PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Kraków, 13 sierpnia 1991
Homilia w czasie Mszy św. beatyfikacyjnej Anieli Salawy, odprawionej
na Rynku Głównym
„Otrzymaliście ducha przybrania za synów” (Rz 8, 15).
Panie Prezydencie Rzeczypospolitej, Panie Premierze, Marszałku
Senatu, przedstawiciele rządu,
Księże Kardynale metropolito krakowski, wszyscy drodzy Bracia w
biskupstwie, Kardynałowie, Arcybiskupi, Biskupi,
Wszyscy moi drodzy Rodacy, Bracia i Siostry, krakowianie i goście,
Bracia w kapłaństwie, Bracia i Siostry w powołaniu zakonnym, wszyscy
Bracia i Siostry w powołaniu chrześcijańskim,
1. Słowa Pawłowe z Listu do Rzymian, przeczytane na początku, są
myślą przewodnią Światowego Dnia Młodzieży na Jasnej Górze. Młodzi
pielgrzymi z różnych stron świata, nade wszystko z różnych krajów
Europy, podążają w tych dniach do jasnogórskiego sanktuarium.
Kierują nimi słowa Apostoła: „Ci, których prowadzi Duch Boży, są
synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli (...), ale
otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: »Abba,
Ojcze«” (Rz 8, 14-15).
Radością Ducha Świętego jest, gdy może dawać świadectwo naszemu
ludzkiemu duchowi, „że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy
dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami
Chrystusa” (Rz 8, 16-17).
Podążając na to spotkanie młodzieży, zatrzymuję się w Krakowie wśród
moich rodaków. Ileż tutaj ludzkich dzieł i ludzkich serc świadczy
przez pokolenia o tym Bożym, Chrystusowym dziedzictwie! Ileż sam
temu świadectwu zawdzięczam. Niech nie ustaje wśród murów starego i
nowego Krakowa, zawsze królewskiego, niech nie ustaje radość Ducha
Świętego, którą są umysły i serca wrażliwe na Jego Boskie
świadectwo!
I dlatego też wielka jest moja radość, że mogłem w dniu dzisiejszym
dokonać w Krakowie beatyfikacji Anieli Salawy. Ta córka ludu
polskiego, urodzona w niedalekim Sieprawiu, znaczną część swego
życia związała z Krakowem. To miasto było środowiskiem jej pracy,
jej cierpienia, jej dojrzewania w świętości. Związana z duchowością
św. Franciszka z Asyżu, okazywała niezwykłą wrażliwość na działanie
Ducha Świętego. Świadczą o tym zapiski, jakie po niej pozostały.
2. Spotkania Światowego Dnia Młodzieży miały poprzednio miejsce w
Rzymie i w Buenos Aires, a ostatnio w Santiago de Compostela w
Hiszpanii. Jeśli organizatorzy poprosili tym razem o Jasną Górę, to
stało się tak w następstwie wydarzeń roku 1989. Ten rok stanowi nowe
wyzwanie dla naszego starego kontynentu. Dane mi było wkrótce potem
stanąć na miejscu uświęconym pamięcią apostołów Słowian, świętych
braci Cyryla i Metodego w Welehradzie na Morawach. Tam też został
zapowiedziany specjalny Synod Biskupów Europy, który ma się odbyć w
Rzymie w ostatnich tygodniach bieżącego roku.
Dzień Młodzieży w Częstochowie jest jakby przygotowaniem gruntu dla
tego Synodu, który odbywa się z myślą o bliskim już trzecim
tysiącleciu od przyjścia Chrystusa. Jest to niejako Synod adwentowy.
Adwent oznacza skierowanie ku przyszłości. Młodzi tę przyszłość
noszą w sobie.
3. Liturgia dzisiejsza stawia nam przed oczy wielkie pielgrzymowanie
Izraela z niewoli egipskiej do Ziemi Obiecanej. Czterdzieści lat pod
wodzą Mojżesza.
Nawiązuje do tego Chrystus, gdy mówi: „Ojcowie wasi jedli mannę na
pustyni i pomarli” (J 6, 49). Przypomina zaś o tym chlebie, którym
żywił się lud na pustyni, aby zapowiedzieć Eucharystię — pokarm
życia wiecznego: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja
dam, jest moje ciało za życie świata” (J 6, 51).
Czy to możliwe? Zapis Janowy stwierdza, że słuchacze szemrali,
niektórzy potem odeszli. I oto, co mówi Chrystus: „Nie szemrajcie
(...). Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie
Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym”
(J 6, 43-44).
