PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Słowo do młodzieży zgromadzonej przed siedzibą arcybiskupa
„Weź nas z sobą”. Oczywiście, nie mam dla was biletu lotniczego ani
żadnego innego, ale od początku, od 78 roku was z sobą zabrałem i
bardzo was z sobą tam mam 1. I nie ma tam dnia, żebyście nie byli ze
mną. Zresztą tak się młodzi na całym świecie przyzwyczaili —
prawdopodobnie wyście ich tak napuścili, że gdzie papież przyjedzie,
tam pierwsi pchają się do niego. Ja się z tego bardzo cieszę, i jest
to jakiś dalszy ciąg tego „weź nas z sobą”. Gdybym nie nauczył się
być z wami — dawniej, ale tego się nie da zapomnieć — gdybym nie
nauczył się, co to znaczy być młodym, jakie to piękne i jakie to
trudne, to prawdopodobnie bym nie potrafił i nie ciągnęliby mnie tak
wszędzie za sutannę: „chodź, zostań z nami”. Ja się tego tutaj
nauczyłem, w Polsce się tego nauczyłem od was. Nie od was, bo wyście
mieli wtedy za mało lat, ale od takich, jak wy, od waszych wtedy
rówieśników, którzy już dzisiaj nie są młodzieżą, tak jak wy nią
jesteście.
Więc nauczyłem się od młodych problematyki tej młodości, która jest
wielkim darem Bożym, która jest piękna i trudna — może właśnie
dlatego jest piękna, że jest trudna — młodości, od której nie można
uciec, bo wchodzi w życie człowieka siłą faktu w odpowiednim czasie.
Można tylko ją rozegrać, jest z nią tak jak z tymi talentami w
Ewangelii. Choć właściwie to się jej nie da zakopać w ziemi, ona nie
może być zakopana, ona się rozwija. Można tylko ją rozegrać dobrze
albo źle. I to wszystko jedno, gdzie byśmy się znaleźli. Nie
myślcie, że tu jest najtrudniej. Jest trudno także i tam. Problemy
młodzieży są wszędzie bardzo podobne i wszędzie trzeba szukać na nie
mniej więcej takiej samej odpowiedzi. Ta odpowiedź jest w nas. Na
tym zresztą polega urok młodości.
Urok młodości to jest odkrycie świata wewnętrznego, mojego
wewnętrznego „ja”. To wewnętrzne „ja” jest bardzo bogate, bogate w
możliwości w jednym i w drugim kierunku, w kierunku dobra i w
kierunku zła. W jednym i w drugim kierunku. I w tym miejscu znajduje
się rozwiązanie na całe życie. Oczywiście, że do tego rozwiązania
należą jeszcze tak zwane warunki zewnętrzne, które są nieodzowne,
które się muszą znaleźć. Jeżeli społeczeństwo myśli o swojej
przyszłości, to musi myśleć o warunkach życia dla swojej młodzieży.
Ja tu nie chcę nikogo pouczać, ale to jest w hierarchii spraw jeżeli
nie punkt pierwszy, to jeden z pierwszych. Warunki życia dla
młodzieży, warunki życia, warunki rozwoju. Równocześnie to jeszcze
nie jest wszystko, bo mogą być najlepsze warunki i nic z tego nie
wychodzi. Nawet czasem jest tak, że jak są za dobre warunki, to one
więcej przeszkadzają, aniżeli pomagają. Warunki muszą być tak w sam
raz, żeby człowiek mógł się rozwijać. Ale żeby musiał wkładać w to
wszystko siebie, żeby mógł i musiał równocześnie. Kiedy mówię:
„mógł”, to znaczy żeby miał warunki; kiedy mówię: „musiał”, to mam
na myśli powinność wewnętrzną.
Młody człowiek powinien mieć od zewnątrz te warunki, które by
wyzwalały w nim powinność stawania się, powinność rozwijania się,
postępu — to znaczy perspektywę. Tę perspektywę stwarzają
równocześnie warunki i ja sam. I czasem ja muszę być nawet
silniejszy od warunków. Ja nie wiem, czy to właśnie nie jest dzisiaj
problemem naczelnym młodzieży w ogóle, nie tylko tu. Młody człowiek
musi być silniejszy od warunków, bo warunki niesprzyjające są także
na przykład i we Włoszech. Gdziekolwiek się pojawię we Włoszech, z
jakimkolwiek środowiskiem rozmawiam, wszędzie powtarza się sprawa
braku pracy dla młodych ludzi, bezrobocia młodzieży. Więc istnieje
problem podobny i istnieją problemy podobne w różnych stronach
świata, w różnych, powiedzmy, strefach globu.
