki i prawa, ale również obowiązki
innych, zwłaszcza obowiązki społeczeństwa i państwa wobec rodziny,
stara się także ciągle rozwijać potrzebne struktury duszpasterstwa,
których celem jest niesienie moralnej pomocy rodzinie
chrześcijańskiej. I może tej obecności i wrażliwości zawdzięczamy w
głównej mierze to, że zło zagrażające rodzinie, nadal nazywane jest
złem, grzech nadal nazywany jest grzechem, wynaturzenie —
wynaturzeniem; że nie zwykło się tutaj, jak to czasem bywa w świecie
współczesnym, konstruować teorii dla usprawiedliwienia zła i
nazywania zła dobrem.
Co więcej, rośnie wciąż liczba osób, które w różnych dziedzinach
pragną nieść pomoc rodzinie w realizacji jej powołania. I rosną też
ciągle szeregi młodych małżeństw i rodzin, które niezwykle żywotnie
urzeczywistniają w pełni w swoim życiu całość chrześcijańskiej nauki
o małżeństwie i rodzinie, i to często w formie apostolatu łączących
się z sobą grup rodzinnych, związanych ściśle z duszpasterstwem
rodzin prowadzonym przez Kościół w Polsce.
6. Ewangelia dzisiejsza prowadzi nas wspólnie z Maryją i Józefem do
świątyni jerozolimskiej: ofiarowanie Syna pierworodnego w
czterdziestym dniu po narodzinach.
I oto, wpośród rytuału przewidzianego Prawem Mojżesza, nagle
rozbrzmiewa głos starca, który wydarzeniu w świątyni jerozolimskiej
nadaje pełny wymiar profetyczny.
Symeon mówi o Jezusie:
„Oto Ten przeznaczony jest na upadek i powstanie wielu w Izraelu i
na znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2, 34). Zwracając się zaś
do Matki, dodaje: „A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły
zamysły serc wielu” (Łk 2, 35).
Chrystus — znak, któremu się sprzeciwiają.
Drodzy bracia i siostry, czy ten „sprzeciw” nie idzie również, a
może nawet przede wszystkim, poprzez tę wielką i podstawową zarazem
dziedzinę życia ludzkiego, życia społecznego, życia narodowego, jaką
jest właśnie małżeństwo i rodzina?
Czy tutaj nie doznajemy zarazem w szczególnej mierze zagrożenia? Tej
moralnej klęski, którą ponosi człowiek: kobieta, mężczyzna, dzieci!
a zarazem społeczeństwo, a zarazem naród. I państwo też.
Nie można „rozchwiać” tej „małej” wspólnoty, może słabej, może
niewystarczającej, która jednak jest u korzenia wszystkich wspólnot,
ażeby całe życie społeczne i narodowe nie doznało strat i szkód
niepowetowanych.
7. Nie ma skuteczniejszej drogi odrodzenia społeczeństw, jak ich
odrodzenie przez zdrowe rodziny.
A rodzina, która „jest pierwszą szkołą cnót społecznych, potrzebnych
wszelkim społeczeństwom” (Deklaracja o wychowaniu chrześcijańskim,
3), jest dziś bardzo zagrożona. Wiemy to wszyscy. Jest zagrożona od
zewnątrz i wewnątrz. I trzeba, by o tym zagrożeniu, o własnym losie
mówili, pisali, wypowiadali się przez filmy czy środki przekazu
społecznego nie tylko ci, którzy — jak twierdzą — „mają prawo do
życia, do szczęścia i samorealizacji”, ale także ofiary tego
obwarowanego prawami egoizmu. Trzeba, by mówiły o tym zdradzone,
opuszczone i porzucone żony, by mówili porzuceni mężowie. By mówiły
o tym pozbawione prawdziwej miłości, ranione u początku życia w swej
osobowości i skazane na duchowe kalectwo dzieci, dzieci oddawane
ustawowo instytucjom zastępczym — ale... jaki dom dziecka może
zastąpić prawdziwą rodzinę? Trzeba upowszechnić głos ofiar — ofiar
egoizmu i „mody”; permisywizmu i relatywizmu moralnego; ofiar
trudności materialnych, bytowych i mieszkaniowych. „Dlatego też
Kościół — słowami adhortacji Familiaris consortio — otwarcie i z
mocą broni praw rodziny przed niedopuszczalnymi uzurpacjami ze
strony społeczeństwa i instytucji państwowych” (por. 46).