Nam, którzy dzisiaj śpiewaliśmy w psalmie responsoryjnym: „Wszyscy
zobaczcie, jak nasz Pan jest dobry” (por. Ps 34 [33], 9), nam
Chrystus mówi: pozwólcie Bogu być dobrym na Jego własną miarę. Dobro
jest dobrem przez to, że się udziela, że sobą obdarowuje. Pozwólcie
Bogu żywemu, który jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym, być dobrym
dla was ludzi na Jego własną miarę. Jest to miara ponadludzka. Jest
to miara tajemnicy. A równocześnie ma swój ludzki wyraz. Jest to
miara krzyżowej ofiary, jest to miara Eucharystii. „Chrystus was
umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze” (Ef 5, 2). A tę
swoją odkupieńczą ofiarę zostawił nam w Eucharystii jako dar.
To w mocy tego daru, w mocy tego pokarmu pielgrzymujemy przez życie
doczesne, jak kiedyś pielgrzymował Izrael po pustyni. To o tym darze
świadczą prastare i najnowsze świątynie Krakowa, które ku wszystkim
wołają: „Popatrzcie, jak nasz Pan jest dobry”. Świątynie Krakowa!
Ileż one mówiły o Bogu — o tym Bogu, który sobą pragnie obdarowywać
człowieka — ileż one o tym Bogu mówiły Anieli Salawie, dzisiejszej
błogosławionej!
To ku temu Bogu, który obdarowuje sobą człowieka, pielgrzymują
młodzi z różnych stron naszego kraju, Europy, z różnych części
świata: „Otrzymali ducha przybrania za synów”. Do czego dążą? Czego
pragną? „Być naśladowcami Boga jak dzieci umiłowane, postępować
drogą miłości, bo przecież Chrystus nas umiłował i samego siebie
wydał za nas w ofierze” (por. Ef 5, 1-2).
4. Liturgia dzisiejsza ukazuje nam jeszcze jednego pielgrzyma
samotnego. Jest to prorok Eliasz, który uchodząc przed zemstą
okrutnej królowej Izebel, żony Achaba, zatrzymał się na pustyni,
skrajnie wyczerpany, prosząc Boga o śmierć (por. 1 Krl 19, 4).
Tenże Eliasz, prorok Boga żywego, podjął walkę z fałszywymi
prorokami, którzy starali się sprowadzić lud na drogi
bałwochwalstwa. Eliasz zaklinał Izraelitów w tych słowach: „Dopókiż
będziecie chwiać się na obie strony? Jeżeli Jahwe jest [prawdziwym]
Bogiem, to Jemu służcie, a jeżeli Baal, to służcie jemu!” (1 Krl 18,
21). Jahwe potwierdził słowo proroka tak, że cały lud mógł się
przekonać o tym, że On jest prawdziwym Bogiem, a nie Baal.
Po tej próbie wiary, która była jawnym sądem Bożym na oczach
wszystkich, Eliasz musi uchodzić przed zemstą zapiekłej czcicielki
Baala, królowej Izebel. I oto prorok jest wyczerpany, śmiertelnie
zmęczony. Ze snu budzi go Boży zwiastun, który mówi: „Wstań, jedz,
bo przed tobą długa droga” (1 Krl 19, 7). Księga Królewska dodaje,
że w mocy tych słów Eliasz pożywił się i wyruszył w dalszą drogę aż
do Bożej góry Horeb (por. 1 Krl 19, 8).
Myślimy o próbach naszego czasu. Nieznane jest człowiekowi
współczesnemu takie bałwochwalstwo, jak za czasów Eliasza. Próby
wiary przeszły długą ewolucję. Dziś nie stawia się pytania: „Jeśli
Jahwe jest Bogiem, idźcie za Nim, jeśli Baal, idźcie za nim”. Dziś
usiłuje się sprawę uczynić zasadniczo nieważną. Dla człowieka przy
końcu XX stulecia program brzmi: „Żyjmy tak, jak gdyby Bóg nie
istniał”. Jednak jeśli Bóg nie istnieje, wszystko wolno — stwierdził
już Dostojewski. Jesteśmy poza dobrem i złem — dopowiada Nietzsche.
Kiedy wiek XX zbliża się ku końcowi, mamy za sobą doświadczenia aż
nazbyt wymowne i straszliwe, które świadczą o tym, co w
rzeczywistości oznacza ten nietzscheański program. Ku czemu idziemy,
żyjąc tak, jakby Bóg nie istniał?