I wracamy teraz do tego, w jaki sposób człowiek, zwłaszcza młody,
musi być silniejszy od warunków? Żadne warunki nie potrafią go
wytrącić, on potrafi się przez te warunki przebić, jak to napisał
jeden ze znakomitych duszpasterzy akademickich w Polsce, który był
tutaj w Krakowie, u dominikanów, o. Tomasz Pawłowski. Napisał: „Siła
przebicia”. Wiem, że ta „siła przebicia” bywa czasem rozumiana jako,
powiedzmy, talent kombinowania, ale jest taka siła przebicia, która
tkwi w człowieku i wynika z jego wartości, i wobec której wszyscy
muszą zamilknąć. Jest taka siła, taka siła przebicia! i ja myślę, że
już — ogólnie biorąc — jest klimat po temu, żeby ta siła przebicia,
ten rodzaj siły przebicia przynosił skutki. Powiem jeszcze więcej, w
tym rodzaju siły przebicia każdy z was musi być twórczy i musicie
być wszyscy razem solidarni!
Nawiązuję do tego, co mnie tutaj, do Polski sprowadziło. Zostałem
zaproszony na Kongres Eucharystyczny. Ten Kongres Eucharystyczny
odbywa się w całej Polsce. Wędruję z miasta do miasta, spotykam
wielkie rzesze. Tak było w Lublinie, tak było dzisiaj w Tarnowie.
Jutro jadę na północ. Wielkie spotkania. Wszyscy rozważamy tajemnicę
Eucharystii, koncentrując się na tych słowach, które zapisał
ewangelista św. Jan o Panu Jezusie, że „umiłowawszy swoich, do końca
ich umiłował”. Powiedziałbym — ażeby nawiązać do tego, co mówiłem
poprzednio — że właśnie przez tę miłość i przez ten sakrament, który
tę miłość wyraża, Chrystus daje nam od wewnątrz najpotężniejszy
środek tej „siły przebicia”, która tak bardzo potrzebna jest młodym,
żeby się przedwcześnie nie wycofać, nie uciec, nie załamać, żeby nie
zagubić perspektywy. Nie można żyć bez perspektywy!
W czasie tych rozważań, homilii na szlaku Kongresu Eucharystycznego,
w różny sposób formułują mi się jak gdyby definicje Eucharystii. Nie
są to definicje doktrynalne, ale pastoralne. Ja bym powiedział, że
jest to także „sakrament siły przebicia”. I to przede wszystkim wam
bym powiedział. Nie jest to stwierdzenie abstrakcyjne, ale ma ono
swoje pokrycie w doświadczeniu całych pokoleń. Również tu, na tej
ziemi. Również w doświadczeniu tego pokolenia, do którego ja
należałem, kiedy byłem młody, trzy pokolenia wstecz. W doświadczeniu
tego pokolenia to się znajdowało w samym centrum. Jeżeli patrzę na
moją młodość, na tę młodość lat okupacji — straszliwych lat, to był
koszmar — widzę, że źródłem „siły przebicia” była właśnie
Eucharystia. I nie tylko dla mnie, dla wielu, a chyba najbardziej
dla tych, którym najtrudniej przyszło przebijać się. Coraz więcej
wychodzi książek o różnych obozach, o różnych najstraszliwszych
doświadczeniach wcześniejszego pokolenia naszego narodu. Ten
sakrament był jego siłą. Więc i teraz też jest „siłą przebicia” w
warunkach, w których się znajdujecie. Jest źródłem siły. Jeżeli coś
bym wam chciał powiedzieć przez to okno, z tej witryny, to myślę, że
to jest najważniejsze.
Nie jest to kazanie, jest to gawęda, bo jesteśmy w takiej sytuacji
gawędziarskiej. Nie jest to przygotowane, jest to w jakiś sposób
improwizowane, ale improwizowane jest zawsze najbardziej
przygotowane, bo to się improwizuje, co się nosi najgłębiej w sobie,
co ma najgłębsze pokrycie doświadczalne. A więc życzę wam przy tym
spotkaniu Anno Domini 1987 — dziewiąty rok, jak już stąd wybyłem —
tej właśnie „siły przebicia”.
Nie ma takiego pokolenia chrześcijan, takiego pokolenia ludzkości, z
którym Chrystus nie dzieliłby się sobą. Ostatecznie chodzi o to,
żeby człowiek nie zagubił ludzkiego wymiaru swojego życia. Właśnie
Chrystus daje mu ten ludzki wymiar swojego życia, jako Syn Boży. To
jest niesłychana solidarność z człowiekiem. Wy się zastanawiajcie
nad tym sakramentem.