Jeśli się nie mylę, mamy najwyższy odsetek matek pracujących
zawodowo, które tę pracę wykonują z uszczerbkiem dla swego życia
rodzinnego. Wszystko to sprawia — w powiązaniu ze szczególnymi
warunkami gospodarczymi — że do rodziny polskiej wdziera się swoisty
brak wrażliwości na pozamaterialne wartości pracy ludzkiej, zanik
ufności w sens pracy uczciwej, brak widzenia jej celów na dłuższą
metę, natomiast obserwuje się zjawisko tymczasowości, doraźności i
życia z dnia na dzień, a czasem także chęć szukania — kosztem życia
rodzinnego — zarobku i dobrobytu na obczyźnie.
To, o czym mówię w zarysach, jest przedmiotem wielu dyskusji, analiz
i trafnych publikacji, przede wszystkim jest realistycznym
postulatem rodziny, zwłaszcza młodej, rodziny rozwojowej; jest
postulatem rodziny wielodzietnej, jest postulatem po prostu rodziny.
Niechże nie zabraknie dobrej woli. Modlimy się gorąco, by nie
brakowało nikomu dobrej woli, inicjatywy, realizacji. By rodzina
była silna Bogiem, a kraj był silny rodziną, zdrową fizycznie i
moralnie. Podstawą trwałości rodziny jest pogłębiana i odnawiana w
Kościele i w jego programie, w jego sakramentach, świadomość
znaczenia chrześcijańskiego małżeństwa, świadomość, której owocem
jest trwanie, aż do śmierci.
8. Wpatrzeni w wydarzenie, jakie miało miejsce w świątyni
jerozolimskiej, wyznajemy wraz z Symeonem, że Chrystus jest
„światłością ludzkiego zbawienia”, że jest „chwałą” Ludu Bożego
(por. Łk 2, 30.32).
Dlatego też wszyscy stoimy wobec wielkiego zadania. W czasie
Wielkiej Nowenny przed tysiącleciem chrztu Polski, Episkopat ujął to
zadanie w zwięzłym zdaniu: „Rodzina Bogiem silna”.
Rodzina Bogiem silna — to jest zarazem rodzina jako siła człowieka:
rodzina szlachetnych ludzi. Rodzina ludzi wzajemnie obdarzających
się miłością i zaufaniem. Rodzina „szczęśliwa” i uszczęśliwiająca.
Arka Przymierza.
W punkcie wyjścia rodziny znajduje się rodzicielstwo. Kościół uczy:
odpowiedzialne rodzicielstwo. I sprawie tej poświęca wiele uwagi — i
wiele wysiłku. Odpowiedzialne — to znaczy: godne osoby ludzkiej,
stworzonej „na obraz i podobieństwo Boga” (por. Rdz 1, 26).
Odpowiedzialne za miłość. Tak: miłość, drodzy małżonkowie, mierzy
się właśnie tą rodzicielską odpowiedzialnością. A więc — rodziny
odpowiedzialne za życie, za wychowanie. Czyż nie o tym właśnie mówią
słowa przysięgi małżeńskiej?
Odpowiedzialność wzajemna: męża za żonę, żony za męża, rodziców za
dzieci.
Odpowiedzialność ojcowska: „Pan uczcił ojca przez dzieci” — mówi
Księga Syracha (3, 2). I odpowiedzialność macierzyńska. Nie można
jednak zapominać, że mężczyzna musi być pierwszy w podejmowaniu tej
odpowiedzialności. Jeśli Apostoł mówi, w duchu swojego czasu: „Żony,
bądźcie poddane mężom” (Kol 3, 18), to mówi zarazem: mężowie,
bądźcie odpowiedzialni! Zasługujcie prawdziwie na zaufanie waszych
małżonek. I waszych dzieci.
9. W latach osiemdziesiątych Szczecin był miejscem doniosłych
wydarzeń — i doniosłych umów pomiędzy władzami państwowymi a
przedstawicielami świata pracy.
