PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Przemówienie do przedstawicieli świata nauki
1. Pozdrawiam z całego serca wszystkich zgromadzonych dzisiaj w auli
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Odwiedziny dawnego pracownika
tej uczelni dostarczyły organizatorom okazji, aby zaprosić
przedstawicieli świata nauki z całej Polski, a także z zagranicy.
Czuję się tym zaproszeniem oraz waszą obecnością w dniu dzisiejszym,
Czcigodni: Panie i Panowie, prawdziwie zaszczycony. Wiem, że oprócz
przedstawicieli wielu uczelni w kraju i Polskiej Akademii Nauk, są
tu też obecni reprezentanci uczelni zagranicznych, które łączy z
Katolickim Uniwersytetem Lubelskim bliska współpraca — z Leuven i
Louvain-la-Neuve, z Mediolanu, Paryża, Waszyngtonu, Nijmegen i z
Tilburga.
W waszych osobach spotykam i pozdrawiam wszystkie uniwersytety,
wszystkie wyższe uczelnie, jakie znajdują się na ziemi ojczystej,
poczynając od najstarszej — uczelni jagiellońskiej w Krakowie,
której zawdzięczam studia oraz pierwsze akademickie doświadczenia.
Doświadczenia te wycisnęły w mojej świadomości oraz całej osobowości
głębokie ślady na całe życie. Może w sposób szczególny dlatego, że
były one związane naprzód z okresem przed drugą wojną światową, z
kolei — i to w większości — z okresem okupacji, wreszcie z
pierwszymi latami okresu powojennego. Pamięć tego, czym jest
uniwersytet — Alma Mater — noszę w sobie wciąż żywą. Nie tylko
pamięć, ale poczucie długu, który należy spłacać całym życiem.
2. Stąd też rodzi się potrzeba, ażeby to moje dzisiejsze
przemówienie rozpocząć, nawiązując do uniwersytetu jako do
szczególnego środowiska, do wspólnoty, w której spotykają się uczeni
i uczniowie, profesorowie i studenci, przedstawiciele różnych
pokoleń, zespoleni wspólnym celem i wspólnym zadaniem. Jest to
zadanie pierwszorzędnej wagi w życiu człowieka, a także w życiu
społeczeństwa — narodu i państwa.
Kiedy przemawiam do was, Czcigodni Państwo, mam przed oczyma duszy
wszystkie te środowiska, te wspólnoty, w których służba poznaniu —
czyli służba Prawdzie — staje się podstawą kształtowania człowieka.
Wiemy, że był Ktoś, kto powiedział: „Poznacie prawdę, a prawda
uczyni was wolnymi” (por. J 8, 32). W okresie Kongresu
Eucharystycznego w Polsce, którego jestem gościem i uczestnikiem, te
słowa Chrystusa odżywają ze szczególną mocą właśnie tu, w auli
uniwersyteckiej, w kontekście spotkania z polskim światem nauki.
Odżywają, a zarazem znajdują swe naturalne dopełnienie w słowach św.
Pawła: Prawdę czyńcie w miłości (por. Ef 4, 15). Służąc prawdzie z
miłości do prawdy i do tych, którym ją przekazujemy, budujemy
wspólnotę ludzi wolnych w prawdzie, tworzymy wspólnotę ludzi
zjednoczonych miłością do prawdyý i miłością wzajemną w prawdzie,
wspólnotę ludzi, dla których miłość prawdy stanowi zasadę
jednoczącej ich więzi.
3. Mam czasem sposobność zbliżyć się do tych problemów, które są
istotne dla waszego środowiska. W szeregu wywiadów z ludźmi nauki,
jakie było mi dane czytać w ostatnich czasach, znajdowałem wyrazy
głębokiego poczucia odpowiedzialności za prawdę poznawaną i
przekazywaną, stawianie rzetelnych wymagań sobie i studentom, a to
wszystko przeniknięte „pogłosem” jakiejś głębokiej troski! Mamy
wielu bardzo zdolnych młodych ludzi, nie brak talentów w pokoleniu
współczesnych studentów, młodych pracowników nauki, którzy
zaludniają nasze uczelnie akademickie!
Czy mają wszystkie warunki potrzebne do tego, aby ich studia
przyniosły pełny owoc? Tu, na ziemi ojczystej?