Od tego jest ten Kongres. Nie tylko, żeby papież przyjechał,
przejechał, żebyście pokrzyczeli, pośpiewali — bardzo dobrze,
zwłaszcza jak są piękne piosenki — ale także, byście się dobrze nad
tym wszystkim zastanowili, co to wszystko znaczy, co znaczy ta
solidarność Boga z człowiekiem jako początek wszelkiej solidarności
człowieka z człowiekiem. Jako początek wszelkiej solidarności
ludzkiej. Solidarność Boga z człowiekiem sięgająca do tego, że daje
siebie. To jest szczyt tego, co można dać człowiekowi, szczyt
obdarowania. Równocześnie szczyt zobowiązania, ponieważ bardzo
niedobre są dary, które nie zobowiązują. To jest bardzo
niebezpieczne, także i w praktyce społecznej. Bardzo niebezpieczny
jest sposób kupowania sobie człowieka darami. Nie, nie Chrystus —
nic z tego! Nic z tego!
Pamiętam, że kiedy byłem młody, tak jak wy, i czytałem Ewangelię, to
dla mnie najsilniejszym argumentem za prawdziwością tego, co czytam,
było to, że tam nie ma żadnej taniej obietnicy. Mówił swoim uczniom
prawdę zupełnie surową: nie spodziewajcie się, żadne królestwo z
tego świata, żadne siedzenie po prawicy i po lewicy w znaczeniu
urzędów tego przyszłego, mesjańskiego Króla. Mesjański Król pójdzie
na krzyż i tam się sprawdzi. Potem zmartwychwstanie da wam siłę, da
wam moc Ducha Świętego, że potraficie przed światem dawać świadectwo
temu Ukrzyżowanemu. Ale żadnej taniej obietnicy. Na świecie ucisk
mieć będziecie. Mnie to bardzo przekonywało, ponieważ normalnie
ludzie starają się pociągać innych obietnicami. Obietnicami,
karierą, korzyściami: co ci z tego przyjdzie, będziesz miał z tego
to a to, a tamto... No rzeczywiście, można tak pójść. Chrystus — nic
z tego. To jest największy dar. To jest nieskończony dar —
Eucharystia, Chrystus. Jednocześnie jest to dar najgłębiej
zobowiązujący i na tym polega jego siła kreatywna, przez to on
buduje człowieka, buduje człowieczeństwo nasze, przez co nam daje tę
siłę przebicia. Bo tak jest skonstruowany człowiek. Człowiek jest
mocny, mocny świadomością celów, świadomością zadań, świadomością
powinności, a także i świadomością tego, że jest miłowany. Dlatego
żebym się mógł przebić, muszę mieć pewność, że jestem miłowany.
Eucharystia to jest przede wszystkim ta świadomość: jestem miłowany,
ja jestem miłowany. Ja, taki jaki jestem. Każdy w swoim najbardziej
indywidualnym człowieczeństwie. Miłuje mnie, „umiłował mnie i wydał
samego siebie” — jak napisał św. Paweł. Umiłował mnie, Pawła. A on
wiedział, jakie miał długi w stosunku do Tego, który go umiłował.
Każdy z nas może to o sobie powtórzyć, każdy z nas się może w
podobny sposób rozliczyć, mówiąc: „umiłował mnie”. Powiedziałbym, że
ta „siła przebicia”, która tak bardzo jest wam potrzebna, zaczyna
się od tej świadomości, że mnie umiłował. Jeżeli mnie ktoś miłuje,
jestem silny.
Bardzo wielkim niebezpieczeństwem, o którym słyszę — nie wiem, czy
tak jest — jest to, że ludzie się jak gdyby mniej miłują w Polsce,
że coraz bardziej dochodzą do głosu egoizmy, przeciwieństwa. Ludzie
się nie znoszą, ludzie się zwalczają. To jest zły posiew. To nie
jest Eucharystia, to nie jest od Chrystusa. I to trzeba przeobrazić.
Myślę, że ten Kongres jest między innymi, może nawet przede
wszystkim po to, ażeby ten podstawowy klimat, podłoże naszego życia
wspólnotowego przetworzyć. Musi w świadomości wszystkich nas stanąć
na pierwszym miejscu to, że jest Ktoś, kto miłuje bezwzględnie.
Nigdy się z tej miłości nie wycofuje. Choćbym ja był najgorszy,
choćbym ja Go zawodził, choćbym ja Go zdradzał, tak jak Go zdradził
nawet i ten Piotr, którego jestem następcą, On nie zawodzi. Można na
Jego miłość zawsze liczyć.
Tak więc wam trochę powiedziałem o sprawach, które mi przychodzą na
myśl, kiedy słyszę, jak do mnie krzyczycie, żebym wam coś mówił,
żebym z wami rozmawiał. Tak więc jesteście jeszcze jednym pokoleniem
Polaków, które znowu stawia sobie sprawę wolności. I ja myślę, że to
jest dobrze. Nawet kiedyś o tym napisałem.