Jaki był sens tych umów? Czyż nie chodziło o wszystko, co odpowiada
godności ludzkiej pracy — i godności człowieka pracy? Mężczyzny i
kobiety?
Praca ludzka: czyż nie jest ona stałym punktem odniesienia całego
społeczeństwa, a w tym społeczeństwie — każdej rodziny?
Słusznie więc ktoś w Polsce powiedział: „Została nam zadana praca
nad pracą”. Tak. Wydarzenia lat osiemdziesiątych postawiły nam
wszystkim to właśnie zadanie: „pracy nad pracą”. W wielu wymiarach.
Bo praca ludzka ma wiele wymiarów i aspektów dla niej istotnych.
Stale więc pozostaje naszym polskim zadaniem „praca nad pracą” w
odniesieniu do podstawowych praw i wymagań życia rodzinnego.
Nieustannie trzeba podejmować to zadanie.
10. Wypada pamiętać, że natura i posłannictwo rodziny stanowi
najbardziej odpowiedzialną służbę społeczną, a zatem rodziny mają
prawo do takich warunków bytowych, które by im gwarantowały
odpowiadający ich godności poziom życia i właściwy rozwój. Chodzi
tutaj o słuszne wynagrodzenie za pracę. Chodzi o dach nad głową, o
mieszkanie, poczynając od młodych małżeństw i rodzin dopiero się
zawiązujących. „Rodzina jest bowiem równocześnie wspólnotą, która
może istnieć dzięki pracy i jest zarazem pierwszą wewnętrzną szkołą
pracy dla każdego człowieka” (Laborem exercens, 10). Chodzi więc —
powtarzam — o stałą poprawę warunków życia, a w tym zakresie o
sprawiedliwe traktowanie kobiety-matki, która nie może być
ekonomicznie zmuszana do podejmowania pracy zarobkowej poza domem,
kosztem jej niezastąpionych obowiązków rodzinnych. Mówiąc to
wszystko, nie chcę w niczym pomniejszać czegokolwiek, co dla tej
sprawy w Polsce zrobiono. Mówię jednak, że zadania wciąż są
olbrzymie.
Równocześnie bowiem trzeba pytać, czy nie został zagubiony właściwy
sens pracy? i czy u podstaw tego „zagubienia” nie znajduje się
zapomnienie o tej podstawowej zasadzie, która kierowała
pracowitością i gospodarnością Polaków tam, gdzie ona się okazała, a
w zachodniej Polsce w szczególny sposób się okazywała. Ta zasada
prosta, benedyktyńska: „Módl się i pracuj”.
Bo praca, jak uczył niezapomniany kardynał Stefan Wyszyński, ma dwa
cele: „Udoskonalenie rzeczy i udoskonalenie człowieka pracującego...
ma być tak wykonywana, by w jej wyniku człowiek stawał się lepszy”
(Duch pracy ludzkiej).
Dzieje się tak, gdy realizowana jest rada św. Pawła: „Cokolwiek
czynicie, z serca wykonujcie jak dla Pana, a nie dla ludzi,
świadomi, że od Pana otrzymacie dziedzictwo jako zapłatę” (Kol 3,
23-24).
Bardzo dobrze, że się wam spodobały te słowa, nie tylko kardynała
Wyszyńskiego, ale także św. Pawła. Trzeba, żeby nam się podobało
słowo Boże. Trzeba mieć upodobanie w słowie Bożym. Jeśli jest
upodobanie w słowie Bożym, to za nim idzie działanie w duchu tego
słowa. I o to bardzo nam chodzi, o to bardzo chodzi Kościołowi w
Polsce, wszystkim moim braciom biskupom, tu obecnym z księdzem
prymasem, i mnie, polskiemu papieżowi (papież nigdy nie jest polski,
ale jest polski). Bardzo chodzi o to, ażeby było upodobanie do słowa
Bożego, było upodobanie do słowa Prawdy. Tylko takie upodobanie może
rodzić działanie w duchu Prawdy, może kształtować prawdziwą odnowę,
a przecież tutaj właśnie, na Wybrzeżu, mówiło się tak wiele o tej
odnowie, o tej odnowie, której nie przestajemy pragnąć.
