PRZEMÓWIENIA
JANA PAWŁA II
Gorzów Wielkopolski, 2 czerwca 1997
Homilia w czasie liturgii słowa odprawionej przed kościołem Braci
Polskich Męczenników
1. „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?” To pytanie
stawia św. Paweł w Liście do Rzymian (8, 35). Dzisiaj zaś powtarzamy
je w liturgii, podczas nawiedzenia Kościoła w Gorzowie
Wielkopolskim. W duchu tej Chrystusowej miłości pozdrawiam
serdecznie cały Lud Boży diecezji. Pozdrawiam biskupa Adama, który
jest w tym Kościele pasterzem, oraz biskupów pomocniczych diecezji
gorzowskiej; pozdrawiam duchowieństwo, pozdrawiam pielgrzymów
przybyłych z sąsiednich diecezjii, a także z zagranicy. Raduję się,
że mogę dzisiaj wspólnie z wami modlić się, sprawując tę liturgię
słowa. Bożej Opatrzności dziękuję za to spotkanie. Dziękuję
kardynałom, arcybiskupom i biskupom, którzy w naszym spotkaniu
uczestniczą.
Wspólnota wasza ma za swych patronów męczenników, którzy — obok św.
Wojciecha — są najstarszymi świadkami Chrystusa na ziemi polskiej.
Tradycja Kościoła zachowała pamięć tych eremitów: Benedykta, Jana,
Mateusza, Izaaka i Krystyna, którzy żyli tutaj, w waszych stronach,
za czasów Bolesława Chrobrego. Podobnie jak śmierć męczeńską św.
Wojciecha, tak również i ich męczeństwo opisał w swojej kronice św.
Bruno z Kwerfurtu — biskup misjonarz, który w czasach Bolesława
Chrobrego prowadził dzieło ewangelizacji na ziemiach Polski
zachodniej i północnej. Nazywa się tych męczenników Braćmi Polskimi,
chociaż byli wśród nich także cudzoziemcy. Dwóch z nich przybyło do
Polski z Italii, ażeby tutaj zaszczepiać życie mnisze według reguły
św. Benedykta. Ich śmierć męczeńska, obok śmierci św. Wojciecha,
stoi niejako na progu millennium chrześcijaństwa na naszych
ziemiach.
2. Męczennicy są szczególnymi świadkami Boga Najwyższego, Ojca, Syna
i Ducha Świętego. Tekst czytany przed chwilą z Listu do Rzymian
przypomina nam tę trynitarną tajemnicę, z której bierze początek
odkupienie świata. Oto bowiem Bóg, jak pisze Apostoł, „własnego Syna
nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał”, i dalej pyta:
„Jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować?” (8, 32).
Oto Jezus Chrystus, który poniósł za nas śmierć, Chrystus, który
zmartwychwstał dnia trzeciego, siedzi po prawicy Boga i przyczynia
się za nami. I od tej właśnie miłości Chrystusa nic nie potrafi nas
odłączyć (por. Rz 8, 34-35). Jesteśmy z nią zjednoczeni przez wiarę.
Ta zaś wiara w odkupieńczą moc śmierci i zmartwychwstania Chrystusa
jest źródłem zwycięstwa. Pisze Apostoł: „We wszystkim (...) odnosimy
pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował” (Rz 8, 37). Jego
miłość odkupieńcza jednoczy nas z Bogiem. Ona jest źródłem naszego
usprawiedliwienia. Z niej czerpiemy pewność zwycięstwa, którą głosi
Apostoł.
Taką pewność posiadali pierwsi męczennicy na ziemiach polskich.
Posiadali ją męczennicy Kościoła wszystkich czasów. Kiedy podziwiamy
ich świadectwo ukazujące, jak „miłość jest mocniejsza od śmierci”
(por. Pnp 8, 6), czyż w sercu każdego z nas nie rodzi się
jednocześnie pytanie: czy mnie starczyłoby wiary, nadziei i miłości,
aby złożyć tak heroiczne świadectwo? Odpowiedź zdaje się przynosić
modlitwa liturgiczna, którą przed chwilą odmówiliśmy: „Boże, Ty
uświęciłeś początki wiary w narodzie polskim krwią świętych
męczenników Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna; wspomóż
swoją łaską naszą słabość, abyśmy naśladując męczenników, którzy nie
wahali się umrzeć za Ciebie, odważnie wyznawali Cię naszym życiem”.