Napisałem mianowicie takie zdanie, że wolności nigdy nie można
posiadać. Jest bardzo niebezpiecznie ją posiadać. Wolność trzeba
stale zdobywać. Wolność jest właściwością człowieka, Bóg go stworzył
wolnym. Stworzył go wolnym, dał mu wolną wolę bez względu na
konsekwencje. Człowiek źle użył wolności, którą Bóg mu dał, ale Bóg
stworzył go wolnym i absolutnie nie wycofa się z tego. Zapłacił za
swój dar, zapłacił sam za swój dar. To, czym my teraz żyjemy przez
Kongres Eucharystyczny, Eucharystia, wciąż nam przecież o tym
przypomina, jak Bóg zapłacił za swój dar, dar wolności dany
człowiekowi. Ale daru nie cofnął i nie cofnie. Więc wolność jest
wymiarem bytu człowieka, wymiarem bytu osobowego i wymiarem bytu
wspólnotowego. Myślę, że całe dzisiejsze pokolenie Polaków, wszyscy,
którzy do niego należą, wszyscy, bez wyjątku, muszą sobie postawić
ten problem. Nie można od niego uciekać, nie można uważać, że jest
on załatwiony. Trzeba sobie stawiać ten problem uczciwie. Bóg
człowieka uczynił wolnym nie dla swawoli, to też prawda.
Myśmy kiedyś w przeszłości, my Polacy, nasi praojcowie, zawinili,
zawinili wobec wolności. Nazywaliśmy to „złotą wolnością”, a okazała
się zmurszałą! Ale na pewno to pokolenie, które już przeszło, które
ma za sobą wiek dziewiętnasty i weszło w wiek dwudziesty, które
przeżyło początek niepodległości nowej, pokolenie przy końcu tego
stulecia musi sobie na nowo stawiać sprawę wolności. I to jest
zadanie, przed którym się nikt nie może cofnąć. Wszyscy są do tego
zobowiązani przez sam fakt, że należą do tej wspólnoty, do tego
narodu. I jest tutaj potrzebny bardzo aktywny udział Kościoła, bo
Kościół ma w tej dziedzinie szczególne doświadczenie. Ma szczególną
świadomość tego, co to jest wolność.
Wolność jest darem Bożym. To się nawet nie redukuje do jakichś
ludzkich ustaleń. Człowiek może ustalać tylko w obrębie tego, co już
jest jakoś zadane w porządku przez człowieka zastanym, porządku
stworzonym przez Boga. Więc Kościół jest ekspertem od wolności, tak
jak jest ekspertem od grzechu. Bo te rzeczy idą razem z sobą:
wolność i grzech. Bóg zaryzykował — ośmielę się powiedzieć —
zaryzykował wolność w stosunku do swoich stworzeń, w stosunku do
ludzi tu na ziemi, zapłacił za to i to potwierdziło wymiar wolności
człowieka w niesamowity sposób, właśnie to, że Bóg za wolność
nadużytą przez człowieka zapłacił. To właśnie znaczy: „Do końca
umiłował”.
Myślę, że Kongres Eucharystyczny to jest także jakieś wyzwanie,
które stawia sobie Kościół w Polsce, ażeby ten problem wolności — co
to znaczy, że my jesteśmy wolni, jak my mamy być wolni, jak my
chcemy i jak my mamy być wolni — postawiło sobie to pokolenie i
wszyscy, którzy do niego należą i są zobowiązani w tym uczestniczyć.
Nikt się nie może z tego wyłączać! Nie może powiedzieć, ja już mam
na to receptę, ja już panuję nad sytuacją. To nie rozwiązuje jeszcze
sprawy, ponieważ wspólnota, jaką jest naród, składa się z ludzi i
każdy z nich ma swoją świadomość wolności i każdy z nich musi swoją
świadomość wolności podjąć, i każdy z nich tę swoją świadomość
wolności musi określić zarówno od strony tego, co ma, jak też i od
strony tego, co mu jest zadane. W każdym razie inaczej nie może być
zdrowego społeczeństwa. Nie może być zdrowego społeczeństwa, jeżeli
w nim sprawa wolności, wolności osobowej, wolności wspólnotowej,
wolności narodowej nie jest rozwiązana do końca, uczciwie, z pełnym
poczuciem odpowiedzialności.
Wystarczy na dzisiaj, na tę gawędę. Niech będzie pochwalony Jezus
Chrystus. Pobłogosławię was na dobranoc...
PRZYPISY
1 Papieskie słowa są odpowiedzią na wołanie: „Weź nas z sobą”
(red.).
|