11. Pragnę teraz zaprosić wszystkie zgromadzone tutaj małżeństwa — a
pośrednio stąd, ze Szczecina, wszystkie małżeństwa na ziemi polskiej
— do odnowienia ślubowań małżeńskich wobec Matki Bożej w Jej
fatimskim wizerunku! Ten wizerunek będzie na końcu Mszy św.
ukoronowany.
Drodzy bracia i siostry!
„Niech w was przebywa słowo Chrystusa z całym swym bogactwem” (por.
Kol 3, 16).
To słowo stało się waszym udziałem. Stało się poniekąd waszym słowem
od dnia, kiedy wypowiedzieliście na stopniach ołtarza: „Ślubuję ci
miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż
do śmierci”.
W tym ślubowaniu małżeńskim słowo Chrystusa w całym bogactwie swej
zbawczej, uświęcającej treści, stało się słowem sakramentu
małżeństwa. A wy jesteście tego wielkiego sakramentu szafarzami. To
jest wasz „kapłański” udział w tajemnicy Chrystusa i Kościoła. To
jest sakrament całego waszego życia.
Proszę więc, abyście za chwilę powtórzyli te słowa, które idą z wami
przez wszystkie dni tego życia, aż do śmierci! Powtórzcie, aby
odnowić w waszych sercach ich zbawczą moc. Powtórzcie, aby odnowić
łaskę sakramentu, która została wam dana w dniu zaślubin — i która
stale jest wam dawana, jeśli jej szukacie. Jeśli z nią
współpracujecie. Powtórzcie...
I „niech sercami waszymi rządzi ten Chrystusowy pokój” (por. Kol 3,
15), którego „świat dać nie może” (por. J 14, 27).
Chrystus sam daje ten pokój tym, którzy go całym sercem szukają.
Odnawiając wasze przyrzeczenia małżeńskie, oddajcie całe wasze życie
rodzinne, wasze dzieci, wasze troski rodzicielskie w macierzyńskie
dłonie Maryi. Złóżcie je pod sercem tej Matki, która idzie przed
nami „w pielgrzymce wiary”. W duchu tego właśnie zawierzenia rodzin
polskich, prosimy, aby przyjęła od nas „papieskie korony” na swój
fatimski wizerunek jako znak czci i miłości wszystkich rodzin całego
Ludu Bożego na tej ziemi.
Na zakończenie Mszy św. Jan Paweł II powiedział:
Drodzy bracia i siostry. Pragnę podziękować Szczecinowi, że nas
powitał taką piękną pogodą, słońcem i wiatrem od morza. Wy wiecie
dobrze, że ten papież wędruje po różnych stronach świata i nad
różnymi oceanami i morzami wypada mu sprawować Eucharystię, i
doznawać tego uderzenia wiatru od różnych mórz. Ale tutaj wiatr od
Bałtyku! Od tego morza, które nazywamy naszym, od naszego morza. Ten
wiatr jest też ewangelicznym znakiem Ducha, Ducha Świętego. Dla was,
drodzy małżonkowie, aby przypomnieć dzień, kiedy przyklękliście na
stopniach ołtarza i Kościół śpiewał: Veni Creator, Spiritus! —
Przyjdź Duchu, Stwórco! Dla was, drodzy małżonkowie.
A widzę tutaj także wielu młodych, młodych ze Szczecina. Niech dla
was ten wiatr będzie także symbolem życia i zmagania się z
uderzeniami, które przychodzą na człowieka od zewnątrz i od
wewnątrz. Są różne gwałtowne wichry, są także i uderzenia naszych
różnych słabości. Trzeba się zmagać! Ci, co żyją nad morzem, ludzie
morza, którzy wypływają na morze, muszą się zmagać z wichrem, aby
zwyciężać. Kiedy więc przychodzą w młodości te różne uderzenia, te
wichry namiętności, kiedy bierze górę słabość, przypomnij tchnienie
Ducha, które masz w sobie od chrztu, od bierzmowania nie po to,
żebyś się przewracał za lada podmuchem, tylko po to, żebyś stał jak
ten żeglarz i dopłynął!
Drodzy moi rodacy, bracia i siostry, małżonkowie, młodzi, wszyscy.
Tego wam życzę i o to proszę Panią Fatimską, na której skronie w
imieniu Kościoła szczecińskiego włożyliśmy papieskie korony.
|