To Bóg jest Tym, który wspomaga naszą słabość swoją łaską. On mocą
swojego Ducha umacnia nas, abyśmy byli zdolni do odważnego składania
świadectwa wiary.
3. „We wszystkim — pisze Apostoł — (...) odnosimy pełne zwycięstwo
dzięki Temu, który nas umiłował” (Rz 8, 37). Bracia i siostry, w
naszych czasach, gdy nie potrzeba już świadectwa krwi, tym bardziej
czytelne musi być świadectwo codziennego życia. O Bogu winno się
świadczyć słowem i czynem, wszędzie, w każdym środowisku: w
rodzinie, w zakładach pracy, w urzędach, w szkołach, biurach. W
miejscach, gdzie człowiek się trudzi i gdzie odpoczywa. Winniśmy
wyznawać Boga przez gorliwe uczestniczenie w życiu Kościoła; przez
troskę o słabych i cierpiących, a także poprzez podejmowanie
odpowiedzialności za sprawy publiczne, w duchu troski o przyszłość
narodu budowaną na prawdzie Ewangelii. Taka postawa wymaga dojrzałej
wiary, osobistego zaangażowania. Winna wyrażać się w konkretnych
czynach. Za taką postawę trzeba nieraz płacić ogromnym poświęceniem.
Czyż i w naszych czasach, w naszym życiu nie doświadczyliśmy różnego
rodzaju upokorzeń, starając się dochować wierności Chrystusowi i w
ten sposób zachować chrześcijańską godność? Każdy chrześcijanin jest
powołany, by zawsze i wszędzie tam, gdzie go Opatrzność postawi,
przyznawać się do Chrystusa przed ludźmi (por. Mt 10, 32).
Jakże nie wspomnieć tutaj świadectwa wierności tradycji i
Kościołowi, jakie dawaliście w czasach bardzo trudnych. Wielu z was
nosi w swym sercu bolesne doświadczenia drugiej wojny światowej. Po
zakończeniu wojny, na tych ziemiach zaczynaliście niejako nowe
życie, przychodząc z różnych stron Polski, a nawet spoza jej granic.
Odcięci od korzeni pochodzenia, zachowaliście jednak korzenie wiary.
W trudnym okresie przemian byliście blisko Kościoła, który starał
się odpowiadać na potrzeby duchowe i materialne, jak matka troszcząc
się o swoje dzieci. Pragnę wyrazić wdzięczność duchowieństwu i
siostrom zakonnym, którzy nie wahali się opuszczać rodzinnych
diecezji i tu podejmowali ofiarną służbę. Pomagaliście wszyscy
budować wspólny dom, nie tylko ten materialny, ale przede wszystkim
duchowy, w ludzkich sercach. Byliście dla tych ludzi oparciem w
chwilach trudnych, niosąc im światło wiary i wskazując na Chrystusa
jako jedyne źródło nadziei. Nie mogę tu wszystkich wymienić, ale
pragnę wspomnieć przynajmniej z wielką wdzięcznością śp. biskupa
Wilhelma Plutę. On budował niejako fundamenty Kościoła gorzowskiego
w czasach bardzo trudnych dla naszego kraju. Długie lata zarządzał
tym Kościołem najpierw jako administrator, a później jako pierwszy
jego biskup. On tu jest dzisiaj na pewno z nami. Biskupie Wilhelmie,
dziękuję ci za to, co uczyniłeś dla Kościoła na tych ziemiach. Za
twój trud, odwagę i mądrość, za twoją wielką pobożność. Dziękuję ci
za to, co uczyniłeś dla Kościoła w naszej Ojczyźnie.
Wielki wkład w rozwój życia religijnego na tych ziemiach wniosło
wasze seminarium duchowne, z którego murów wyszły zastępy kapłanów,
tak bardzo tutaj oczekiwanych i potrzebnych. Dziękujemy Opatrzności
Bożej za to, że tak prężnie rozwija się Kościół w waszej diecezji.
Ziemia ta u zarania została zroszona krwią świętych Braci Polskich,
męczenników, którzy jak pochodnie gorejące dzisiaj prowadzą wasz
Kościół ku nowym czasom. Nowe czasy, zbliżające się trzecie
tysiąclecie, wymagać będą waszego świadectwa. Staną przed wami nowe
zadania. Miejcie odwagę je podejmować.