Pytanie to dotyczy teraźniejszości, wyposażenia uniwersyteckich
warsztatów pracy, kontaktów z ośrodkami przodującymi w nauce
światowej. Pytanie to dotyczy także przyszłości. Jakie są
perspektywy tego pokolenia? Perspektywy pracy — ten problem istnieje
również w wielu krajach europejskiego Zachodu. Perspektywy życia,
przede wszystkim mieszkania! Dachu nad głową dla młodych małżeństw i
rodzin.
Trzeba, ażeby te pytania były stawiane. One są tylko i wyłącznie
wyrazem troski o człowieka. Uniwersytet zawsze był miejscem tej
solidarnej troski. Kiedyś nadawano temu nazwę „bratniej pomocy”.
W duchu tej właśnie solidarnej troski pozwalam sobie powtórzyć to
pytanie wobec was, drodzy Państwo. Uniwersytet z natury swojej służy
przyszłości człowieka i narodu. Jego zadaniem jest stale wywoływać
sprawę tej przyszłości w świadomości społecznej. Wywoływać w sposób
niestrudzony, nieustępliwy. Mamy tylu młodych, obiecujących ludzi.
Nie możemy dopuścić do tego, aby nie widzieli oni dla siebie
przyszłości we własnej Ojczyźnie.
Więc — jako również syn tej Ojczyzny — odważam się wyrazić pogląd,
że trzeba przemyśleć wiele spraw życia społecznego, struktur,
organizacji pracy, aż do samych założeń współczesnego organizmu
państwowego, pod kątem przyszłości młodego pokolenia na ziemi
polskiej.
Uniwersytety, uczelnie, nie mogą odsunąć się od potrzeby dawania
świadectwa w tej dziedzinie istotnej i podstawowej dla samego bytu
Polski.
4. Jeżeli zacząłem od środowiska — uniwersytetu jako szczególnej
wspólnoty — to z uwagi na tak zasadniczą dla całego narodu sprawę
podmiotowości. Podmiotowość ta wypracowuje się wszędzie, przy
różnych warsztatach pracy na tej naszej ojczystej ziemi. Są do tego
wezwane środowiska pracy w przemyśle i na roli. Jest do tego wezwana
każda rodzina i każdy człowiek. Podmiotowość rodzi się z samej
natury bytu osobowego: odpowiada w pierwszym rzędzie godności
ludzkiej osoby. Jest tej godności potwierdzeniem, sprawdzianem — i
zarazem wymogiem, zarówno w życiu osobistym, jak zbiorowym.
Uczelnie, warsztaty pracy poznawczej, działające wedle wielorakiej
metodologii, są do tego wezwane w sposób szczególny. Są do tego
wezwane „od wewnątrz”: z racji swej konstytucji, która jest
nieodzowna w służbie prawdy. Są do tego wezwane również niejako „od
zewnątrz” — ze względu na społeczeństwo, wśród którego żyją i dla
którego działają. Społeczeństwo oczekuje od swych uniwersytetów
ugruntowania własnej podmiotowości, oczekuje ukazania racji, które
ją uzasadniają, oraz motywów i działań, które jej służą. Z tym też
jest ściśle związany wymóg wolności akademickiej, czy też słusznej
autonomii uniwersytetów i uczelni. Ta właśnie autonomia na służbie
prawdy poznawanej i przekazywanej jest warunkiem niejako organicznym
podmiotowości całego społeczeństwa, wśród którego uniwersytety
spełniają swoją misję.
Czy taki cel przyświecał naszym monarchom naprzód jeszcze z dynastii
piastowskiej, a potem jagiellońskiej przy fundowaniu i odnawianiu
pierwszego w Polsce uniwersytetu? Ośmieliłbym się powiedzieć, że
tak.
5. Sprawa ta łączy się z zagadnieniem — chyba bardziej jeszcze
podstawowym — a dotyczy ono po prostu „konstytucji” człowieka:
miejsca człowieka w świecie. We wszechświecie. Przy rozważaniu tej
sprawy jest rzeczą nieodzowną sięganie do „początku”, do arché.