5. Pośród takiej epoki młodzi ludzie z różnych stron, z Zachodu i ze
Wschodu, pielgrzymują na Jasną Górę. W jakiś sposób wszyscy tam z
nimi idziemy. Pielgrzymuje tam z nimi cała nasza historia, która tu,
w Krakowie znajduje szczególny wyraz. Powiedziałbym, pielgrzymuje w
szczególności błogosławiona Jadwiga, Królowa, Pani Wawelska, przed
której krzyżem dane mi było uklęknąć, zanim nawiedzę Węgry.
Jadwiga, której dziedzictwo andegaweńskie wywodzi się z Francji, aby
w swoich rodowych rozgałęzieniach trafić do Królestwa Neapolu na
południu Włoch, a równocześnie na Węgry. Jadwiga — córka Ludwika,
króla Węgier i Polski, a wnuczka Elżbiety Łokietkówny. Jadwiga,
która z kolei otwarła nasze dzieje na Wschód. Wszystko to ma swą
wymowę bardzo współczesną, kiedy stoimy wobec imperatywu Europy
bardziej pojednanej, zbudowanej na poszanowaniu praw człowieka i
praw narodów.
Jakże aktualne jest to, co pisze Apostoł w Liście do Efezjan: „Nie
zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani
na dzień odkupienia. Niech zniknie spośród was wszelka gorycz,
uniesienie, gniew (...), znieważanie — wraz z wszelką złością (...).
Przebaczajcie sobie [nawzajem], tak jak i Bóg nam przebaczyl w
Chrystusie” (4, 30-32).
Jakże bardzo to aktualne!
Razem ze wszystkimi, którzy w ciągu dziejów, a także za naszych dni
stawali się radością Ducha Świętego, razem z tą umiłowaną Panią
Wawelską, Jadwigą Andegawenką, powtarzamy słowa Apostoła: „Nie
zasmucajcie Ducha Świętego!”
Powtarzamy te słowa z Jadwigą, królową Polski, „matką narodów”. I
powtarzamy je z Anielą Salawą, błogosławioną. Niech się zjednoczą w
naszej świadomości te dwie kobiece postaci: królowa i służąca! Czyż
całe dzieje świętości chrześcijańskiej, duchowości budowanej na
ewangelicznym wzorze, nie wyrażają się w tym prostym zdaniu: „Służyć
Bogu — to znaczy królować!” (por. Lumen gentium, 36). Tę samą prawdę
wyraża życie wielkiej królowej i życie prostej służącej!
6. „Nie zasmucajcie Ducha Świętego!”
Nie zasmucajmy Ducha Świętego! Nie stawiajmy oporu Jego mocy —
niewidzialnej, a przecież bardziej rzeczywistej od tylu widzialnych
i krzykliwych „potęg” wyprodukowanych przez człowieka współczesnego
w wielkiej ofiarności.
„Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda” (J 6, 63) — w tych
kilku słowach Chrystus wypowiada ocenę wszystkich odmian
materializmu, które pod różnymi postaciami wciąż wracają, by się w
ludziach opierać Duchowi Świętemu, który daje życie.
Nie zasmucajmy Ducha Świętego!
Odnawiajmy w sobie dziedzictwo Boga i Chrystusa.
Drodzy bracia i siostry, niech po tylu doświadczeniach naszego
tragicznego stulecia, które zbliża się do swego kresu, odnowi się i
ugruntuje pokolenie tych, którzy „oddają cześć Ojcu w Duchu i
prawdzie” (por. J 4, 23).
Na takich czcicieli oczekuje Bóg!
Na zakończenie Mszy św. Jan Paweł II powiedział:
Na zakończenie tej Eucharystii na prastarym Rynku krakowskim, w
czasie której Kościół wyniósł do chwały ołtarzy Anielę Salawę,
pragnę, aby zabrzmiały jej własne słowa. Pochodzą one z Dziennika.
Jedno zdanie, jakby szczególnie potrzebne w tym momencie po Komunii
św. Tak pisze, tak woła do Chrystusa Aniela: „Pragnę, żebyś był tak
wielbiony, jak jesteś wyniszczony”. I jeszcze o swoim własnym
powołaniu, a raczej o tym, które dał jej Bóg: „Wobec duszy mojej Pan
Bóg miał zamiary wielkie, stwarzając mnie na swój własny obraz”.
Niech te słowa błogosławionej naszej rodaczki, sieprawianki i
krakowianki, pozostaną w naszej pamięci i w naszych sercach.