Zadania, jakie Pan Bóg stawia przed nami, są na miarę każdego z nas.
Nie przekraczają naszych możliwości. Bóg przychodzi na pomoc w
chwilach naszej słabości. On jeden zna ją naprawdę. Zna ją lepiej
niż my sami, a przecież nas nie odtrąca. Przeciwnie, w swej
miłosiernej miłości pochyla się nad człowiekiem, by go umacniać. To
umocnienie człowiek otrzymuje przez żywy kontakt z Bogiem. Wypada na
ten aspekt naszego życia zwrócić szczególną uwagę. Wśród zwykłych
ludzkich zajęć nie możemy zatracać łączności z Chrystusem. Potrzebne
są nam szczególne momenty przeznaczone wyłącznie na modlitwę.
Modlitwa jest niezbędna w życiu osobistym i w apostolacie. Nie może
być autentycznego świadectwa chrześcijańskiego bez modlitwy. Ona
jest źródłem natchnienia, energii, odwagi w obliczu trudności i
przeszkód; jest źródłem wytrwałości i mocy podejmowania inicjatywy.
Życie modlitwy wyrasta z uczestniczenia w liturgii Kościoła. Aby
mogło się ono rozwijać, potrzeba udziału we Mszy św., potrzeba
korzystać z sakramentu pojednania. W ten sposób całe nasze życie
zostaje przeniknięte Chrystusem: Nim samym, Jego łaską. Przecież On
powiedział: „Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie,
a Ja w nim” (J 6, 56). Eucharystia jest pokarmem duchowym, z którego
czerpiemy wewnętrzną moc do dawania świadectwa i dzięki któremu
możemy przynosić obfity owoc. Dlatego tak ważne jest uczestnictwo we
Mszy św., przede wszystkim niedzielnej. Ani troski rodzinne, ani
inne sprawy nie powinny pozostawać poza sferą życia duchowego.
Wszelka ludzka działalność nabiera w Chrystusie głębszego znaczenia,
stając się prawdziwym świadectwem. Wyrosła z ducha modlitwy, jest w
konsekwencji otwarta na Boga nieskończonego i wiecznego. Pragnie
temu Bogu służyć i z Niego czerpać siłę i światło do
chrześcijańskiego postępowania. „W Nim [bowiem] żyjemy, poruszamy
się i jesteśmy” (Dz 17, 28). Dzięki wierze rozpoznajemy
urzeczywistnianie się Bożego planu miłości w naszym życiu, odkrywamy
stałą troskę Ojca, który jest w niebie.
Bracia i siostry, przykład takiego życia dali nam Bracia Polscy
Męczennicy. To właśnie oni w zaciszu swoich eremów poświęcali wiele
czasu na modlitwę i w ten sposób przygotowywali się do tego
wielkiego zadania, jakie Bóg w swoich niezbadanych wyrokach im
przygotował: przygotowali się do tego, aby dać o Nim największe
świadectwo, ofiarować życie za Ewangelię. Bracia Polscy poprzez
swoją daninę krwi, którą złożyli Panu u początków naszej historii,
chcieli powiedzieć wszystkim, którzy po nich będą, że aby dawać
świadectwo o Chrystusie, trzeba się do tego przygotować. Rodzi się
ono bowiem, dojrzewa i uszlachetnia w atmosferze modlitwy, owej
głębokiej i tajemniczej rozmowy z Bogiem. Na klęczkach! Nie można
ukazywać Chrystusa innym, jeżeli wcześniej się Go nie spotka we
własnym życiu. Tylko wówczas świadectwo to będzie miało prawdziwą
wartość. Stanie się zaczynem dla ludzkości, solą ziemi i światłem
rozjaśniającym mroki naszym braciom kroczącym po ścieżkach tego
świata.
„Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?” Tak woła dzisiaj
św. Paweł. Niech to wołanie przeniknie do głębi serca i umysły.
Bądźcie czujni, aby was nic od tej miłości nie odłączyło. Żadne
fałszywe hasła, błędne ideologie ani pokusa pójścia na kompromis z
tym, co nie jest z Boga, czy też szukanie własnych korzyści.