Jest to problem ogromnej wagi dla różnych nauk o człowieku i
świecie, na przykład dla paleontologii, historii, etnologii. Tego
rodzaju nauki poszerzają się na gruncie swoich własnych metod
empirycznych. Szukają wskaźników i dowodów, które można wydobyć z
badania wykopalisk świadczących o najdawniejszych śladach człowieka
w łonie ziemskiej skorupy.
Pozwólcie, że przytoczę w tym miejscu tekst biblijny. Nie posiada on
zapewne wartości z punktu widzenia założeń i metod wiedzy
empirycznej. Posiada natomiast znaczenie symboliczne. Wiemy, że
„symbol” znaczy tyle, co znak zbieżności, spotkania i przystawania
do siebie danych elementów. Otóż myślę, że tekst z Księgi Rodzaju,
który przytoczę — bez aspirowania do charakteru naukowego z punktu
widzenia nauk empirycznych — posiada również własne, swoiste
znaczenie dla samego rozumu dociekającego prawdy o człowieku.
Oto ten tekst: „Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe,
wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny [do
człowieka], aby przekonać się, jaką on da im nazwę. Każde jednak
zwierzę, które określił mężczyzna [człowiek] otrzymało nazwę »istota
żywa«. I tak mężczyzna [człowiek] dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom
powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale nie znalazła się
pomoc odpowiednia dla mężczyzny [człowieka]” (Rdz 2, 9-20).
Otóż, bez względu na to, co osiągamy metodą empiryczną, a raczej
wielu metodami, na temat „początku”, powyższy tekst zdaje się
posiadać niesłychane znaczenie „symboliczne”. Co więcej, poniekąd
trafia do samych korzeni problemu „miejsca człowieka we
wszechświecie”. Można by też powiedzieć, że stanowi jakiś wyraz
zbieżności tego wszystkiego, co kryją w sobie dociekania prowadzone
metodami nauk empirycznych. Wszystkie wszakże, szukając możliwie
pierwotnych śladów człowieka, równocześnie kierują się jakimś
podstawowym pojęciem człowieka. Posiadają elementarną odpowiedź
przynajmniej na pytanie: czym człowiek różni się od innych istot w
widzialnym kosmosie?
Człowiek „od początku” odróżnia siebie od całego widzialnego
wszechświata, a w szczególności od świata istot poniekąd sobie
najbliższych. Wszystkie one są dla niego przedmiotem. On sam
pozostaje wśród nich podmiotem. Ta sama Księga Rodzaju mówi o
człowieku jako istocie stworzonej na obraz Boga i Jego podobieństwo.
Co więcej, w świetle powyższego tekstu jest równocześnie jasne, że
owa podmiotowość człowieka łączy się w sposób podstawowy z
poznaniem. Człowiek jest podmiotem pośród świata przedmiotów
dlatego, że jest zdolny poznawczo obiektywizować wszystko, co go
otacza. Dlatego, że przez swój umysł zwrócony jest „z natury” ku
prawdzie. W prawdzie zawiera się źródło transcendencji człowieka
wobec wszechświata, w którym żyje.
Właśnie poprzez refleksję nad własnym poznaniem człowiek objawia się
samemu sobie jako jedyne jestestwo pośród świata, które widzi się
„od wewnątrz”, związane poznaną prawdą — związane, a więc także
„zobowiązane” do jej uznania, w razie potrzeby także aktami wolnego
wyboru, aktami świadectwa na rzecz prawdy. Jest to uzdolnienie do
przekraczania siebie w prawdzie. Poprzez refleksję nad własnym
poznaniem człowiek odkrywa, że sposób jego bytowania w świecie jest
nie tylko całkowicie różny od wszystkiego innego pośród świata, lecz
że jest także wyróżniony, nadrzędny wobec wszystkiego innego w jego
obrębie. Człowiek zauważa po prostu, że jest osobowym podmiotem,
osobą. Staje oko w oko wobec swej godności!
Tekst biblijny mówi poniekąd o pierwszych elementarnych prawdach —
nadawał „nazwy” — poprzez które człowiek stwierdził i potwierdził
swoją podmiotowość wśród świata. Można równocześnie powiedzieć, że w
tym opisie jest zapowiedziany i niejako „zaantycypowany” cały ten
proces poznawczy, który stanowi o dziejach ludzkiej kultury. Nie
zawahałbym się powiedzieć, że pierwsza Księga Biblii otwiera
perspektywę wszelkiej nauki i wszystkich nauk. Rzeczywistość, cała
rzeczywistość, wszystkie jej aspekty i elementy, będą stanowiły
odtąd nieustające wyzwanie dla człowieka — dla jego umysłu. Również
cały nowożytny i współczesny, gigantyczny rozwój nauki, jest w tym
opisie już zapowiedziany i zapoczątkowany. Żadna też nowa epoka
poznania naukowego nie wykracza istotowo „poza” to, co w nim zostało
już — w sposób obrazowy i elementarny — zarysowane.