Jest to dla mnie ogromna radość, że mogłem dzisiaj w Krakowie
wynieść do chwały błogosławionych Anielę Salawę. Ile razy modliłem
się przy jej relikwiach, jak głęboko zapadły mi w pamięć, w serce te
słowa: „Panie! Żyję, bo każesz, umrę, kiedy chcesz, zbaw mnie, bo
możesz”. Może właśnie te słowa dziś powinny być tu wypowiedziane, w
tym roku, w którym papież przybył, aby swym rodakom w Krakowie
podziękować za biały marsz sprzed 10 lat. Jest tutaj obecny wśród
koncelebrujących biskup z Fatimy. Tak się nad tym zatrzymałem, gdyż
wtedy o 10 lat Opatrzność Boża, Matka Chrystusowa swoim
wstawiennictwem przedłużyła te moje dróżki kalwaryjskie, a dzisiaj
jestem tu i dzielę się z wami tym wszystkim, co nas łączyło i nadal
łączy, tym wszystkim, przez co łączy nas Kraków, z całą jego wielką
przeszłością, królewską przeszłością, mieszczańską przeszłością. O
tym świadczy Wawel, ten Rynek, bazylika Mariacka, Sukiennice, to
wszystko, co było mi dane, co zabrałem z sobą, za co dziękuję wam
wszystkim, drodzy bracia i siostry, moi rodacy, jako współdziedzicom
tego wielkiego tysiąclecia.
Zwracam się do miasta, zwracam się do Kościoła, do archidiecezji, do
wszystkich parafii, do wszystkich wspólnot zakonnych, męskich i
żeńskich, zwracam się do wszystkich mieszkańców Krakowa, do
wszystkich mieszkańców wsi i miast, do sieprawian: w tak wielkie
święto zwracam się dzisiaj do ludzi ciężkiej pracy codziennej w
przemyśle, w biurach, szkołach, na roli; zwracam się do Nowej Huty —
wielkiego ośrodka pracy, centrum zmagań o godność człowieka
pracującego. Ileż mnie połączyło z tą Nową Hutą, ile się nauczyłem
od tej Nowej Huty, i to musi wystarczyć — jak dotąd, Bogu dzięki,
wystarcza i Kraków, i Nowa Huta. Tym wszystkim dziękuję, wszystkim
bez wyjątku, i ludziom uczelni, i ludziom kultury, rzemiosła, i
ludziom sportu. Wszystkim! Wszystkim, którzy ten Kraków stanowili i
którzy go dzisiaj stanowią. Wszyscy oni byli obecni w tej
Najświętszej Eucharystii, w tej Ofierze, którą miałem szczęście
dzisiaj sprawować na Rynku krakowskim — pierwszy raz w moim życiu.
Pamiętamy też, że jest to rok czterdziestolecia, który mija od
śmierci wielkiego metropolity krakowskiego, kardynała Adama Stefana
Sapiehy, naszego wychowawcy. My wszyscy, starsi, tak mówimy: nasz
wychowawca, nasz ojciec, ojciec Ojczyzny. Jest również rok, w którym
mija 50-lecie męczeńskiej śmierci Maksymiliana Kolbe w obozie
oświęcimskim. Właśnie w tych dniach przed pięćdziesięciu laty złożył
ofiarę w bunkrze śmierci w obozie oświęcimskim. To wszystko łączy
się w jakąś wielką całość, która należy do przeszłości, która
wskazuje drogę ku przyszłości, razem z tobą, błogosławiona
sieprawianko, razem z tobą, Anielu. Kiedy kończyłaś swoje życie,
przeżywaliśmy początek II Rzeczypospolitej. I to wszystko dzisiaj
wynosimy na ołtarze na prastarym Rynku krakowskim. Znajdujemy się u
początku III Rzeczypospolitej.
Polecamy ci, błogosławiona Anielu, polecamy tym wszystkim wielkim
świętym, błogosławionym, tym wielkim duchom, królom-duchom naszego
narodu, polecamy tę III Rzeczpospolitą, ażeby sprostała... Prosimy
cię tak, jak mówiłem w dwusetną rocznicę Konstytucji 3 maja w
katedrze św. Jana w Warszawie: Naucz nas być wolnymi!
Bóg zapłać wszystkim za wspólną modlitwę. Bóg zapłać chórom. Bóg
zapłać wszystkim, którzy współtworzyli tę naszą krakowską liturgię.
Bóg zapłać wszystkim tutaj zgromadzonym. Bóg zapłać wszystkim,
którzy są z nami zjednoczeni sercem, ofiarą, cierpieniem, wszystkim
chorym cierpiącym. Bóg zapłać!
|