Odrzućcie wszystko, co tę jedność niszczy i osłabia. Bądźcie wierni
Bożym przykazaniom i zobowiązaniom chrzcielnym.
4. „Nie lękajcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić
nie mogą” (por. Mt 10, 28). Te słowa Chrystusa z Ewangelii św.
Mateusza Kościół odnosi do męczenników, a w naszym kontekście do św.
Wojciecha oraz świętych Braci Polskich. Męczeństwo jest szczytowym
wyrazem męstwa człowieka współpracującego z łaską, która uzdalnia go
do heroicznego świadectwa. W męczeństwie Kościół widzi „wspaniały
znak” swojej świętości. Znak cenny dla Kościoła i dla świata,
„ponieważ pomaga uniknąć najgroźniejszego niebezpieczeństwa, jakie
może dotknąć człowieka: niebezpieczeństwa zatarcia granicy między
dobrem a złem, co uniemożliwia budowę i zachowanie porządku
moralnego jednostek i społeczności. To właśnie męczennicy, a wraz z
nimi wszyscy święci Kościoła, dzięki wymownemu i porywającemu
przykładowi życia, budują zmysł moralny. Poprzez swoje świadectwo
dobru stają się wyrzutem dla tych wszystkich, którzy łamią prawo”
(por. Veritatis splendor, 93). Patrząc na przykład męczenników, nie
bójcie się dawać świadectwa. Nie lękajcie się świętości. Starajcie
się odważnie dążyć do pełnej miary człowieczeństwa. Wymagajcie od
siebie, choćby inni nawet od was nie wymagali!
Człowiek odczuwa naturalny lęk nie tylko przed cierpieniem i
śmiercią, ale także przed odmienną opinią bliźnich, zwłaszcza gdy ta
opinia posiada potężne środki wyrazu, które łatwo mogą się stać
środkami nacisku. Dlatego człowiek często woli się przystosować do
otoczenia, do panującej mody, niż podjąć ryzyko świadectwa wierności
Chrystusowej Ewangelii. Męczennicy przypominają, że godność ludzkiej
osoby nie ma ceny, że „godności tej nie wolno nigdy zbrukać ani
działać wbrew niej, nawet w dobrej intencji i niezależnie od
trudności” (Veritatis splendor, 92). „Cóż bowiem za korzyść stanowi
dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?” (Mk 8, 36).
Dlatego jeszcze raz powtarzam za Chrystusem: „Nie bójcie się tych,
którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą” (Mt 10, 28). Czyż
godność sumienia nie jest ważniejsza od jakichkolwiek korzyści
zewnętrznych? Bracia Polscy Męczennicy, których dzisiaj wspominamy,
św. Wojciech, św. Stanisław, św. Andrzej Bobola, św. Maksymilian
Maria Kolbe, męczennicy wszystkich czasów, wszyscy oni świadczą o
prymacie sumienia i o jego niezniszczalnej godności, o prymacie
ducha nad ciałem, o prymacie wieczności nad doczesnością. To, co
tutaj się stało na początku tysiąclecia chrześcijaństwa, za czasów
Bolesława Chrobrego, znajdowało wielokrotnie odzew w dziejach —
choćby i w historii naszego stulecia. Iluż było w tym stuleciu
mężczyzn i kobiet, ludzi, którzy heroicznie wyznawali Chrystusa
przed ludźmi! Wierzymy, że śmierć, jaką ponieśli za wierność
sumieniu, za wierność Chrystusowi, znajdzie odpowiedź w sercach
wierzących, że ich świadectwo umocni słabych i małodusznych, że
będzie posiewem nowej żywotności Kościoła na tej piastowskiej ziemi.
Chrystus zapewnia nas, że przyzna się przed Ojcem niebieskim do
wszystkich, którzy nie wahają się wyznać Go przed ludźmi (por. Mt
10, 32-33), nawet za cenę największych ofiar. Chrystus przestrzega
także przed zaparciem się wiary i rezygnacją z dawania o Nim
świadectwa wobec innych.
„Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? (...) jestem
pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności,
ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani jakiekolwiek stworzenie
nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie
Jezusie, Panu naszym” (por. Rz 8, 35. 38-39).
Cały Kościół czerpie dziś łaski dzięki pośrednictwu męczenników. I
cały Kościół raduje się ich odważnym wyznaniem wiary. Jest ono
również umocnieniem w naszej słabości. Jest dla nas znakiem nadziei.