6. Biblijny paradygmat „człowieka pośród świata” zawiera, jak widać,
zespół elementów, które nie przestają wyznaczać naszego myślenia o
człowieku. Nie przestają też dotykać samych podstaw jego
podmiotowości, a także — przynajmniej perspektywicznie — owego
związku, jaki zachodzi pomiędzy „nazywaniem” przedmiotów, procesem
poznawczym rozwijającym się stopniowo także w postaci wielości nauk,
a ugruntowywaniem miejsca człowieka w kosmosie jako podmiotu. Im
dalej sięga wysiłek związany z poznaniem, czyli odkryciem prawdy o
przedmiotowej rzeczywistości, tym bardziej pogłębia się racja
ludzkiej podmiotowości. Racja ta dotyczy nie tylko — i nie tyle —
człowieka wśród świata, ile jeszcze bardziej: człowieka wśród ludzi,
człowieka w społeczeństwie.
Paradoksalnie można powiedzieć, że w miarę postępu wiedzy w świecie
— w wymiarach makro i mikro — człowiek coraz bardziej musi na
gruncie postępu cywilizacji scjentystyczno-technicznych bronić
prawdy o sobie samym.
Człowiek też musi w imię prawdy o samym sobie przeciwstawić się
dwojakiej pokusie: pokusie uczynienia prawdy o sobie poddaną swej
wolności oraz pokusie uczynienia siebie poddanym światu rzeczy; musi
się oprzeć zarówno pokusie samoubóstwienia, jak i pokusie
samourzeczowienia. Wedle wyrażenia autora średniowiecznego: Positus
est in medio homo: nec bestia — nec deus! [Człowiek jest położony
pośrodku: ani zwierzę — ani bóg — red.] To zresztą należy także do
biblijnego paradygmatu Księgi Rodzaju. Człowiek już „od początku”
nęcony jest pokusą poddania prawdy o sobie władzy swej woli i
umieszczenia się przez to „poza dobrem i złem”. Kuszony jest iluzją,
że prawdę o dobru i złu pozna dopiero wtedy, gdy sam będzie o niej
decydował. „Otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro
i zło” (Rdz 3, 5).
Równocześnie człowiek zostaje „od początku” wezwany, aby „czynił
sobie ziemię poddaną” (por. Rdz 1, 28), co oczywiście stanowi owoc
„naturalny”, a zarazem praktyczne „przedłużenie” poznania, czyli
„panowania” przez prawdę nad resztą stworzeń.
Tu pragnę bodaj dotknąć bardzo dziś aktualnej w całym świecie sprawy
ochrony zagrożonego środowiska naturalnego. Jest to, jak mi wiadomo,
problem ogromnie ważny również w Polsce. „Czynić sobie ziemię
poddaną” — znaczy też respektować jej prawa, prawa natury. W tej
dziedzinie: w trudzie umiejętnego opanowania sił przyrody i mądrego
gospodarowania jej zasobami, nauka — jak Państwo sami wiecie — ma
wielkie zadanie do spełnienia.
Jednakże „czynić sobie ziemię poddaną” — to znaczy także nie uczynić
siebie samego poddanym ziemi! Nie pozwolić ani poznawczo, ani
praktycznie „zredukować” człowieka do rzędu przedmiotów. Zachować
podmiotowość osoby w obrębie całej ludzkiej praxis. Zabezpieczyć tę
podmiotowość również w ludzkiej zbiorowości: w społeczeństwie, w
państwie, przy różnych warsztatach pracy czy choćby nawet zbiorowej
rozrywki.
Myślę, że taka jest ostateczna racja i sens tego, co współcześnie
nazywa się prawami człowieka. Na gruncie metodycznego poznania, a
więc nauki, tu przebiega też linia spotkania z filozofią, w
szczególności z etyką — a także poniekąd z teologią.
7. Okres Oświecenia, bardziej jeszcze wiek XIX, rozwinął tezę o
antynomii pomiędzy nauką a religią. Antynomia ta zrodziła też
pogląd, zwłaszcza w marksizmie, o charakterze alienacyjnym wszelkiej
religii. Zawarta w tym poglądzie redukcja „człowieka w świecie” do
wymiarów bezwzględnej immanencji „człowieka” względem „świata”
niesie wraz z sobą nie tylko nietzscheańską problematykę „śmierci
Boga”, ale — jak stopniowo zauważono — perspektywę „śmierci” również
„człowieka”, który w tej zasadniczo „materialistycznej” wizji
rzeczywistości nie dysponuje w sensie ostatecznym, eschatologicznym
innymi możliwościami, jak cała reszta przedmiotów widzialnego
wszechświata.
Stanowisko powyższe bywało głoszone ze stanowczością i postulowane,
a nawet „wymagane” w odnośnych środowiskach jako synonim jedynie
naukowej metody, co więcej, „naukowego światopoglądu”.
Współcześnie daje się zauważyć nie tak bezwzględną stanowczość w tej
dziedzinie. Paradygmat „człowieka-podmiotu” (który — jak powiedziano
— ma swe zakorzenienie także w Księdze Rodzaju) zdaje się — jakąś
drogą, nie zawsze przez główne drzwi wejściowe — powracać do
świadomości ludzi i społeczeństw, również w świecie nauki. Nie widzi
się też w religii przeciwnika rozumu i jego możliwości poznawczych.
Raczej dostrzega się w niej inny rodzaj ekspresji prawdy o człowieku
w świecie. Nie ulega wątpliwości, że idzie to w parze z ponownym
dostrzeżeniem wymiaru transcendencji właściwej dla samego człowieka
jako podmiotu. Jest to — w pierwszym niejako rzucie — transcendencja
przez prawdę.
Zdaje się także, iż człowiek współczesny coraz bardziej zdaje sobie
sprawę z tego, że Bóg, a więc i religia — zwłaszcza zaś Bóg osobowy
Biblii i Ewangelii, Bóg Jezusa Chrystusa — pozostaje ostatnim i
ostatecznym gwarantem ludzkiej podmiotowości, wolności ludzkiego
ducha, zwłaszcza w warunkach, w których ta wolność i podmiotowość
bywa zagrożona nie tylko w sensie teoretycznym, ale bardziej jeszcze
— praktycznym. Przez system i skalę wartości. Przez etos — lub
antyetos — jednostronnie technokratyczny, przez upowszechnianie się
modelu cywilizacji konsumpcyjnej, przez różne odmiany ustrojowego
totalitaryzmu.
W ten sposób wracamy niejako do prastarego paradygmatu Biblii:
Bóg-Stworzyciel, ale i Sprzymierzeniec człowieka. Bóg Przymierza!
Ojciec!
8. Na zakończenie jeszcze pragnę wyrazić szczególną radość z tego,
że to tak wymowne spotkanie ze światem nauki polskiej znalazło
miejsce w Lublinie. To miasto posiada swą historyczną wymowę. Jest
to nie tylko wymowa unii lubelskiej, ale wszystkiego, co stanowi
dziejowy, kulturowy, etyczny i religijny kontekst tej unii. Cały
wielki dziejowy proces spotkania pomiędzy Zachodem a Wschodem.
Wzajemnego przyciągania się i odpychania. Odpychania — ale i
przyciągania. Ten proces należy do całych naszych dziejów. Można
powiedzieć, całe nasze dzieje tkwią w samym środku tego procesu.
Może bardziej „wczoraj” niż „dzisiaj”, jednakże „dzisiaj” niepodobna
oddzielić od „wczoraj”. Naród żyje wciąż całą swoją historią. I
Kościół w narodzie też. I proces ten nie jest zakończony.
Nikt też nie zdejmie z ludzi tu żyjących, zwłaszcza z ludzi nauki,
odpowiedzialności za ostateczny wynik tego dziejowego procesu w tym
miejscu Europy! i świata! Powiedziałbym: w miejscu „trudnego
wyzwania”.