Moi drodzy, kiedy tu patrzę na to wielkie zgromadzenie Ludu Bożego
diecezji gorzowskiej, przypominają mi się czasy dawniejsze, ale nie
tak znowu bardzo dawne. Przypomina mi się tysiąclecie chrztu,
któreśmy tutaj wspólnie obchodzili w roku 1966. I wtedy właśnie my
wszyscy, biskupi polscy, nauczyliśmy się naszej Ojczyzny.
Nauczyliśmy się po kolei wszystkich polskich diecezji. Wszędzie
razem śpiewaliśmy Te Deum laudamus — Ciebie Boże wysławiamy. Ja
pragnę dzisiaj tutaj podziękować za ten szczególny dar, jakim było
milenium polskie dla mnie. W dniu 16 października 1978 roku, w
święto św. Jadwigi Śląskiej, podczas konklawe, po wyborze, Kardynał
Prymas, Kardynał Tysiąclecia powiedział do mnie: „Masz teraz
wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie”. I dlatego, moi drodzy,
przyjechałem do Polski. Przyjechałem do Wrocławia na światowy
Kongres Eucharystyczny. Przyjechałem do Gniezna — dopiero tam się
wybieram — na milenium św. Wojciecha. Przyjechałem, ażeby tu na tych
szlakach milenijnych wyprosić sobie łaskę, łaskę tego zadania, które
chyba Opatrzność Boża postawiła przede mną w słowach wielkiego
Prymasa Tysiąclecia. Ale, moi drodzy, lat mi przybywa. Więc macie
błagać na klęczkach Pana Boga, ażebym temu zadaniu sprostał. [W tym
momencie rozległ się okrzyk: „Pomożemy!”, co Ojciec Święty
skomentował: Ten okrzyk jest mi znany, ale może tym razem będzie
lepiej].
Po nabożeństwie Jan Paweł II powiedział:
Na zakończenie pragnę wyrazić moją radość, że mogłem się z wami
wspólnie modlić. Dziękuję Bożej Opatrzności za spotkanie w Gorzowie.
Wiele wspomnień łączy mnie z tą diecezją. Posiada ona piękną
przyrodę, którą często mogłem podziwiać podczas moich wędrówek,
zwłaszcza spływów kajakowych. Wspomnienia te zostały na zawsze w
moim sercu i w modlitwie. Piękna jest ziemia gorzowska i winniście
sobie cenić ten jej urok i nie pozwolić go niszczyć czy pomniejszać.
Dziękuję tej ziemi za to, że była dla mnie zawsze gościnna i
serdeczna.
Więzy, jakie łączyły mnie z waszą diecezją, dzisiaj odżywają na
nowo, gdy patrzę na was, tak licznie zgromadzonych na tym wielkim
placu przed kościołem Braci Polskich Męczenników. Odżywają, gdy
widzę tutaj wśród biskupów księdza arcybiskupa Jerzego Strobę,
księdza biskupa Ignacego Jeża, księdza arcybiskupa Józefa Michalika.
Pozdrawiam wielu kapłanów znanych mi, trudno wszystkich po imieniu
wspomnieć. Wszystkich tu obecnych pozdrawiam.
Są pośród was również żołnierze-kombatanci, przedstawiciele
organizacji kombatanckich z Polski i zagranicy. Polski żołnierz
walczył na wszystkich frontach drugiej wojny światowej z myślą o
Ojczyźnie, którą kochał jak matkę. Dziękujemy dzisiaj synom naszego
narodu za to, że nie szczędzili ofiar i wyrzeczeń, broniąc
najwyższych wartości: wolności i godności człowieka. Dziękujemy za
świadectwo, jakie daliście, a jest to świadectwo miłości Ojczyzny.
Pozdrawiam serdecznie także tych spośród was, którzy nie mogli
przybyć do Gorzowa. Poległych i zmarłych polecam miłosierdziu
Bożemu.
Ze szczególną miłością myślimy o Sybirakach, o ich rodzinach, o
wszystkich tu obecnych i pozostających w innych częściach kraju lub
na emigracji.
Dużo byłoby jeszcze wspominać, ale trzeba kończyć. Niech Bóg
błogosławi całej waszej ziemi, której tyle zawdzięczam.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
|