Tak więc sprawa, na którą symbolicznie wskazuje to miasto — Lublin,
może także i ten uniwersytet — KUL, ma wymiar nie tylko polski, ale
europejski. Owszem, uniwersalny. Z tego wymiaru zdawałem sobie
sprawę, gdy idąc za wzorem Pawła VI, który ogłosił patronem Europy
św. Benedykta, widziałem konieczność rozszerzenia tego „patronatu” o
dwie inne postaci: apostołów Słowian, świętych braci sołuńskich,
Cyryla i Metodego.
Wszyscy oni trzej wyprzedzili historyczny czas Polski, naszej
Ojczyzny. Ale też w jakiś sposób ten czas — i całe nasze tysiąclecie
minione — wspólnie przygotowali.
Obyśmy umieli wiernie, autentycznie, twórczo kontynuować to wielkie
dziedzictwo.
„Królowi wieków nieśmiertelnemu — chwała: Soli Deo” (por. 1 Tm 1,
17) — kończę tymi słowami, które stanowiły biskupi emblemat
kardynała Stefana Wyszyńskiego, wielkiego Prymasa Tysiąclecia, który
tutaj, w Lublinie, zaczynał swe biskupie posługiwanie Kościołowi w
Polsce.
Pod koniec spotkania Ojciec Święty dodał:
Proszę Państwa, jeszcze mi tu przypominają, że jestem biskupem i że
powinienem jako biskup spełniać swoje obowiązki. Każdy biskup słyszy
przy święceniach biskupich, że obowiązkiem jego jest błogosławić.
Więc pragnę udzielić błogosławieństwa wszystkim tu zgromadzonym.
Niech was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec i Syn, i Duch Święty.
Później spotkanie z Ojcem Świętym zmieniło się w radosną
manifestację. Młodzież wznosiła okrzyki: „Niech żyje Papież”, „Sto
lat”, „Kochamy Cię”. Jan Paweł II skomentował to w sposób
następujący (wypowiedź tę zamieszczamy na podstawie taśmy
magnetofonowej):
Bogu dzięki, że mamy świętą liturgię, bo inaczej, kto wie, co by się
działo. Wprawdzie śpiewaliby: „Niech żyje”, ale delikwent ledwo by z
życiem uszedł.
Bardzo dziękuję. Ja też się staram, jak mogę. Nie za bardzo mi to
wychodzi, ale się staram. Ten chór jest znany szeroko w świecie.
Występował między innymi w Rzymie, na placu Świętego Piotra i w
innych miejscach. Szkoda tylko, że teatr KUL-owski jeszcze nie dał
się poznać. Wyrażam tu ukryte pragnienia Rzymu i świata. Zaczynam od
teatru, ale myślę o wielu innych rzeczach. Szkoda, że jeszcze dotąd
nie dały się w pełni poznać w świecie: na Zachodzie, w Europie, na
Wschodzie. Bo jest to wielka skarbnica. Byłoby bardzo dobrze, gdyby
dały się szerzej poznać i gdyby im to także z drugiej strony
ułatwiono, wszystkie wydziały i wszystkie instytuty tego
katolickiego uniwersytetu, który jest w swoim rodzaju jedyny,
przynajmniej geograficznie. Mówię oczywiście o wszystkich
wydziałach, myślę także o filozofii. Nie chciałbym przesądzić, nie
chciałbym popaść w lokalny patriotyzm, więc mówię tak inter pares.
Szczęść Boże! Deo et Patriae!
Zostawię wam przynajmniej jedną myśl bardzo osobistą. Można by
powiedzieć: prawie ze sztambucha. Jest to myśl o papieżu. Jest on
bardzo dziwną istotą, jedną z najbardziej na świecie popędzanych
istot. Wciąż go poganiają, wciąż mówią: „jesteś za późno”. Tak się
już przyzwyczaili do mówienia wciąż, że „Kościół się spóźnia”. W
każdym razie próbuję zachować równowagę ducha wśród tych wszystkich
zapóźnień zawodowych. Pragnę jakoś dociągnąć. Między innymi także w
tym celu przyszedłem dzisiaj do KUL-u, ażeby tutaj doznać
odmłodzenia, odmłodzenia ducha. To ze sztambucha do sztambucha, ze
sztambucha papieża, którego nota bene nie pisze, do sztambucha
KUL-u, który może zapiszecie.
|